Ulice Starego Miasta

Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Wto 26 Kwi - 23:02
Diana była świadkiem kilku wojen, choć rzadko uczestniczyła w nich po którejkolwiek ze stron. Tak również teraz nie miała zamiaru angażować się bardziej, niż mogło to być dla niej korzystne.
Nie powiedziała przecież Zorze o możliwych zamieszkach na kontrolowanym przez nich terenie, by w jakikolwiek sposób pomóc ich bronić swoich włości. Nie robiło jej większej różnicy, czy milicjanci padną trupem, czy wzniosą zwycięskie sztandary na jakiejś ulicznej barykadzie. Nawet jeżeli ich wspierała, czyniła to tylko tak długo jak długo było to dla niej korzystne. Candran była z tych, którzy nie zostaliby na tonącym okręcie, a raczej posłaliby go szybciej na dno tuż przed własną ewakuacją.
Nie można się zatem dziwić, że towarzystwo członka Milicji nie było przez nią traktowane jako wspólna przygoda i zacieśnianie więzów, lecz jako upierdliwy balast.
Sięgnęła dłonią po znalezisko Scavell. Protezowe palce zacisnęły się na świecidełku, które mogło być kawałkiem księżycowego metalu. Słyszała, że Zora okradła dostawy metalu z Wysp Księżycowych, lecz czy byłoby możliwe, by to świecidełko zostało skradzione Zorze?
- Metal podobny do mojego ostrza? Tak, ale raczej nie z wysp.
Candran nie tłumaczyła dalej. Za nic miała sobie zdziwienie Marionetkarza i być może także adeptki Bractwa. Jednak sama Candran pamiętała, że Wyspy Księżycowe nie są jedynym źródłem Księżycowego Metalu. Są inne miejsca, gdzie ten metal można zdobyć, lecz często jest on zanieczyszczony, a jego ilość nie wystarcza na uzbrojenie armii Tropicieli - a chyba właśnie to Bractwo próbowało zrobić.
Istniała więc możliwość, że nawet jeżeli ozdoba rzeczywiście wykonana jest z Księżycowego Metalu, to nie musi wcale pochodzić z Wysp Księżycowych. Skoro nie musi, a członek ugrupowania kradnącego ten metal nic nie wie, to najpewniej źródło pochodzenia odkrycia Irith nie znajduje się na Wyspach.
Przesunęła wykonanym na Wyspach Księżycowych palcem po łuskach jednej z ryb składających się na broszkę. Przedmiot wydawał się jej być znajomi, co mogło potwierdzać wykonanie go z metalu księżycowego.
- To może znaczyć wszystko.
Schowała biżuterię do wewnętrznej kieszeni płaszcza - nie zważając nawet na ewentualny protest Scavell. Zamiast tego spojrzała na Marionetkarza, oczekując od niego wyjaśnień.
- Ktoś was okradł? - Nie czekając na odpowiedź zaczęła przeszukiwać wszystkie ciała.
- Oczywiście, że nie! - Odparł Marionetkarz wzburzony, lecz Tropicielka nie zważała na je go słowa sprawdzając czy dziecko, któremu poderżnęła gardło nie miało przy sobie jakichś rzeczy. - Nie możesz ich okradać! Stój - Mężczyzna zrobił krok w stronę Diany, sięgając ręką ku swojej broni, lecz raczej by groźnie wyglądać niż go użyć.
- Jesteś idiotą. - Odparła Candran wstając znad ciała dziecka. Z niechęcią spostrzegła, że jej dłonie są brudne od krwi. Marionetkarz podszedł do niej, lecz cofnął swoją rękę z broni. Gdy stanął przy Dianie wyszeptał, tak że tylko ona mogła zrozumieć jego słowa - no i Scavell, jeżeli była na tyle ciekawska by podejść dość blisko.
- Czego Ty w ogóle szukasz? Mieszkańcy patrzą. - Rzeczywiście, jeżeli spojrzeć czy to na okna pobliskich kamienic, czy na przechodzący nieopodal tłum, to niezwykle wiele spojrzeń było skierowanych w stronę Tropicielek i Marionetkarza.
- Niczego.
Marionetkarz zaklął pod nosem zirytowany, zupełnie jakby uznał, że Candran w istocie z niego kpi. W jakim był błędzie! Cieniowi w istocie chodziło o to, co spodziewała się znaleźć, a raczej faktu, że nie spodziewała się znaleźć niczego.
Czy to nie dziwne? Zwykle bezdomni - a na takich wyglądała większość zgrai - swój dobytek noszą ze sobą. Nie mają gdzie go pozostawić, żadnych bezpiecznych skrytek. Żaden z nich nie miał przy sobie niczego poza ubraniem, uzbrojeniem i tą jedną, przeklętą ozdóbką. Nawet dziewczynka, wyglądająca przecież jak dziecko z dobrego domu, nie miała przy sobie niczego. Żadnych poprzednich łupów, ani nic co mogłoby ich określić.
- Irith wytłumacz rzepowi, że Ci tutaj nie zostali wynajęci, by kraść.
Skąd jednak biedna adeptka miała wiedzieć co siedzi w głowie Candran? Jak miała powiązać fakt, że zbiry przyszły do tego miejsca specjalnie dla wykonania misji i choć wywodzą się z nizin społecznych, to nie są raczej bezdomnymi? To oczywiste, że uwzględniając powyższe i pamiętając, że znajdują się na terenie Milicji Zory nikt nie wysyłałby paktowych złodziei i rozbójników do terenu jednego z większych gangów dla kilku monet. Co więcej Diana nie wierzyła, że byli pierwszą ofiarą, którą postanowili obrabować - to byłaby ironia przekreślić marzenia o karierze rabusia zanim ta mogła się rozpocząć. Czy zatem nie chodziło o okradanie, lecz o coś innego? Może odstraszanie? Czy gdyby postanowili uciekać, to napastnicy nie przyzwoliliby na wymknięcie się ich zdobyczy?
Nie wszystko Dianie pasowało w tej historii, ale wydawała się ona o wiele bardziej realistyczna niż wiara w to, że ktoś najął zbirów, by Ci kradli na terenie Zory. Zbirów, którzy przygotowali się do swojej roli i nie zabrali ze sobą żadnych rzeczy osobistych, a którzy nie zdobyli ani grosza.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Czw 28 Kwi - 12:40
Głęboka lwia zmarszczka przecięła czoło Scavell, gdy ta zmarszczyła brwi w zadumanej minie. Candran musiała mieć powody, by snuć przypuszczenia o pochodzeniu metalu i negować archipelagowy rodowód. Lunatyczka zresztą nie mogła zaprzeczyć, że nie była zadowolona ze słów Cienia – zwłaszcza, że zdawała się być pewna swoich racji. Niechętnie oddała biżuterię, choć spodziewała się przywłaszczenia znaleziska ze strony Diany, a wolne ręce splotła ciasno na wysokości piersi.
   - Jak tak łatwo możesz wykluczyć, że to coś nie pochodzi z wysp?
   Spodziewając się, że zostanie zbyta milczeniem, nie ciągnęła dalej tematu; miast tego jej uwaga skierowała się na Marionetkarza, który zdawał się być niezadowolony z sytuacji, w jakiej się znalazł. Nerwowo przestępował z nogi na nogę, a jego dłoń w paranoicznej manierze zaciskała się od czasu do czasu na rękojeści broni. Czyżby obawiał się, że podzieli los Marionetkarzy, a może zwyczajnie nie był zadowolony, że został rzucony na pastwę Tropicielek?
   Przez moment Scavell nawet mu współczuła – lecz do momentu, gdy ten postanowił brawurowo przeszkadzać Dianie w czymś, co Lunatyczka odczytała jako szabrowanie. Wyciągnęła rękę w jego stronę.
  - To nie jest dobry pomysł. – lecz ten zdawał się nie zważać na słowa Adeptki.
   Z piersi Scavell wydarło się ciężkie westchnienie, jednak wbrew jej obawom – głowa mężczyzny nie spadła z pluskiem na kostkę brukową. Wielkie zdziwienie ogarnęło Scavell! Niemalże mechanicznie przysunęła się do rozmawiającej dwójki, nie chcąc zostać wykluczoną z jakiejkolwiek wymiany informacji. Na słowa mężczyzny uniosła głowę i rozejrzała się po okolicy – przechodnie rzucali im spojrzenia pełne niechęci i obawy, a dookoła nich zaczynał robić się mały tłum gapiów szemrzący w swoim ciasnym kręgu. Choć była to całkiem standardowa reakcja ludzkiego stada, to nie zapowiadała niczego dobrego.
   - Nasz drogi Milicjant ma trochę racji, tłum się zebrał i raczej nie jest zadowolony z mordu na dziecku i towarzyszącej mu grabieży. Sugeruję nie przeciągać i w miarę szybko ulotnijmy się stąd.
   Diana zdawała się być w niezwykle dobrym humorze – czyżby jej chęć mordu została zaspokojona, a jej umysł był nęcony tajemnicą zawartą w misternej broszce i stojącym za nią potencjalnym zyskiem? Gdy Scavell zastanowiła się chwilę musiała stwierdzić, że biżuteria zdawała się być w stylu Tropicielki. Z jej myśli wyrwał ją głos Diany – Irith potrząsnęła głową i spojrzała na nią pytająco.
   - Jestem pełna podziwu, że tym razem nie przekręciłaś mojego imienia. – miała jeszcze z pełnią troski w głosie zapytać, czy jej liderka dobrze się czuje – szczęście dla Scavell, ugryzła się w porę w język. Kto wie, czy to nie byłoby ostatnie pytanie, jakie uszłoby z jej ust, prawdopodobnie razem z jej życiem? Lecz zaraz zamrugała szybko, jakby oszołomiona wiadomością zawartą w drugiej części wypowiedzi. - Nie zostali?
   Candran i Marionetkarz czekali na słowa Scavell, zatem ta musiała dokonać szybkiej syntezy i analizy zgromadzonych dotąd informacji. Choć na samym początku nie rozumiała toku rozumowania Cienia, to musiała go jakoś odtworzyć; uznała więc, że Diana na swoją tezę wpadła podczas określonych czynności, musiała być podparta jakimiś dowodami, a ni wyłącznie czczymi przypuszczeniami. Z niechęcią postanowiła powtórzyć wszystko, czego dokonała Diana – schyliła się do kieszeni nieprzeszukanych wcześniej Marionetkarzy, lecz niczego tam nie znalazła. Sytuacja powtórzyła się w przypadku dziewczynki – kieszenie jej bogatego stroju ziały pustką. Scavell wyprostowała się, wytarła dłonie w płaszcz i łypnęła z ukosa na Dianę. Nie widziała wcześniej, by Chciwość poszerzyła swój majątek o rzeczy nieboszczyków.
  - Nie mają niczego przy sobie, nawet groszy przy duszy. No, z wyjątkiem tej dziwnej broszki. Czy jeżeli rzeczywiście przyszliby tu kraść, pozbyliby się najpierw zawartości swoich kieszeni? Trochę to bezcelowe. Dodatkowo niepokojące jest ich powiązanie z tym dzieckiem. – wskazała głową na leżące nieopodal zwłoki dziewczynki. – Skąd zwykli bandyci wzięliby dziecko ubrane tak bogato i jeszcze z nim działali w porozumieniu? Same jej ubrania są warte małą fortunę. Można by przypuszczać, że to byli bardzo przedsiębiorczy przestępcy, lecz jest to na tyle absurdalne, że należy to od razu wykluczyć: nie idzie się utrzymać z okradania przechodniów, by inwestycja jakkolwiek się zwróciła, nie mówiąc już o tym, że z reguły ludzie nie noszą przy sobie dużej ilości monet.
   Dłoń w skórzanej rękawiczce powędrowała na warkocz i zacisnęła się dookoła niego w zamyślonej manierze, a stalowe spojrzenie Lunatyczki powędrowało na ciało dziewczynki. Mruknęła coś nieskładnego pod nosem i ponownie zabrała głos.
  - To zabrzmi absurdalnie i jestem świadoma tego, że moje przypuszczenia są bardzo daleko idące, ale może w rzeczywistości nasi koledzy nie byli przypadkowymi bezdomnymi próbującymi zarobić na chleb kradnąc cudze kiesy, a w rzeczywistości są zorganizowaną siatką przebierańców? Tylko co chcieli w ten sposób osiągnąć? Poczuć dreszcz adrenaliny?
   Przez zgromadzony tłum gapiów przeszło pewne poruszenie. Rozeszło się jak fala po kamieniu wrzuconym do spokojnej, nieruchomej tafli wody.
   - To Koszmar!- krzyknął ktoś z tłumu.

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 16 Maj - 22:42
- Geniusze. - Tropicielka rzuciła pod nosem słysząc niezbyt inteligentną wypowiedź z tłumu. Czy bycie anonimowym głosem pochodzących z ust ukrytych wśród innych uzasadnia lekkomyślną głupotę? Gdyby uliczni rabusie byli choć w niewielkiej części Koszmarem, bądź chociaż przeszli inicjację Bractwa, to zarówno Candran, jak i Scavell by o tym wiedziały. Nawet gdyby przyjąć, że w tej parszywej historii można doszukać się jakiegoś Koszmarnego wątku, to byłby to trop tak samo użyteczny jak ślad buta na ruchliwej ulicy. Przecież nie zaczną przeszukiwać każdego budynku szukając Koszmaru i licząc, że ten konkretny będzie miał jakiekolwiek powiązania z bandą oprychów, którzy czyhali na złoto Chciwości, a może raczej sprawiali takie wrażenie.
- Zostajecie?
Candran w czasie, który Irith poświęciła na wyjaśnienie rzepowi zawiłości sprawy, początkowo rozejrzała się jeszcze po okolicy. Zwracając uwagę przede wszystkim na to, czy miejsce ataku wiąże się w jakiś sposób z okoliczną zabudową. Nie dostrzegła jednak niczego specjalnie interesującego - miasto jak miasto. Nie pozostawało nic innego jak zbadać jedyny trop w sprawie - nazwisko zleceniodawcy bandy farbowanych złodziejaszków. To albo chodzenie uliczka po uliczce i poszukiwanie czegoś ciekawego. Druga możliwość wydała się Dianie wybitnie głupią stratą czasu.
- Jeśli tak, to gdzie znaleźć tego całego Lestrange, co z wami trzyma.
Tym razem swoje słowa Tropicielka skierowała do członka Milicji, którego twarz zdradzała zmieszanie pomiędzy wizją ekscytującej przygody, a nieskończonymi pokładami cierpliwości wobec Diany. Widać było, że nie spodobało mu się, że Diana głośno wypowiedziała nazwisko szanowanej rodziny, choćby ze względu na palec który powędrował do ust Marionetkarza.
Mężczyzna podszedł pośpiesznie do liderki Bractwa i ściszonym głosem powiedział:
- Zaprowadzę was, ale bądź nieco bardziej subtelna.
W pierwszej chwili Candran zmarszczyła lekko nos i już chciała coś powiedzieć, lecz zdała sobie sprawę, że przepychanki słowne to strata czasu. Zatem jedynie odsunęła się na bok by przepuścić swojego przewodnika. Poza tym rzuciła jeszcze okiem na Irith, czy ta się gdzieś po drodze nie zgubiła bądź nie stało się coś jeszcze gorszego. Na przykład adeptka Bractwa poczuła chęć zdobycia sławy i zamiast prowadzić śledztwo zaczęłaby udzielać wywiadów do tłumu. Na pewno zapewniłaby naiwnych mieszczaków, że Koszmary to jej specjalność. Gdyby tylko dom Diany znajdował się w świecie ludzi, a Candran zobaczyłaby choć jednego fotografa zakłócającego jej spokój, to właśnie Scavell musiałaby sprzątać krew z tarasu. W końcu jej pragnienie sławy byłoby winne temu, że Diana musiała sięgnąć po swój miecz w celach orzeźwiającej dekapitacji.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Sro 1 Cze - 12:50
Stalowe spojrzenie chłodnych oczu Lunatyczki uniosło się z wolna znad zwłok dziewczynki, do których gasnącego ciepła lgnęły wygłodniałe muchy. Kobieta liczyła, że ktoś dostatecznie szybko posprząta całe to krwawe widowisko; i że ta wątpliwa przyjemność nie przypadnie jej w udziale.
   Stąd też z nieukrywaną nadzieją i niewypowiedzianym życzeniem oczekiwała Candranowego rozkazu wymarszu. Miejsce zbrodni – o ironio dokonanej przez nie same – zdawało się być już dostatecznie zbadane, a z trupów nie pozyskają już żadnej potrzebnej informacji. I to nie z powodu nieetyczności czy niemożliwości tego czynu, a z bardzo prozaicznego powodu – Irith nie kojarzyła, by Diana parała się kiedykolwiek nekromanckimi sztuczkami. Choć może jej towarzyszka skrywała jakiś szkielet w szafie, o którym Scavell nie miała żadnego pojęcia?
   Ku potencjalnej uciesze Diany, Lunatyczce nawet przez myśl nie przeszło wdawanie się w dyskusje z tubylcami; nie tylko dlatego, że pachnieli wybitnie nieprzyjemnie (zapach potu z wonią nieumytego ciała oraz subtelnym aromatem czosnku i cebuli oddawały się miłosnym igraszkom płodząc wybitnie odrażającego bękarta), nie tylko przez brak myśli na pustych twarzach ogorzałych od słońca; Scavell przede wszystkim była podniecona wizją śledztwa, jakie miały przeprowadzić i czekającej na nie potencjalnej nagrody. Jeżeli za działaniami gangu rzeczywiście stał Koszmar i jeżeli Fortuna okaże się być dla niej dostatecznie łaskawa, Lunatyczka będzie mogła położyć swoją rękę na jego esencji. A to roztaczało bardzo lukratywne, niemalże nieskończone perspektywy przed młodą badaczką.
   Powszechnie przyjmuje się, że mężczyźni preferują kobiety o nieznacznie niższym od siebie ilorazie inteligencji – będąc w tak uprzywilejowanej pozycji mogą błyszczeć jak prawdziwy diament, którego natura dodatkowo jest podkreślana przez strumienie rzuconego nań magicznego światła. Cóż więc mogła zrobić Irith, niż poddać się regułom gry i w takowy sposób podjąć próby zwrócenia na siebie uwagi Marionetkarza? Złamany nos raczej nie dodawał jej wdzięku.
   Zrównała krok z Dianą, by ta nie posądziła jej o maruderstwo – o ile ich nowy towarzysz mógłby z pewnością przymknąć oko na damę z defektem nosa, to raczej swoją atencją nie obdarzyłby takiej bez głowy. A jak wiemy, u Diany o dekapitację nie trudno.
   - Tak po prostu tam pójdziemy? – rzecz jasna nie mogła nie omieszkać zadania pytania iście niemądrego w swej naturze – Nie będziemy bawić się w żadne przebieranki ni podstępy?
   Diana przebrana za uroczą akwizytorkę wbrew swojej woli to ostatnia rzecz, jaką zobaczyłby gospodarz domu – i osoba, która zasugerowałaby nawet takie rozwiązanie. Nie można się dziwić Scavell, że ta automatycznie odsunęła się od Candran biorąc za żywą tarczę towarzyszącego im mężczyznę, który teraz to miał przyjemność być pośrodku.
   Pozycja Lunatyczki - abstrahując od umiejętności, jakie posiadała jej Liderka - była na tyle dla niej korzystna, że postanowiła zadać jeszcze jedno dosyć kontrowersyjne pytanie.
   - Jeżeli to rzeczywiście Koszmar to czy mogę zatrzymać jego esencję?

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Czw 23 Cze - 22:34
Nikt nie mógł się spodziewać, że nim Diana oraz jej mała świata dotrą do posiadłości Lastrenga niebo spowiją chmury tak gęste, że wydawać się będzie, iż nastała noc. Gdy to się jednak stało dla nikogo nie było zdziwieniem, gdy chwilę później niebo wypełniły ciężkie, chłodne krople deszczu. Na pocieszenie los oszczędził wędrowcom gromów rozrywających ciszę niczym księżycowe ostrze Tropicielki przechodzi przez plugawe i zwodnicze cielska Koszmarów.
Ostatnie kilkaset metrów wystarczyło, by Diana poczuła się niczym dzielny łotrzyk muszący przebyć wodospad, by dostać się do tajemnej groty skrywającej skarb.
Świat jednak nie był tak piękny. Zamiast przyjemnie wilgotnej jaskini o niezwykle urokliwych formacjach skalnych, lekko tylko wilgotnych od strumienia rzeki tworzącej wodospad, Candran natrafiła na upiorny dworek wyjęty z tanich romansideł, w których zaczytuje się Irith - tych z czernią doglądającą i gromadzącą biel. Zapewne niegdyś białe kolumny teraz były całkowicie szare - dawny ich kolor zdradzał jedynie niewielki brakujący fragment. Ten odpadłszy stosunkowo niedawno odsłonił nieprzybrudzoną dawną biel. Kolumnada sięgała drugiego piętra niemal na całej długości za wyjątkiem samego wejścia, nad którym bezpośrednio - na piętrze znajdował się balkon w kształcie półkola zdobiony kamiennymi liśćmi balustrady. Posiadłość miała lata swojej świetności za sobą. Świadczyły o tym nie tylko brakujące elementy fasady i rozbita szyba na piętrze po prawej stronie, lecz także niespecjalnie zadbany ogród. Nawet jednak przez chwilę Candran nie uznała, że posiadłość może być opuszczona. Choć rośliny rosły jak tylko chciały, to ścieżka prowadząca od bramy do samego gmachu była wydeptana do gołej ziemi. Do tego nawet z zewnątrz dało się dojrzeć, że kilka świateł na wyższych piętrach i na poddaszu było zapalonych.
Choć deszcz osłabł na sile a wiatr niemalże zniknął, to Candran nie chciała dłużej tkwić na zewnątrz. Dlatego też wróciła do poruszanej przez Scavell kwestii, na którą uprzednio odpowiedziała jedynie "jeszcze nie wiem". Teraz rozwiała swoje wątpliwości.
- Tak, w końcu nie odmówi schronienia swoim druhom z gangu. - Oczywiście to nie tak, że Candran miała zamiar kogokolwiek pytać, czy może wejść. Miała jednak na tyle rozsądku, by nie mówić przy Marionetkarzu o gotowości pozbawienia głowy członka jego grupy harcerskiej, gdyby ten jej odmówił.
W gruncie rzeczy to nie deszcz przeszkadzał Candran. Ten, w przeciwieństwie do bagien, nie był przesiąknięty zgnilizną i nie cuchnął aż tak. Do tego jego miarowy szum był całkiem przyjemny, a spacer po wybrukowanych uliczkach w czasie ulewy miał swój nieodparty urok. To co doskwierało kobiecie, to fakt, że zrobiło się jej nieco chłodno a przemoknięte ubrania stanowiły wymarzone środowisko dla zaczątku jakiejś choroby. Zły stan zdrowia dość skutecznie utrudnia polowanie na Koszmaru, a zatem Diana wolała nie ryzykować pozostając na zewnątrz dłużej niż to było konieczne.
- Jeżeli to rzeczywiście Koszmar, to oczekujemy stosownej nagrody. - Candran zamiast odpowiedzieć Irith wykorzystała jej pytanie, by zwrócić się do Rzepa. Ten choć wyraźnie zniesmaczony wizją "zatrzymywania" esencji Koszmaru odparł:
- Jeżeli to Koszmar, to dopilnuję by Milicja wam zapłaciła. - Jednak po tych słowach pośpiesznie ruszył w kierunku domostwa Lastranga należącego do milicji. Trudno powiedzieć czy bardziej przez wyobraźnię, która podsuwała mu wizję demonicznej mazi stanowiące jakąś mityczną Esencję Koszmaru, czy może raczej przez wciąż padający deszcz. Gdy oddalił się kilka kroków Diana ruszyła za nim, lecz uprzednio ściszonym głosem zwróciła się do Scavell.
- Jeżeli to Koszmar, to użyjesz jego Esencji do stworzenia broni.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Wto 28 Cze - 14:44
Scavell skrzywiła się czując pierwsze zimne krople deszczu na nosie - kontrast chłodu wody i ciepła rozgrzanego ciała był dla kobiety na tyle nieznośny, że szybkim ruchem ręki naciągnęła na głowę obszerny kaptur płaszcza i skąpała twarz w bezpiecznym i przyzwoicie suchym mroku. Wystarczyło jej wilgoci mokradeł, wśród których spędziła ostatnio dostatecznie dużo czasu, by zatęsknić za komfortem bycia nieprzemoczoną; nic więc dziwnego, że przyspieszyła kroku, by jak najszybciej osiągnąć komfort zadaszonego pomieszczenia. Nawet, jeżeli miałoby one być wypełnione koszmarnym plugastwem - z pewnością byłoby one towarzystwem bardziej doborowym, niż chora i przeziębiona Candran, szukająca byle powodu do dekapitacji. Choć gdy Scavell pochyliła się bardziej nad tą myślą, musiała poważnie zastanowić się, czy taka sytuacja byłaby w ogóle możliwa, wszak jej liderka nie była powściągliwa, jeżeli chodziło o dekapitację.
   Lecz na pewno wymagałaby od Irith jeszcze więcej, niż wymagała obecnie.
   Scavell westchnęła ciężko i zatrzymała się niedaleko niskich schodków wiodących do posiadłości - nadzieje przeżycia przygody rodem z pieśni rycerskich a związanej z działaniem w przebraniu rozwiały się jak wizja świętego spokoju otrzymanego od chorej Candran. W powietrzu wisiało pytanie, czy Lestrange-Milicjant okaże się być zdrajcą, który wyjawi sekrety swojej rodziny i właściwie pokieruje Tropicielki?
   - Niespodziewana hojność, dziękuję. - rzekła z uśmiechem.
Lecz jej dobry humor nie trwał zbyt długo. Diana nie dawała niczego za darmo, zatem w tym wszystkim musiał tkwić jakiś haczyk. Do tej pory Irith mogła bezkarnie korzystać ze swojego statusu młokosa w Bractwie: walką z Koszmarami zajmowała się Diana, a Lunatyczka od czasu do czasu oferowała swoją wiedzę o Koszmarach. I to nie z dobroci serca Cienia, a z tego, że w walce z butami z Krainy Snów broń Scavell była bezużyteczna. Jasne oczy łypnęly spod kaptura
   - Żebym była bardziej przydatną żywą tarczą? - rzekła cicho i potrząsnęła głową - Niech będzie, wreszcie się do czegoś przydam.
   Lecz Lunatyczce nie dane było dalej słodzić swojej liderce. Nim towarzyszący im Marionetkarz zdążył zapukać, drzwi posiadłości otworzyły się z hukiem - impet uderzenia drewnianych skrzydeł o mur domu był na tyle duży, że zdobiący je tynk opadł płatami na taras. Choć może ściany były na tyle nadgryzione zębem czasu, że sypałyby się przy bawet najlichszym wiaterku?
   Z ciemnego otworu nieoświetlonego domostwa wyłoniła się rosła, włochata postać - na tyle duża, a przede wszystkim gruba, że z łatwością można by pomylić ją z olbrzymim dzikiem stojącym na tylnych racicach. Powietrze przesiąknięte było wonią taniego alkoholu wyziewanego przez włochatą poczwarę - a gdy mężczyzna zrobił krok w stronę ogrodu, musiał wesprzeć się o kolumnę, aby zachować równowagę i nie skończyć w grząskim błocie. Mamrotał coś pod nosem, nim natrafił spojrzeniem na stojącą w pobliżu Irith. Rzucił ciemnymi, kaprawymi oczkami na Tropicielkę.
   - Czego?


Ostatnio zmieniony przez Scavell dnia Sro 29 Cze - 12:53, w całości zmieniany 2 razy

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Wto 28 Cze - 21:45
- Tak. - Odparła krótko, potwierdzając, że żywa tarcza, która stanowi dla Koszmaru zagrożenie jest o wiele lepszą żywą tarczą od tej, którą upiory z Krainy Snów mogą wyśmiać i ominąć bez najmniejszych problemów.
Jakakolwiek tarcza, by była skuteczna musi znajdować się na drodze ataku i być zdolna do jego zablokowania. Nawet największy i najwytrzymalszy pawęż noszony na plecach był bezużyteczny przeciwko pchnięciu wyprowadzonemu od przodu a wobec roju żarłocznych szerszeni rycerska tarcza - tak skuteczna na ubitym polu - okazywała się być jedynie zbędnym ciężarem.
- Vilrof, zastaliśmy Lastran... - Zaczął Marionetkarz, jeden z pionków Zory, lecz przerwał w pół słowa gdy zobaczył, że Tropicielka nie chciała tracić czasu na wymianę uprzejmości i ruszyła przed siebie pewnym krokiem. Zatrzymała się dopiero przed opasłym cielskiem odźwiernego, który tarasował jej przejście.
Przez kilka chwil kobieta i milicjant stojący w suchym domu mierzyli się spojrzeniami. Milicjant i Irith mogli nawet przypuszczać, że lada chwila czyjaś głowa spadnie na ziemię, lecz tuż po tym jak dłoń Candran ledwie drgnęła to włochata poczwara ustąpiła wpuszczając trójkę wędrowców do środka.
- Z kim Ty się zadajesz? - Grubas zwrócił się do Milicjanta towarzyszącego Tropicielką z wyraźną pogardą spoglądając przede wszystkim na Dianę, choć i niewinna niczemu Scavell doczekała się krótkiego zerknięcia wzgardy z jego strony.
- Mniejsza o to, jest Lastrange? Mamy do niego pilną sprawę. - Odparł Milicjant robiąc krok w stronę kominka, w którym ledwie tliły się resztki żaru. Zapewne dolna część posiadłości nie była wykorzystywana przez Milicjantów, którzy znajdowali się na piętrze.
W tym czasie Candran protetycznymi palcami musnęła rękojeść krótszego ostrza, a swoją naturalną dłonią dotknęła mokrych włosów - na co wyraźnie skrzywiła się z niezadowolenia. Wcześniej przeszła kilka kroków po pomieszczeniu przyglądając się ledwie widocznym w półmroku obrazom i zwierzęcym czaszką - świadectwem polowań lub dziwnego gustu w dekorowaniu wnętrz. Następnie, dość szybko po kilku krokach, odwróciła się w stronę odrażającej istoty, która w ostatniej chwili uratowała się przed utratą bezużytecznej ozdóbki przesadnie szumnie nazywanej głową. Jego gabaryty i wyraźnie odczuwalna woń alkoholu sprawiła, że Candran nie uznawała go za godnego przeciwnika, lecz raczej jako przeszkodę, którą należy usunąć, jeżeli sama nie zejdzie jej z drogi.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Sro 29 Cze - 22:28
Stęchlizna panująca w powietrzu uderzyła w nos Scavell i wykrzywiła jej twarz w wyrazie wzgardliwego niezadowolenia. Ostatnimi czasy nie miała szczęścia jeśli chodziło o trafianie w miejsca czyste i przytulne - jak nie rozpadająca się karczma na zapomnianych przez wszystkich Samotnych Mokradłach, przez zatęchłą latarnianą ruderę służącą nieszczęsnemu kultyście za lokum, na rozpadającej się siedzibie gangu skończywszy. Znalazłszy się pod jeszcze nie przeżartą przez kornika strzechą zdjęła z głowy kaptur płaszcza i stanęła pod ścianą. Spod płaszcza wyciągnęła ciasno spleciony warkocz i przerzuciła go przez prawe ramię.
- Zastaliśmy go? -  Lunatyczka powtórzyła pytanie Marionetkarza uważnie obserwując włochatego mężczyznę.
Choć w izbie panował półmrok, to Scavell miała okazję dobrze przyjrzeć się niedźwiedziowi na dwóch nogach: rude włosy porastały nie tylko brodę i głowę jegomościa, lecz były kępkami zebrane na całej jego twarzy. Włochacz nie wyglądał na starego, lecz waga z pewnością dodawała mu lat: widać ją było przede wszystkim w ociężałości jego ruchów. Choć może to wszystko była kwestia alkoholu pulsującego w jego krwiobiegu? W głowie Scavell kotłowały się myśli co do dziwacznej fizjonomii oddzwiernego - nawet jak na magiczną istotę była ona niecodzienna.
Gęste brwi zmarszczył się gniewnie, gdy Vilrof zwrócił się w stronę Irith. Kobieta mogła przysiąc, że pod plątaniną rudawych włosów mięśnie żuchwy napiely się z niezadowoleniem. Mężczyzna zbliżył się kilkoma długimi krokami do kobiety - woń alkoholu stała się wyjątkowo nieznośna.
- A co cię paniusiu Lestrange obchodzi?- rzekł zaciskając dłonie w pięści - Ano go chyba nie ma, bo wyszedł. Może po panienki, to go długo nie będzie - włochata bestia zarechotała wyraźnie zadowolona ze swojego sprośnego żartu.  - No ale zanim wam coś powiem, to czego od niego chcecie?
Słowom włochatego mężczyzny zawtórowało przewrócenie oczu przez Scavell - w momencie, gdy pierwsze dźwięki opuściły gardziel grubasa, Lunatyczka po raz pierwszy musiała się przed sobą przyznać że żałowała, że Diana nie skróciła go wcześniej o głowę. Nie wiedząc na ile może zdradzić, rzuciła przelotne spojrzenie Candran, nim zabrała głos.
- Informacji. - rzekła krótko zaplatając dłoń na warkoczu.
Gruby włochacz zabisował śmiechem, choć bardziej brzmiało to jak warkot dochodzący z czarnej studziennej otchłani.


Ostatnio zmieniony przez Scavell dnia Wto 5 Lip - 14:26, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Pią 1 Lip - 18:29
Włosy Candran były wilgotne od chłodnego deszczu, co w połączeniu z niezbyt przyjemną wonią taniego alkoholu powodował wyjątkową podatność na irytację. Podczas gdy pozostała trójka obecnych w pomieszczeniu pochłonięta była rozmową Diana nie brała zbyt aktywnego udziału w bezowocnej konwersacji. Zamiast tego przyglądała się uważnie zdobiącym ściany trofeom zauważając nie tylko niezbyt dobry gust, lecz także budżetowość.
Zdecydowanie nie chciałaby tu mieszkać, ani też posiadać żadnej rzeczy, której dotąd widziała. Wszystko tutaj w fioletowych oczach Tropicielki wydawało się być niczym innym, jak tylko składowiskiem odpadów patetycznie uformowanym na kształt domu. A przecież Lastrange miał w rodzinie bogatego i wpływowego Marionetkarza - czyżby oznaczało to rodzinny konflikt?
Nadszedł jednak czas, gdy w holu nie było już nic, co Diana chciałaby obejrzeć a grubiańska poczwara nie zaprzestała swego pijackiego rechotu. Tropicielki mogły uzyskać u niego informacje, lecz nie było to niezbędne. Choć ta rudera była wyjątkowo biedna i niezbyt zachęcająco, to mieli w tym miejscu dach nad głową i nie straszny był im ulewny deszcz. Natomiast Lastrange na pewno tu wróci. Może wcześniej, może później, lecz w końcu wróci. Pawian o aparycji goryla nie był im do niczego potrzebny.
- Jest nam potrzebny, Ty nie. - Za pomocą protezy Diana powróciła do pionu, po uprzednim spędzeniu kilku chwil wsparta na swej ręce wykonanej na Wyspach Księżycowych. Jej spojrzenie skierowane było teraz w stronę włochatej bestii, którą Tropicielka chciała skrócić o głowę. Zdawała sobie oczywiście sprawę, że Milicjanci będą mieć w tym miejscu przewagę - w budynku na pewno było ich więcej. Sądziła nawet, że wysyłali swojego kompanijnego głupka, by odstraszał akwizytorów.
- Gadaj co wiesz lub odejdź. Ewentualnie oszczędź mi trudu i utnij sobie ten paskudny łeb. - Dla zobrazowania swych słów dłoń Tropicielki odsłoniła rękojeść krótszego miecza ukrytą dotąd pod płaszczem.
- Jak śmiesz! - Warknęła poczwara udająca człowieka i chwyciwszy pogrzebacz zrobił krok w stronę Diany. Uniósł dłoń z prowizorycznym orężem nawet nie tyle by uderzyć Cienia, lecz by ją zastraszyć. Dało się to zrozumieć, gdy na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, że Diana nie drgnęła, a zamiast tego chwyciła swoje ostrze - nie dobywając go jeszcze z pochwy.
- Spokojnie! Ludzie! Jesteśmy po tej samej stronie! Vilrof oni prowadzą dla nas śledztwo! - Marionetkarz nazywany dumnym mianem Rzepa starał się załagodzić sytuację od czasu, gdy usłyszał jak Diana namawia jego towarzysza do odcięcia sobie głowy.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Sro 6 Lip - 13:57
Na twarzy Scavell odmalował się wszystkimi możliwymi barwami wyraz zdegustowania, a stalowe spojrzenie z pewnym rozdrażnieniem wbiło się w awanturującą się Dianę. Lunatyczka nie mogła z pewnością zaprzeczyć, że rosły mężczyzna swoim brakiem kultury i higieny osobistej zapewne działał jej na nerwy w takim samym stopniu, co działał Candran, niemniej wchodzenie w kolejną walkę, zwłaszcza z potencjalnymi sojusznikami, zdawało się jej być bezcelowe – i tylko oddalało je od osiągnięcia celu. Przecież Lastrange na pewno byłby bardzo chętny do współpracy, gdyby wróciwszy do swej kryjówki, ujrzał zmasakrowane (i oczywiście zdekapitowane) ciała swoich współziomków, a nad nimi dwie uśmiechające się do niego Tropicielki! Toteż Irith wystąpiła do przodu w celu zminimalizowania konfliktu, lecz nie dane było jej swoich chęci przerodzić w działania.
   Włochaty mężczyzna stanął jak wryty widząc nieustępliwą pozę Cienia – jego ręka zawisła w powietrzu, a kaprawe oczka błądziły tępo po twarzy Candran, jakby grubas chciał w ten sposób lepiej przeprocesować zgromadzone w swym małym móżdżku. Zamach na życie (swoje i) Diany nie ujrzał światła sukcesu – ramię mężczyzny cofnęło się, jakby markując cios, lecz równie szybko przylgnęło do spasionego cielska. Po wyszczerbionej posadzce nadgryzionej zębem czasu rozszedł się szczęk upuszczanego pogrzebacza, a wielka bestia tylko machnęła ręką i usiadła tam, gdzie stała, za nic sobie mając powstałe dookoła nich zbiegowisko.
   - Wszystkie baby są takie same. – zaszlochał, kuląc się na podłodze i zasłaniając twarz umorusanymi dłońmi; grube jak groch krople łez żłobiły wgłębienia w odsłoniętej, zabrudzonej skórze. – Rozumiesz, Rzepa?! WSZYSTKIE! – przy ostatnim słowie ton mężczyzny wszedł w na tyle wysokie dźwięki, że dla przeciętnego odbiorcy byłby on nieznośny do słyszenia; być może bardziej przypominał skowyt, niż ludzki głos – Ty się starasz dbać o sprawy, pilnować domu, a one co? Łeb chcą człowiekowi urwać. Tak samo było z Leolisą. – z głośnym jak trąba dźwiękiem opróżnił swój nos w mankiet zakurzonej koszuli.
   Irith nie mogła się nadziwić, jak szybko jowialne śmiechy potrafiły przerodzić się w szlochy skrzywdzonego przez płeć piękną amanta. Choć z całą pewnością do niestabilnej osobowości włochacza i jego huśtawki humorów przyłożył rękę alkohol powodując, że bestia była wybitnie nieznośna do obcowania.
   - I coś ty najlepszego zrobiła? – syknęła do Diany, gdy tylko podeszła do niej bliżej – Za poradnię psychologiczną półludzi, pół… nieważne. Nie płacą mi za to. – westchnęła, gdy uświadomiła sobie, że w rzeczywistości prawie jej nie płacą i tylko machnęła ręką, jakby próbowała odgonić tę myśl jak natrętną muchę.
   Bestia szlochała w najlepsze, a dookoła niej zgromadzili się pozostali Milicjanci. Niektórzy z nich poklepywali go po ramieniu i wysłuchiwali rodzących się żali, z kolei inni przyglądali się zaistniałej sytuacji ze zniesmaczeniem. Co niektórzy opowiadali sobie na ucho niewybredne żarty o życiu miłosnym włochacza.
   - Panie mu wybaczą. - zbliżył się do nich ich Marionetkarz-przewodnik – To dobry chłopak, ale po alkoholu dostaje małpiego rozumu.

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Sro 13 Lip - 20:55
Prawdziwa dłoń Cienia zacisnęła się na rękojeści krótszego miecza. Długie ostrze w ciasnych pomieszczeniach byłoby dość niepraktyczne, a Diana nie chciała by jej broń zamiast rozwiązywać, stwarzała problemy.
Przeniosła ciężar ciała na prawą nogę gotowa by uskoczyć przed wymierzonym z góry atakiem. Choć chciała pozbawić głowy gbura przed nią, to zdawała sobie sprawę z własnego położenia. Znajdowali się w gnieździe węży - tym razem niezbyt koszmarnych. Nie chciała więc, by to wyglądało na jej atak, a jedynie na obronę przed napastnikiem. W końcu ile warte są słowa, gdy w ruch idzie metal?
Wyczekiwała momentu ataku mając już w głowie wizję całego starcia. Jak zaznaczono musiała odpowiedzieć na atak, zamiast pierwsza wyprowadzić cios - to tylko z pozoru mała niedogodność. Nie mając dobytej broni nie mogła liczyć na zasłonięcie się, a poza tym nie chciałaby tępić cennego ostrza na pordzewiałym pogrzebaczu. Musiała zatem wykonać unik z jednoczesnym dobyciem broni. I gdy masywna dłoń wieprza się uniosła Candran już myślała, że dostanie to czego chciała - głowę pijanego małpiszona.
Niestety! Atak nie nastąpił, a broń została wypuszczona z ręki. Czyżby w tym małym móżdżku pływającym w tanim alkoholu zrodziła się myśl? Nie, ta hipoteza szybko została wykluczona zarówno przez aprioryczne założenie Diany, jak i zachowanie włochatego szczura.
Tropicielka wyprostowała się, cofając o pół kroku, by mieć dostatecznie dużo czasu, gdyby całe to zamieszanie miało być czymś w rodzaju podstępu. Obiecała sobie w myślach, że jeżeli poczwara wyciągnie po nią ręce, to straci je zanim ktokolwiek zorientuje się co właśnie zaszło.
- Powinnam mu uciąć łeb za bycie debilem. - Odparła Candran gdy otrząsnęła się z szoku. Spodziewała się walki, a dostała jakiegoś beczącego bachora. Gdyby tylko nie kilku Milicjantów, którzy pojawili się już na dole i obserwowali całą sytuację nie zawahałaby się mu odciąć głowy. Znaczy pozostawał jeszcze Rzep i Scavell, więc może jeszcze trzeba ich usunąć, by Candran mogła wykonać swój plan.
Dłoń Cienia z niechęcia zsunęła się z ostrza, a kobieta zrobiła kilka kroków w głąb pomieszczenia.
- Gdzie ten Lastrange, gdy jest potrzebny. - Mruknęła sama do siebie pod nosem, tak że tylko Irith, która właśnie podeszła do liderki, mogła to usłyszeć.
- Najlepsze byłoby pozbawienie go głowy. Teraz mamy tu rozstrojoną pozytywkę. - Powiedziała do adeptki, po czym dodała nieco ciszej, by nie dokładać paliwa do szalejącego płomienia pijackiego płaczu. - Do tego wyjątkowo paskudną.
Nie chciała patrzeć na Milicjantów a Ci na szczęście byli bardziej zajęci swym towarzyszem i towarzyszącym im Rzepem, niż Tropicielkami.
Na słowa Rzepa o dobrym chłopaku Candran tylko prychnęła, po czym obróciwszy się do zbieraniny żołnierzyków powiedziała nieco przesadnie znużonym głosem.
- Niech będzie, to o co temu tu chodzi? - Nie chciała poznać tej historii. Miłosne rozterki owłosionego woreczka wypełnionego błotem interesowałyby ją tylko gdyby została zamknięta w więzieniu o czterech ścianach i kompletnie żadnym zajęciu - a i to dopiero po kilku stuleciach.
Mimo wszystko wysłuchanie tych opowieści będzie ciekawsze niż nieustanne zmaganie się z własną ręką, której śpieszno jest by sięgnąć po ostrze i zakończyć pijackie wycie niespełnionego romantyka o aparycji wołu czy innego jaka.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Pią 15 Lip - 9:03
Jasną rzeczą było, że Scavell niesłychanie ucieszyła się z tego zdaje się pokojowego rozwiązania konfliktu. Diana okazała się jednak mieć resztki rozsądku, by nie rzucić się na Marionetkarzy na ich własnym terenie - takie rozwiązanie z pewnością by skomplikowało i tak skomplikowane już sprawy. Irith uniosła brew, a na jej ustach zatańczył przelotny uśmieszek.
   - Od kiedy musisz mieć powód do dekapitacji?- Zdawać by się mogło, że jej słowa są pewną przesadą; Cień wszak nie była na tyle psychopatyczna, by miała rzucać się na każdego z samej tylko żądzy mordu. Z całą pewnością nie było to z dobroci serca, a przez to, że była na to zbyt leniwa.
   Tropicielka skinęła głową na słowa Diany - grubas przysłużyłby się wszystkim, gdyby w końcu postanowił się ulotnić z domostwa, a przynajmniej powściągnął swój język i wydawane odgłosy. Tak się jednak nie stało, a mężczyzna w sposób wybitnie wokalny wyrażał swoje bóle. I może pewien akt desperacji kierował jej liderką, gdy postanowiła złożyć mu propozycję wysłuchania jego losów? Scavell z przerażeniem spojrzała na Cienia i wyciągnęła rękę w jej kierunku, aby ją powstrzymać przed pytani m, jakie miało paść z jej ust
   - Candran, nawet nie pr...
   Za późno. Bestia ryknęła wściekle i utkwiła w Tropicielce swoje małe, kaprawe oczka, błyszczące się w półmroku jak małe węgielki. Ze wściekłym pociągnięciem nosa przetarł oczy, po czym zacisnął ciasno dłonie w pięści. Chwilę trwał w milczeniu, jakby ważył słowa, nim ponownie wybuchnął.
   - O co temu chodzi?! - zawarczał  - O to chodzi! - to mówiąc, począł desperacko wymachiwać grubymi paluchami w okolicach twarzy, a zwłaszcza brody - Ale jak chce wiedzieć, to jej powiem. Dawno temu zaufałem pewnej kobiecie. Wtedy dałbym sobie za nią rękę uciąć. I co? I teraz niby mam rękę, ale wyglądam jak bękart niedźwiedzia i goryla. - przy ostatnich słowach głos mężczyzny załamał się, jakby ten próbował stłumić w sobie kolejny rodzący się szloch; gdy już opanował się na tyle, by mógł dalej mówić, wycedził przez zaciśnięte zęby: - Przeklęta wiedźma, żeby sczezła.
   - Widzą panie, Vilfur miał kiedyś przelotny romans z pewną czarownicą, ale gdy okazało się, że Leolisa nie jest jego jedną jedyną, postanowiła zabawić się w jego kosztem i skoro z niego taki ostry dzik w podobojach miłosnych, to będzie wyglądał jak jeden z nich.
   Słowa Towarzyszącego im Rzepa zostały przerwane przez jego kolegę
   - Klątwa jak klątwa - wzruszył ramionami Rzepa, który postanowił dorzucić swoje trzy grosze - ale jak spojrzymy na sposób jej odczynienia to już robi się niewesoło. - tutaj zbliżył się konspiracyjnie do kobiet i pochyliwszy się w ich kierunku, niemalże wyszeptał następujące słowa - Zdjąć ją ma tylko pocałunek prawdziwej miłości, koniecznie w czasie nowiu i oboje muszą być wysmarowani krwią dziewic. Lub może to były Dachowce? Pal to licho! - machnął lekceważąco dłonią i wskazał na swojego ryczącego towarzysza - Ważne, że nikt się tego nie podejmie, no tylko na niego popatrzcie. - zdawać by się mogło, że gest ten nie uszedł uwadze bestioczłeka, ponieważ ten w milczeniu tylko gromił Rzepę spojrzeniem pełnym wyrzutu.


Ostatnio zmieniony przez Scavell dnia Czw 21 Lip - 10:16, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 18 Lip - 19:00
Diana uniosła brew na pytanie Scavell. Słowa adeptki wydały się Cieniowi głupie, wszak to oczywiste, że nie dobywa cennego ostrza bez powodu. W innym wypadku metal stępiłby się na nic nie wartych karkach i mógłby zawieść podczas liczącego się starcia. Poza tym równie oczywiste było, że Chciwość dobywa miecza by zyskać i pozostawia go w pochwie, gdyby mogła stracić. Prosty kupiecki rachunek każe sądzić, że kilkunastu uzbrojonych i wyszkolonych żołdaków to spory problem na tak małej przestrzeni, a jeszcze większym jest utrata dojścia do Księżycowego Metalu posiadanego przez ich przywódcę.
Podobnie jak Candran nie dobywa miecza z byle powodu, a gdy to czyni to by odebrać życie, tak też nie widziała sensu w odpowiadaniu na głupie pytania, a więc Irith nie uzyskała od niej żadnej odpowiedzi.
- Zatem Knur wtykał nos gdzie nie powinien i ktoś mu ten nos przytrzasnął. - Powiedziała westchnąwszy bardziej do siebie, niźli do kogokolwiek innego, lecz na tyle głośno, że wszyscy w pomieszczeniu mogli to usłyszeć. Sam Vilfur uderzył pięścią o ziemię i płaczliwym, łamiącym się głosem wykrzyczał:
- Może popełniłem mały błąd, lecz nie zasłużyłem na ten los.
Diana uniosła swój wzrok zażenowana zachowaniem Marionetkarza i zwróciła się raczej do jego towarzyszy, przechodząc do sedna ich wizyty.
- Przyszłyśmy do Lastrange i chcemy się z nim pilnie skontaktować. - Cień oparła się o kominek jedną ręką, nieznacznie pochylając się ku ścianie. Choć liczyła, że knur ją okłamał i Lastrange nie wyszedł, to spodziewała się, że najprawdopodobniej nie ma go wśród Marionetkarzy. Zdecydowanie jednak nie chciała poświęcać żalącemu się głupcowi już ani jednej chwili. Ten jednak nie dał za wygraną.
- Co z moją klątwą? - Zawył głośno, wypełniając pomieszczenie swym piskiem. Jeden z jego kompanów roześmiany stwierdził: - Lastrange nie ma, lecz zorganizujemy wam spotkanie jak pomożecie Vildurowi z jego klątwą.
Chociaż Candran zdawała sobie sprawę, że ten żartował, to na słowa Marionetkarza oparła się ramieniem o ścianę, przymykając swoje fioletowe oczy.
- Jeżeli Irith nie jest chętna na pocałunek prawdziwej miłości, bo krew dziewic leży do wzięcia na miejskim rynku, to mogę jedynie zaproponować zakończenie klątwy przez dekapitację przeklętego. - Jej głos był spokojny, słowa wypowiadane równo i głośno, a sam Cień wyglądał jakby zaraz miał zasnąć z przymkniętymi delikatnie oczami, wsparty o ścianę. Jej postawa kontrastowała z brutalnością jej propozycji podobnie jak niewinny wygląd stał w sprzeczności z paskudnym usposobieniem.
- Spokojnie! Spokojnie! Myśmy tylko żartowali. - Odparł Marionetkarz, inny niż ten, który wcześniej żartobliwie żądał rozwiązania problemu Vilfura. Jednak sam knur miał co do tego inne zdania i podpełzłszy do adeptki zaczął błagać ją na czworaka i pomoc.
- To Ty jesteś Irith? Proszę! Pomóż mi! Odczaruj klątwę. Łeb mi jeszcze się do czegoś zda, a to cielsko napawa mnie obrzydzeniem. Wcześniej byłem pięknym księciem! Naprawdę!
Na tę scenę Milicjanci zaczęli się głośno śmiać, żartując z rzekomego statusu Vilfura nazywając go księciem butelki i królem burdeli.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Sro 20 Lip - 17:04
Jeszcze nie zdarzyło się, żeby Irith pożałowała czegoś równie szybko jak tego, z jaką otwartością obnosiła się ze swoją sympatią do tandetnej literatury miłosnej. Do tej pory Diana nie użyła tego faktu tak otwarcie przeciwko niej! Lunatyczka mogła przysiąść, że czuje, jak jej policzki zaczynają płonąć żywym ogniem na samą tylko propozycję Candran, a za żołądek kurczowo chwyta groza i obrzydzenie. Bez wątpienia Scavell wolałaby swoimi ustami muskać pokrytą śluzem skórę ropuchy z Samotnych Mokradeł, niźli płaszczącego się przed nią śmierdzącego pijaka; płaz był przynajmniej w pełni ekologiczny i nie przenosił na sobie woni alkoholu ani chorób wenerycznych, których włochacz, zważywszy na jego hulaszczą przeszłość, zdawał się być pełen.
   Wielkie jak spodki oczy Vilfura spoglądały błagalnie na Scavell, a dramatycznemu wyciągnięciu ręki w kierunku Adeptki zawtórowały gromkie śmiechy jego współtowarzyszy. Widocznie nawet w ich mniemaniu grubas za bardzo wczuł się w rolę cnego księcia, który liczy na odczynienie uroku.
   - A idźże mi ty stąd! - nie wiadomo do kogo dokładnie skierowane były te słowa: czy do jej liderki, czy do przeklętego goryla; Scavell fuknęła i kopnięciem spróbowała wyswobodzić nogę od brudnych i lepkich łapek Vilfura, które owinęły się dookoła jej piszczeli.
   To już nie było częścią planu, lecz impet kopnięcia był na tyle duży, że Scavell cofając nogę przydepnęła palce przeklętego kochasia. Ten z piaskiem przyłożył je do ust i zaczął całować, aby uśmierzyć ból. Twarz Lunatyczka wykrzywiła się z niesmaku widząc, jak jego ślina miesza się z burdem na dłoniach.
   - Tak traktują człowieka z traumą! Za grosz jakiegokolwiek współczucia! - zakwiczał z bólu.
   Towarzyszący im Marionetkarz, którego spotkali na ulicy, a którego Diana sama sobie ochrzciła mianem Rzepa podszedł do jednego z wysłużonych kredensów, przy którym majstrował chwilę, nim wyjął z niego paczuszkę owiniętą w szary papier.
  - Dobra Vilfur, starczy już. Łap! - rzucił w jego stronę skórzany bukłaczek z jakąś cieczą, który włochacz z lubością opróżnił łapczywie jednym haustem.
   Widocznie tyle było potrzebne, by uspokoić narwanego wielkoluda. Marionetkarze poczęli rozchodzić się do swoich wcześniejszych zajęć, a jeden z nich - ten, który grał urodzonego żartownisia, podszedł do Tropicielek i Rzepa i wsparł się dłonią o ścianę niedaleko Candran
   - Na górze mamy wino, Frank ma karty. Dołączą panie do nas, aż nie wróci Lestrange? Może mu to chwilę zająć.

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Wto 26 Lip - 20:54
Candran wydawała się egzystować właśnie w innym świecie - może to jakaś tajemna magia Bractwa znana tylko Tropicielom - Weteranom, a może po prostu całkowita obojętność na poczynania Vilfura i reszty wesołej gromadki. Ze spokojem trwała, oparta o ścianę, wyglądając dość niewinnie. Na tyle na ile pozwalały jej cenne ostrza - których nawet nie próbowała ukryć przed Marionetkarzami.
Zachowała jednak czujność. Nasłuchiwała wszelkich odgłosów i wciąż patrzyła na rozgrywający się cyrk na wpół przymkniętymi oczami. Jej oderwanie od rzeczywistości było tylko pozorne, jak i pozorna jest materialna forma Koszmarów.
Toteż uważny obserwator dostrzegłby dyskretny ruch dłoni, gdy Marionetkarz zbliżył się do Tropicielki. Ruch skierowany ko rękojeści miecza, wstrzymany w pół drogi i zamaskowany delikatnym dotknięciem ściany aby się od niej odepchnąć.
- Z przyjemnością. - Na bladej twarzy Cienia pojawił się nawet delikatny uśmiech. Zapewne wywołany propozycją darmowego poczęstunku, choć może Diana miała w swej głowie juz inny, mniej oczywisty plan na wzbogacenie?
Minąwszy Marionetkarza ruszyła na górę, nawet nie obejrzawszy się na biednwgo Vilfura. Widmo wieprzoczłeka nie opuszczało jej jednak, a nazbyt odważny Marionetkarz w sekrecie, niemal na ucho powiedział:
- Trzymamy tu najtańszy bimber, a na górze przedniejsze trunki a to za sprawą jegomościa Vilfura, co po schodach niezdolny się wdrapać.
Diana zerknęła w jego stronę. Z początku nawet chciała zbyć go obojętnością, lecz ostatecznie ofiarowała Marionetkarzowi delikatny uśmiech.
Tymczasem do Irith podszedł członek gangu z odwróconym sercem na czapce, które Diana wzięła z początku za koniczynę.
- Moje wprawne oko uzdrowiciela widzi pewien problem do rozwiązania.
Zanim jednak Scavell mogła odpowiedzieć rosły Marionetkarz o orlim nosie objął swego towarzysza - medyka i głośno powiedział.
- Może wyślijmy ją do tej całej kliniki? Co będziesz się kłopotał Antuinie? - Wywołany uzdrowiciel spojrzał na swego druha i zrzucił z siebie jego ciężką dłoń.
- Jak Tobie nos złamią, to Ci go amputuje. - po czym na powrót przemówił do będącej świadkiem całego zajścia Tropicielki - Adeptki. - Jeśli Pani pozwoli - i wraz z tymi słowami wyciągnął dłoń. Jeżeli kobieta nie żądała wyjaśnień bądź nie odtrąciła pomocy, to poprawił stan jej nosa.
Część Marionetkarzy, dokładnie pięciu licząc Vilfura, Rzepa, Antuina oraz orli nos wciąż pozostawała na dole. Candran wraz z resztą już była na górze.
Dianie skorzystała z okazji zajmując dla siebie najwygodniejszy fotel. Nogi wsparła na podłokietniku i zanurzyła się w niezwykłej miękkości poduszek. Nie porzuciła jednak czujności - spoczywająca na nodze dłoń tylko czekała by złapać za krótsze ostrze na najmniejszą oznakę zdrady.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Czw 28 Lip - 1:01
Nie, Scavell nie oponowała; przeszkadzającego mężczyznę o orlim nosie obdarzyła wrogim pojrzeniem spode łba i w milczeniu poddała się zabiegom Marionetkarza-uzdrowiciela – w istocie w ferworze zdarzeń zapomniała, że odniosła dosyć nieszczęśliwe obrażenia. Kto by pamiętał o takich drobiazgach, gdy asystuje się w prowadzeniu śledztwa, które ma wykazać ewentualne powiązania znanej i szanowanej rodziny z Kultem Snów? Nie mówiąc już o dużej zasłudze wieprzoczłeka, który skutecznie zajął uwagę Irith. Zresztą krew z nosa nie tryskała już jak strumień fontanny, gromadzący się obrzęk był zaledwie denerwujący, a Lunatyczka nie była użalającą się nad swoim losem trzpiotką.
   Niemniej pomoc ze strony uzdrowiciela przyjęła z pewną wdzięcznością i gdy ten skończył swoje zabiegi, dotknęła palcami miejsca dawnego urazu i przekonawszy się, że nos rzeczywiście wrócił do swojego starego stanu, uśmiechnęła się nieznacznie.
   - Dzięki, prawdziwa ulga. – skinęła głową w podzięce i zmarszczyła brwi; w rzeczy samej niezbyt wiedziała, z czego bardziej wynika reakcja Antuina: czy z chęci zaprezentowania swoich zdolności medycznych i niesienia pomocy zranionej w boju Tropicielce, czy z pewnej niechęci Marionetkarza do wspomnianego przybytku  – Właściwie o co chodzi z tą całą Kliniką?
   Uzdrowiciel zaśmiał się cicho, widocznie ukontentowany z dobrze wypełnionego przezeń zadania, po czym wytarł dłonie o kawałek materiału wyciągniętego ze skórzanego fartucha.
   - Ludzie udają się tam z byle katarkiem. – wyjaśnił Marionetkarz spoglądając znacząco na swojego towarzysza o orlim nosie – Co prawda o tamtejszych medykach nie słyszałem nic złego, ale z pewnością zmagają się ze zbyt licznymi pacjentami. Miasto Lalek jest duże, a największą plagą je dręczącą jest plaga hipochondryków. Znajomy opowiadał, że raz przyszła do nich jakaś kobieta, która skarżyła się, że ma jakieś dziwne wypustki w okolicach szyi. Wystarczył szybki rzut oka, by dowiedzieć się, o co chodziło – a chodziło o obojczyki. Nie wiedziała, że ma obojczyki i myślała, że umiera. – ciężko było określić, czy Antuin był bardziej zażenowany, czy rozbawiony opisywaną przez niego sytuacją, lecz Scavell zdawało się, że siłą powstrzymuje się od parsknięcia śmiechem. – Ale to nic, na pewno chce pani dołączyć już do swojej towarzyszki. Tędy proszę. – wskazał jej dłonią w kierunku schodów i ruszył za nią.
   Na piętrze na szczęście nie zastała Candran plądrującej dorobek Milicjantów – zdawać by się mogło, że postępuje niezwykle atypowo jak na nią! Lunatyczka zmrużyła oczy i rzuciła jej uważne spojrzenie, po czym sama zajęła miejsce na wygodnej kanapie, która kiedyś musiała być w odcieniach granatu – lecz z pewnością lata świetności miała ze sobą, o czym świadczyły liczne przetarcia i niezbyt wygodne, wysłużone siedzisko.
   - Wina? – zapytał Rzep ze schodów, po czym ruszył w kierunku barku, skąd wyjął dużą butelkę z ciemnego szkła.
   Scavell rzecz jasna wina nie odmówiła, a swoje pragnienie wyraziła przez lapidarne skinięcie głową – gest ten na szczęście był na tyle czytelny, że już wkrótce w jej ręku znalazł się puchar wypełniony cieczą o rubinowym kolorze i wyjątkowo słodkim aromacie.

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Pią 29 Lip - 22:18
Również Diana dostała swoje wino, lecz nie od razu z niego skorzystała. Co prawda swoje spojrzenie skupiła na kilka chwil na tafli czerwonego napoju, lecz nie uniosła go do ust.
Przyczyną jej wahania nie była jej rasa - choć nie piła wiele, to w normalnych okolicznościach nie odmówiłaby sobie tej odrobiny przyjemności. Przyczyn nie wolno się doszukiwać w chęci zachowania trzeźwości przed walką z Koszmarem - ta wydawała się niezbyt realną wizją przyszłości. W gruncie rzeczy Candran nie wierzyła, żeby napotkały w Mieście Lalek na jakikolwiek Koszmar. Choć gdyby się pomyliła, to nie odmówiłaby podjęcia próby jego zabicia. Główna przyczyna zachowania Diany leżała w braku zaufania dla Marionetkarzy.
Zora zgromadziła w tym budynku liczną i dobrze wyposażoną bandę. Pomimo że Diana liczyła zanim wszyscy milicjanci wrócili na górę, to doliczyła przynajmniej dwadzieścia osób. Nie sądziła, że Ci chcieliby się zwrócić przeciwko nim, lecz warto zachować ostrożność.
- Nie smakuje? Vincent będzie bardzo nie rad! To z jego ulubionej winnicy. Wszystkim zachwala to wino. - Powiedział brodaty żołnierz z blizną przecinającą prawe oko.
Jego słowa zwróciły uwagę Candran, która udaje, że bierze łyk wina, zamiast tego pozwoliła jedynie na to, by płyn dotknął jej warg. Gdy wykonywała ten gest usłyszała kolejne słowa.
- Zawstydziłeś panią! Wstydź się Will. Jeśli można, dlaczego szukacie Lastrange'a?
Diana ucieszyła się, że nie skosztowała jeszcze wina. Choć nie z powodu trucizny, której się w nim doszukiwała bądź osłabienia zdolności poznawczych, a dlatego, że gdyby miała choć odrobinę płynu w ustach to ten najpewniej teraz zdobiłby jej ubranie. Zamiast tego w porę odsunęła kielich i uśmiechnęła się.
- Zostaliśmy zaatakowani i chcemy wiedzieć kto za tym stoi. Szczególnie, że miejscowi mówili coś o Koszmarze.
Nawet przez chwilę Diana nie zakładała, że gdakanie mieszczuchów jest wiarygodnym źródłem informacji. Zamiast tego chciała po prostu sprowokować kolejne pytania mając przed oczami prawdziwy cel swojego pobytu tutaj.
- Ja bym tam unikał tych całych Koszmarów. Cholerstwo jest piekielnie wytrzymałe. Spotkaliśmy takie dzikopodobne coś w lasku i prawie nie dorwało siedmiu wprawnych myśliwych. Musieliśmy wezwać Tropicieli, bo inaczej nie moglibyśmy nawet polować. - Powiedział inny jeszcze Marionetkarz o długich, rudych włosach i ostrych rysach twarzy.
Na jego słowa Candran z początku roztoczyła wizję zabicia jeszcze jednego Koszmaru, lecz z kolejnymi słowami przekonała się, że najpewniej problem już został rozwiązany a to nie jej przypadła nagroda. Z początku nieco szerszy uśmiech ustąpił miejsca powadze. Jeszcze tylko szybki rzut oka na Scavell, która właśnie weszła na górę, a następnie Tropicielka odpowiedziała Marionetkarzom:
- Ja i Irin jesteśmy Tropicielami Bractwa i dlatego sprawdzamy, czy pogłoski o Koszmarze są prawdziwe.
- To były najłatwiej wygrane pieniądze! - Krzyknął Will, lecz większość osób nie zwróciła na to większej uwagi. Zamiast tego upominający go wcześniej Marionetkarz powiedział do Diany:
- Liczę, że panie nie żywią urazy za przechowanie odrobiny metalu. Zora nie ma nic do Tropicieli i szanuje ich pracę, lecz nie możemy pozwolić by te dupki z Wysp rozpychały się na naszym terenie.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Nie 31 Lip - 22:34
Scavell nie miała do wina podobnych obiekcji – gdy tylko otrzymała swój kielich, uniosła go do ust i napiła się jego zawartości. Aromatyczna słodycz rozlała się po podniebieniu Adeptki przyjemnym ciepłem. Jakże dawno nie piła przyzwoitego trunku! Chęć ta była tak silna, że przez myśl Lunatyczki nawet nie przeszedł cień trwogi o własny dobrobyt - spędziła zbyt dużo czasu na traktach i mokradłach, by móc wybrzydzać.
   Słysząc komentarz Marionetkarza, oczy Adeptki zwróciły się ku jej Liderce; Diana nie stroniła od alkoholu, więc musiała mieć dobry powód dla swojej chwilowej abstynencji. Zdawać by się nawet mogło, że Cień była wyjątkowo... dobroduszna, jak na jej możliwości oczywiście. Puściła nawet mimo uszu komentarz o jej dziewiczym pąsie! Wargi Irith wykrzywiły się w drobnym uśmieszku, zatem Lunatyczka pośpiesznie uniosła do ust swój kielich, by zamaskować ten zdradliwy gest; nie, nie zamierzała nadwyrężać cierpliwości Candran, a do tego z pewnością by doszło, gdyby Cień uznała zachowanie Scavell za zwyczajne szyderstwo.
   Lecz szyderstwem to nie było! Raczej sposobem na wyrażenie pewnego rozbawienia z biegu, jaki przybrały sprawy: jeszcze kilkadziesiąt minut temu stały nad zwłokami zaszlachtowanej dziewczynki, a teraz jak gdyby nigdy nic można by rzec - relaksowały się w towarzystwie ludzi Zory popijając ulubione wino Vincenta i czekając na Lastrange, którego to rodzina z kolei miała być powiązana z organizowaniem wzmożonej aktywności przestępczej na ulicach Miasta Lalek.
   - W sumie to naturalne, że na terenie tak wielkiej metropolii jak Miasto Lalek będzie wzmożona aktywność Koszmarów. - upiła kolejny duży łyk krwistoczerwonego napoju. - Skupienie ludności na małym terenie z pewnością narusza delikatne nici rzeczywistości, nie mówiąc o dużym prawdopodobieństwie napotkania się na lokalny kult. - pamiętała dobrze, w jaki sposób sama została zwerbowana do Kultu Snów i że zaskakująco duża ilość studentów również była jakoś powiązana z kultystami.
   I niestety pociągało to dużą konkurencję, co zresztą zostało potwierdzone słowami rudzielca. Choć było to być może dobre dla mieszkańców, tak dla Tropicielek niekoniecznie - wszak dochodziło to do konfliktu o esencję, na której każdemu z członków Bractwa zależało z pewnością tak samo. Moc płynąca z tego dziwnego, małego kamyczka była zbyt urzekająca, by można było łatwo się jej oprzeć, nieważne, jak bardzo ktoś temu zaprzeczał i powoływał się na swój altruizm. Scavell dla przykładu motywował do tego Felinocromicon, który stawał się wyjątkowo nieznośny w obyciu, gdy nie dostawał swojej cyklicznej porcji esencji.
   Ale obecność innych Tropicieli stanowiła też potencjalne ryzyko dla kobiet. Co prawda Irith nie była do końca świadoma skali, ale wiedziała, że Diana weszła w konflikt z pewnymi grupami ich kolegów po fachu. Kto wie, czy nie będą chcieli się zemścić na Candran? Zresztą słysząc, jak Cień znów przekręca jej imię przez chwilę zastanawiała się, czy do nich nie dołączyć.
   - Nie będę ukrywać, że zaistniała sytuacja jest to dla nas pewną niedogodnością. Bez oręża z księżycowego metalu nie zdziałamy zbyt dużo. - rzekła ostrożnie pochylając się w fotelu i ujmując trzymany kielich w obie dłoni. - Lecz może się jakoś dogadamy? Sami widzieliście, jak dużym utrapieniem są Koszmary, a pewnie będzie ich coraz więcej. Bardzo lubują się w sytuacjach konfliktowych, bo łatwiej przez nie przedrzeć im się do naszego świata. - Scavell doskonale wiedziała, że kupcem to by raczej nigdy nie została przez swój wrodzony antytalent do negocjowań.

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 1 Sie - 13:02
Dupki z wysp przywodziły Candran wspomnienia. Pamiętała dobrze swoją wyprawę na Wyspy Księżycowe, gdzie Marionetkarze wykonali jej cudowną protezę - która bez zarzutu służy jej od wielu lat. Wyprawa jednak nie była łatwa, a miejscowi niezbyt przychylni i bardzo podejrzliwi.
W istocie Dianę nawet odrobinę ciekawiło o co chodzi w tym całym konflikcie. Z jakiego powodu Marionetkarze z Miasta Lalek obawiają się wpływów odległego Lunis, które - z tego co Diana pamięta - ma zasadę, że co jest poza granicami archipelagu nie interesuje rządzącej nim Upiornej Arystokracji. Czy coś się zmieniło? Jednak Candran nie miała zamiaru o to pytać, przynajmniej nie teraz. O wiele istotniejszy był metal księżycowy.
Na razie pozwoliła mówić Scavell. Ta wykonała coś, na co Dianie byłoby trudno się zebrać, a więc próbę wzbudzenia w Marionetkarzach litości i zrozumienia dla trudnego położenia Tropicielek. To całkiem ciekawa taktyka, lecz czy jednocześnie obnażenie słabości. Candran nie tylko nie chciała, lecz po tym jak stanowczo przybrała pozycję bojową gotowa zabić Vilfura, nie powinna wzbudzać litości.
- My byśmy wam cały metal oddali! - Powiedział rudzielec rozlewając nieco wina na swoją szarą koszulę. Nim dokończył spojrzał z grymasem na czerwoną plamę. - Tylko że go nie mamy! Wszystko trzyma Vincent pod kluczem.
Na te słowa w umyśle Diany zrodziła się myśl, która wywoła uśmiech na jej twarzy. W pierwszej chwili pomyślała, że teraz już wie kogo powinna zabić żeby dostać się do metalu. Z drugiej strony oznaczałoby to zbytnie mieszanie w politykę i zbyt duże ryzyko wrogów, którzy będą ją ścigać stanowczo zbyt długo - najpewniej do utraty głowy.
- Moja adeptka chciała powiedzieć, że żeby stać się pełnoprawnym Tropicielem potrzebuje broni. Żeby ją zdobyć brakuje nam tylko księżycowego metalu, a jedynymi rozsądnymi ludźmi, którzy posiadają go w większej ilości jesteście Wy.
Candran nie uważała ich za rozsądnych, lecz odrobina fałszywego uznania mogła zapewnić jej to, czego chciała. Marionetkarze jednak z niechęcią spoglądali na Tropicielki, zupełnie jakby uważali, że te chcą jedynie wyciągnąć od nich cenny kruszec.
- Nie możemy rozdawać tego metalu. Wielu naszych ludzi za niego zginęło. - Powiedział Rzep, a wkrótce inny Marionetkarz mu zawtórował: - Panie wybaczą, ale choć szanujemy tropicieli, to nawet nie wiemy czy panie są Tropicielkami.
Choć twarz Diana pozostała spokojna, to w jej głowie kłębił się myśli. Przewaga liczebna wrogów była znaczna, a do tego Marionetkarze wyglądali na wyszkolonych. Ucieczka oznaczała utratę szansy na zdobycie metalu. Nieszczęśliwie pozostało rozmawiać - choć Candran wolała raczej argumentację sieczną. Na całe szczęście pomoc przyszła nieoczekiwanie ze strony Marionetkarza z blizną.
- Łajdaki, najpierw zapewniacie o szacunku do Tropicieli, a potem trzęsiecie portkami przed Vincentem! - Żołnierz wstał i oparł dłonie na stole. Jednocześnie Liderka Tropicieli odłożyła swoje wino na stół.
- Panie zabiją ten Koszmar, co go szukają, a gdy wrócą będziemy już czekać z metalem. Nie odmówimy go prawdziwym Tropicielom, lecz nie pozwolimy by zdobyli go oszuści - tylko proszę bez urazy, nie mówię, że Panie nimi są.
Candran przechyliła nieco głowę, wspierając ją na miękkim oparciu fotela. Czy właśnie nie o tym mówiła jej adeptka? O zawarciu umowy? Czemu Ci żołnierze musieli tak komplikować proste sprawy.
- Zgoda. - Odpowiedziała Candran na tyle głośno, że jej głos bez trudu przebił się przez szepty Marionetkarzy. Najwidoczniej część z nich rzeczywiście obawiało się reakcji władz gangu w przypadku prośby o wydanie księżycowego metalu.
- Muszę ostudzić Twój zapał - Lekarz, który naprawił nos Scavell zwrócił się do Marionetkarza, deklarującego zdobycie księżycowego metalu. - Wiesz, że decyzja nie należy do nas. O metalu decyduje Vincent.
Żołnierz, którego twarz zdobiła blizna uderzył pięścią w stół.
- Tchórze! Ja sam pójdę i go przekonam. Te kobiety chcą oczyścić nasze miasto ze szkaradztw, z którymi nie jesteśmy zdolni walczyć pomimo naszego wyszkolenia. Tylko świnie bez honoru, jak Fyorci, pozostawiliby taki czyn bez nagrody.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 6 Sie - 16:38
Scavell nie przypuszczała, że jej słowa staną się iskrą, z której wznieci się ogień niezgody między Milicjantami. W rzeczy samej spodziewała się, że zostanie zbyta mglistymi zapewnieniami o tym, że Zorczycy rozważą ich propozycje i skontaktują się z władzami gangu, a po dłuższym czasie wodzenia kobiet za nos poinformują je o tym, że góra nie wydała zgody na udostępnienie im metalu. Ale skoro zgromadzeni Marionetkarze podeszli z powagą do pertraktacji, Lunatyczka nie mogła się już wycofać - zwłaszcza, gdy Diana dorzuciła jeszcze swoje trzy grosze.
   Leniwym ruchem dłoni kobieta zakołysała czaszą pucharu, a krwistoczerwona ciecz zafalowała w naczyniu, nim kobieta uniosła je powtórnie do ust, by dla kurażu napić się potężnego łyka wina. Nie, Scavell nie odnajdywała się w negocjacjach, nigdy ich nie prowadziła, a wrodzona niechęć do częstszej obecności w towarzystwie z pewnością utrudniała i tak niełatwe zadanie.
   Naturalne, że Zora nie trzymałby tak drogocennego kruszca w pierwszej-lepszej rozpadającej się miejskiej kamienicy, zwłaszcza w towarzystwie pijańskiego Vilfura, który własne człowieczeństwo gotów byłby zaprzedać za łyk taniego trunku czy minutę towarzystwa przeżartej przez choroby weneryczne córy nocy. W gruncie rzeczy Scavell odetchnęła z ulgą, że księżycowy metal nie znajdował się w rękach towarzyszących im Marionetkarzy - nie musiała się martwić, że Diana wpadnie na ryzykowny pomysł przetrząsania kryjówki Milicjantów, a informacja udzielona przez rudego mężczyznę - chociaż dosyć oczywista - gwarantowała zawężenie kręgu osób przechowujących metal do minimum.
   Głowa Scavell pokiwała się wolno na znak potwierdzenia słów Diany. W gruncie rzeczy od zostania prawowitą Tropicielką dzieliło ja tylko wykucie broni, nic więc dziwnego, że za wszelką cenę chciała zdobyć wymagany surowiec - najlepiej jak najprostszym sposobem.
   - Rozumiem wasze poświęcenie dla zdobycia metalu, szanuję to. - rzekła ostrożnie przypatrując się ryżemu rozmówcy - Nasi Tropiciele również giną, by bronić cywilów przed Koszmarami. Trochę metalu do wykucia dwóch-trzech oręży to z pewnością nie jest wygórowana cena za nasze działania. - rzekła siląc się na uprzejmy uśmiech.
   Scavell mimo swojego pozornego rozluźnienia pozostawała czujna. Nie spodziewała się co prawda ataku ze strony ludzi Zory - mimo wszystko temat metalu nie jawił się jako solenna kość niezgody, a Lunatyczka na tyle starała się uważać przy doborze słów, by nie urazić Milicjantów. I choć w najgorszym razie spodziewała się zerwania pertraktacji, to była gotowa w razie potrzeby do ucieczki.
Na szczęście jeden z Marionetkarzy postanowił poprzeć roszczenia Tropicielek, czym też nieznacznie uspokoił Irith. Metal księżycowy najlepiej rzecz jasna byłoby zdobyć bez zbędnego wysiłku, jednak i tak członkinie Bractwa zamierzały zbadać sprawę, którą miejscowa ludność wiązała z Koszmarna obecnością.  Scavell od razu zawtórowała zgodzie wyrażonej przez jej liderkę.
   - Oczywiście, że brzmi to jak rozsądny układ. Koszmar za metal będzie uczciwym rozwiązaniem dla obu stron.
    Ku jej niezadowoleniu, negocjacje nie mogły zakończyć się na pierwotnych ustaleniach. Część ze zgromadzonych Marionetkarzy zdawała się nie być przekonana co do słuszności założenia, że Zora postanowi wyrazić zgodę na zapłatę za usługi Tropicielek. Mężczyzna o orlim nosie, któremu amputacją nosa groził uzdrowiciel nosa Irith wstał gwałtownie i wyszedł na środek pomieszczenia, machając energicznie rękami.
   - My tu ustalamy i zawieramy jakieś układy, a Vincent może i tak nie wyrazić na to zgody.
   Najwidoczniej towarzyszący im Rzep również zdawał się być bezradny wobec znalezienia sensownego rozwiązania metalowego problemu. Ze stęknięciem opadł na miękkie siedzisko fotela i przyłożywszy dłoń do ust westchnął.
   - Przeklęty Sereo! Że też akurat teraz musiał pojechać na wieś!


Ostatnio zmieniony przez Scavell dnia Wto 9 Sie - 12:36, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Nie 7 Sie - 3:10
Cechą wrodzoną osoby, która śmiało może pojawiać się w słownikach pod hasłem "chciwość" jest chęć zdobycia coraz to większych bogactw. W istocie ambicje Candran wynikające z kruchej współpracy z Milicją Zory nie wynikały z chęci uzyskania odrobiny metalu na dwie, może trzy bronie. Gdyby tylko zaistniała możliwość Cień nie zawahałaby się przed zabraniem każdego, nawet najdrobniejszego kawałka Księżycowego Metalu, który był w rękach Zory. Była jednak na tyle rozsądna, że nie dzieliła się ze światem swoją chęcią zdobycia cennego kruszcu w ilości, w której Zora na pewno nie będzie skłonna go oddać.
Na tę chwilę Diana jednak wsłuchiwała się w rozmowę między Marionetkarzami. Starała się ustalić kto z nich jest jej sojusznikiem - pragnie oddania metalu, a kto bądź to nie chce się nim dzielić, bądź też obawia się składania jakichkolwiek deklaracji bez zgody przełożonych. Nie zmieniła jednak swojej pozycji, jedynie może poruszyła nogą. Cała dyskusja milicjantów wydawała się Tropicielce bezowocna. Mimo wszystko nie miała aktualnie pomysłu jak rozwiązać sytuację. Była świadoma, że władze Zory mogą się nie zgodzić na przekazanie metalu, lecz jednocześnie brak decyzyjności żołnierzy był męczący. Dopiero na dźwięk znajomego imienia - Soreo zrodziło w głowie Candran pewien pomysł.
Oczywiście może słuszne byłoby powołać się na spotkanego uprzednio Marionetkarza już wcześniej, lecz z tego całego zamieszania Diana po prostu o nim zapomniała. Teraz zdała sobie jednak sprawę, że obiecał wstawiennictwo za pomoc i chyba najwyższy czas by wykorzystać ten dług.
Pochyliła się, jednocześnie jedną nogę zsuwając z oparcia fotela i dotknąwszy nią drewnianej podłogi.
- Gdy go ostatnia widziałam, Soreo obiecywał odwdzięczenie się za rozwiązanie jego problemu z iście koszmarną bestią. - Co prawda dzik był zwykłym przerośniętym knurem, który nie znał żadnego umiaru w jedzeniu, lecz przecież nie powiedziała milicjantom, że ten był Koszmarem.
Candran nie wiedziała kim był dla nich znany jej z Mokradeł Marionetkarz, lecz kontekst nakazywał jej wnioskować, iż ten mógłby rozwiązać ich problemy. Może przez kontakt z dowódcą, a może wzięcie całej odpowiedzialności na siebie. W istocie mogła się mylić, lecz niezbyt na to zważała - wystarczyło już, że powstrzymywała się od nazwania Milicjantów tchórzliwymi bachorami, którzy bez rozkazu staliby jak słupy i patrzyli na pędzącą w ich stronę kulę ognia, czy też zaniechała myśli o sięgnięciu po swoją broń i zaprowadzeniu zgodności wśród Marionetkarzy przez zgodność w braku głowy.
- Panie znają Sereo? - Spytał zdumiony Rzep. Po jego reakcji oraz zachowaniu wszystkich innych Marionetkarzy widać było, że ta wieść wywołała u nich zdziwienie. Na krótką chwilę zarówno uczestniczący w rozmowie z Tropicielkami oraz pozostali Marionetkarze zamilkli. Cisza nie trwała jednak długo, zaledwie kilka oddechów.
Candran ledwo zdążyła postawić na ziemi także drugą nogę i oprzeć się wygodnie plecami o fotel, a nie biorąc dotąd udziału w rozmowie Marionetkarz przed którym na stole leżał słomiany kapelusz roześmiał się i rzekł:
- Gdyby Sereo tu był bez problemu przekonałby Vincenta do odstąpienia odrobiny metalu. Ci dwaj znają się od dawna, a my to zwykłe szaraki. Większość z nas widziała przywódcę naszej zacnej gromady zaledwie kilka razy a nigdy nie miało okazji zamienić z nim słowa.
Część Marionetkarzy spojrzała na mówiącego z dezaprobatą, lecz inni - a tych była większość - wrócili do swoich spraw - picia, grania w karty czy plotkowania szeptem. Cieniowi wydawało się, że przynajmniej kilka razy usłyszała określenia, które jasno wskazywały, że bądź ona, bądź jej adeptka są tematem plotek Marionetkarzy. I gdyby nie podejrzliwość wobec rozpitej ferajny, to pewnie Diana nawet nie zwróciłaby na podszepty najmniejszej uwagi.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Wto 9 Sie - 13:55
Wbrew temu, czego chciała Diana, Scavell była o wiele bardziej krótkowzroczna i o wiele bardziej pragmatyczna. Choć obie Tropicielki łączyła chęć posiadania tego drogocennego kruszcu, jakim był księżycowy metal, to Lunatyczka poprzestałaby tylko na takiej ilości, jaka starczyłaby jej do wykucia jej własnej, spaczonej broni; reszta zwyczajnie jej nie obchodziła. Zresztą czy chciała czegoś więcej niż to, co jej obiecano?
   W gruncie rzeczy przywołane przez Rzepa (nie mylić z Rzepą!) imię weterana, któremu to Tropicielki pomogły rozwiązać wieprzowy problem, zdawało się być dla kobiet kartą przetargową. Pozostawało im więc niż innego, niż sprawnie się nią posłużyć. Nie na darmo przecież Irith przedzierała się przez zgniłe mokradła i siłowała w błocie z przerośniętą świnią, która pożerała ogródek Sereo. Jak widać, niektórym nawet na urlopie nie dane jest odpoczywać.
    Gdyby nie Diana, Lunatyczka nie przypomniałaby sobie, jak Marionetkarz-dłużnik się nazywał; kobieta nigdy nie ukrywała, że nie miała pamięci do nazwisk, zwłaszcza, gdy te rzucone były mimochodem przez obdartego Dachowca, a nie przez samego nosiciela imienia. W każdym razie Tropicielka ożywiła się i energicznym ruchem głowy pokiwała na potwierdzenie, że słowa Candran są najczystszą z prawd.
   - Spotkaliśmy go na Samotnych mokradłach pośrodku niczego. - wyjaśniła Scavell starając się jak najbardziej uwiarygodnić swoją opowieść pikantnymi szczegółami z życia ich prawdopodobnie dowódcy - Powiedzmy, że zmagał się z pewnym... koszmarnym zwierzem, jak powiedziała to już moja współtowarzyszka, które wybitnie uprzykrzało mu życie i od którego nie potrafił się uwolnić. - popiła łyk wina czyniąc sobie tym samym drobną przerwę w mówieniu - Obiecał nam, że gdy przyniesiemy mu łeb tego stwora, poręczy za nas u swoich zacnych znajomych i że Milicja Zory nie zapomni nam tego. - tę część powiedziała już z mniejszym zapałem, jakby od niechcenia.
   Jak się okazuje ubicie wieprza nie było wcale takim złym rozwiązaniem! Według słów Marionetkarzy, Sereo musiał być kimś ważnym, w przeciwieństwie do zgromadzonych dookoła Tropicielek Milicjantów. Szkoda tylko, że nie było wśród nich samego weterana, który mógł poręczyć za prawdziwość ich słów - i z pewnością nikt nie wiedział, kiedy wróci on ze swoich rehabilitacji na samym końcu świata. Rany czasem goją się długo, a niektórzy nawet niegroźne obrażenia leczą całe życie - wszak Scavell doskonale pamiętała ekscesy swojego kuzyna, który sam sobie uczyniwszy szkodę posługując się nieuważnie rapierem w czasie treningu, a potem przez kilka miesięcy wymagał uwagi i troski ze strony całej rodziny. Cóż ci ludzie potrafią zrobić dla chwili atencji!
   - Panowie pewnie nie wiedzą, kiedy planuje wrócić? - odpowiedzią na jej pytanie było jedynie bezradne wzruszenie rąk Marionetkarza, który chwilę potem zajął się zajadle grą w karty.
   Leniwie odwróciła głowę w stronę Diany i zdała sobie sprawę, że telepatia byłaby rozwiązaniem wszystkich jej dotychczasowych problemów - tak jednak nie było i żeby zadać Candran dyskretne pytanie, Lunatyczka musiałaby wstać i do niej podejść. Tym jednak chęciom skutecznie przeciwdziałało wygodne siedzisko, w którym Scavell się zatopiła. Jej plany skończyły się na tym, że siedziała rozłożona na krześle i wyczekująco przyglądała się Dianie.
   Nie trwało długo, by z dołu kamienicy zaczęły dochodzić dźwięki otwieranych drzwi i następujące po nich odgłosy zamieszania. Irith nie przejęła się nimi początkowo, wszystko zrzucając na niezdarnego Vilfura, który to w pijańskim amoku musiał się przewrócić.

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Sro 10 Sie - 19:55
Candran pozwoliła swoim oczom odpocząć, ukrywając je za bladymi powiekami. Zdążyła już zrozumieć, że Marionetkarze obawiają się podjąć decyzji i czegokolwiek im obiecać.
Dalsze wysłuchiwanie się w parlamentarne dysputy żołdaków wydało jej się bezcelowe. Pomyślała nawet, że jeżeli wróci tutaj i nie otrzyma obiecanego przecież metalu, to będzie gotowa zrealizować plan zabicia samego Vincenta Zory i w ten sposób dostanie się do całego metalu, który jego ludzie zgarnęli.
Na jej ostrza jeszcze przyjdzie czas. Na razie mogła chwilę odpocząć i nie miała zamiaru nie skorzystać z tej okazji.
Marionetkarze jeszcze przez jakiś czas dyskutowali o tym, czy powinni oddać kobietom ukradziony przez siebie metal, lecz ostatecznie dyskusja nie miała żadnych wniosków. Część była przekonana, że im się należy, lecz nawet oni obawiali się prosić o to swojego przywództwa. Argument Marionetkarza przebywającego na wakacyjnej rehabilitacji powszechnie został określony jako decydujący, a mimo to żołnierze nie chcieli składać jednoznacznych deklaracji. Może poza jednym, który jednak ostatecznie wstał od stołu nazywając wszystkich tchórzami i poszedł do innego pomieszczenia - gdzie jeszcze przez chwilę słychać było jego wyzwiska kierowane wobec swoich towarzyszy.
Diana gestem ręki zbyła także Marionetkarza, który oferował jej grę w karty. Nie słuchała nawet tego co mówił.
Dopiero wraz z krokami dochodzącymi z dołu i wcześniejszym zamieszaniem Diana nieco się ożywiła. Skierowała twarz w stronę schodów, a okrzyki skierowane do Marionetkarza, którego zobaczyła - a które jednoznacznie wskazywały na to, że to właśnie jest Lastrange - były przyczyną uśmiechu, który zagościł na twarzy Cienia.
Tropicielka szybko jednak zrozumiała, że pojawienie się mężczyzny nie oznacza prostej drogi do celu, a jedynie kolejny zakręt.
- Bracia! Fyorci nas zaatakowali. Musimy im odpowiedzieć. Zbierajcie się. - Lastrange przekazał w prostych żołnierskich słowach i nie od razu zauważył Dianę, która opuściwszy wygodny fotel ruszyła w jego stronę. Wielu uczyniło podobnie, lecz w innym celu. Marionetkarze rzucili wszystko co dotychczas robili i ruszyli na dół. Zapewne na jakąś zbiórkę.
Choć można o nich powiedzieć wiele złego, szczególnie jeżeli chodzi o decyzyjność, to bez wątpienia byli bardzo zdyscyplinowani - nawet Candran musiała to przyznać. Ich pośpiech w wykonywaniu powierzonego zadania doprowadził do tego, że Cień dotarła do Lastrange'a niepostrzeżenie - gdyby tylko chciała go zabić, a nie z nim porozmawiać sytuacja byłaby o wiele bardziej dogodna.
- Pani jest nowa? - Spytał opierający się o okiennicę gospodarz, gdy białowłosa postać zatrzymała się tuż przed nim, zamiast podążyć z resztą po schodach.
- Musimy porozmawiać. - Cień zbliżył się tak, że pomiędzy nią a Marionetkarzem było zaledwie kilkanaście centymetrów przestrzeni.
- Musi Pani zaczekać, mam bitwę do stoczenia. - Odparł chwytając kobietę za ramię. Cień w odpowiedzi złapała jego ramię i zmarszczyła brwi.
- Porozmawiamy teraz. Na waszym terenie zostałam zaatakowana przez ludzi, którzy powoływali się na Twoje nazwisko, Lastrange. - W gwarze wywołanym przez okrzyki bojowe Milicjantów oraz stukot ich ciężkich butów nikt nie zwracał uwagi na agresywną wymianę zdań.
- Mam tutaj dość ludzi, żebyś nie wyszła z tego żywa. - Powiedział groźnie, po czym jednak westchnął, nim Diana zdążyła mu odpowiedzieć, że jest na tyle blisko, że on także by tego nie przeżył. - Ale masz rację, należą Ci się wyjaśnienia. Proszę za mną. - Puścił Cienia, na co Candran uczyniła to samo. Nim jednak udali się do odosobnionego pokoju Lastrange krzyknął jeszcze: - Rozpocznijcie zbiórkę, niebawem do was dołączę!

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 13 Sie - 21:43
Pomieszczenie szybko opustoszało, zew bitwy i żądza chwały ponaglały Marionetkarzy, którzy w pośpiechu szykowali się do bitki wyciągając z szafek i szuflad swój pochowany rynsztunek. Z lepkiej masy jednolitych w swojej niejednolitości dźwięków zgiełku przebijało się podniecone i wysokie ryczenie Vilfura, którego wizja przelewania Marionetkowej krwi i chrupania sztucznych kości wyraźnie ekscytowała i popychała do bitki. Któż by się tego spodziewał? Może któregoś dnia, gdy cały konflikt dręczący Miasto Lalek ucichnie minstrele i bardowie śpiewać będą pod strzechami legendy o bohaterskim niedźwiedziołaku walczącym ramię w ramię z dzielnymi Milicjantami, obrońcami prostego ludu? Poetyckie przedstawienie wszak jest w stanie wybielić wszystkie skazy na charakterze, a z nieokrzesanego pijaka, rozpustnika i zdrajcy uczynić szlachetnego bohatera stającego w obronie uciskanych. Włochacz z kolei miałby mniej szczęścia, gdyby wojnę gangów wygrali Fyortersole – wtedy nic nie pozostałoby z wybielonego obrazu, a wyeksponowane zostałyby jego zwierzęce atrybuty – mawialiby „Zora była tak zdesperowana, że musiała uciekać się do użycia przeklętych, nieszczęsnych stworzeń, by jakkolwiek wyrównać szanse”. Od wieków wiadome było, że historię piszą zwycięzcy i jest to fakt niepodlegający polemice.
   Rzucenie się w wir bitwy było nierozważne – rozdzieliłaby swoje drogi z Candran, a ta przecież miała jej esencję. Szukanie jej po wszystkich trzech światach i Krainie Snów byłoby przerostem formy nad treścią, a Scavell miała pewność, że Cień nie zboczy ze swojej tropicielskiej ścieżki i gdy tylko uzyska konieczne informacje, ruszy do leża Koszmaru.
   Scavell nie mogła liczyć, że któryś z Marionetkarzy postanowi wrócić na górę i dotrzymać jej towarzystwa – szybko zyskałby miano marudera, który niegodny jest zaufania swoich ryzykujących życiem kamratów, przez co stałby się obiektem drwin ze strony druhów. Mawialiby, że stchórzył przed Fyortami, i że ledwo go obsypał wąs. Nawet, gdyby zwyczajnie czegoś zapomniał, nie wyszedłby ze swojego powrotu do kamienicy z twarzą. Choć konflikt w Mieście Lalek miał niecodzienną formę i na polach licznych bitew nie doświadczy się pułków stających ramię w ramię i wzajemnie na siebie nacierających, to nie tracił przymiotów koniecznych do określenia go mianem pełnoprawnej wojny. Choć kto wie, może pomniejsze potyczki któregoś intrygującego dnia przerodzą się w bitwę per se.
   Rozłożyła się wygodniej na wytartej kanapie i powiodła leniwie głową za znikającą za drzwiami Candran – za nią również nie mogła podążyć. Diana bywała osobą impulsywną w kwestiach dekapitacji, lecz przede wszystkim była chciwa – a Lastrange miał informacje, których Cień pożądała. Nie zabije Marionetkarza, dopóki nie otrzyma od niego tego, czego chce – a póki co Scavell nie wiedziała o jej nekromatycznych zdolnościach. Pilnowanie drzwi pozostawało najbardziej interesującym i intratnym zajęciem, jakim mogła się w tym momencie zająć. W razie, gdyby sytuacja przybrała niekorzystny dla kobiet przebieg, mogła z tej pozycji zatrzymać nadciągających Milicjantów – choć wiedziała, że Candran zabiwszy Lastrange’a najpewniej użyje portalu i zniknie.
   Miękkość materaca działała kojąco na spięte ciało Lunatyczki, a kobieta korzystając z chwili słabości przymknęła stalowe oczy i pogrążyła się w błogim wypoczynku. W dole odgłosy krzątaniny już dawno ucichły, a z rozmowy zza ścianą nie potrafiła wywnioskować zbyt wiele – ściany były na tyle grube, by nie przepuszczać dźwięku. Dłoń Irith uniosła się w górę i niedbale machnęła ręką – zaowocowało to małym wybuchem i pojawieniem się kłębów brunatnego dymu kilkanaście centymetrów nad głową Tropicieli, z których wyłoniła się czarna, wielka księga. Somnuficium zatrzęsło się gwałtownie i zamrugało trzema parami pomarańczowych oczu z pionowymi źrenicami, po czym z czymś, co można nazwać irytacją zaczęło krążyć nad Scavell i skrzeczeć niskim głosem:
   - Zawsze wybierasz najgorszy moment, zero prywatności dla książki!


Ostatnio zmieniony przez Scavell dnia Pon 15 Sie - 15:24, w całości zmieniany 1 raz


Ulice Starego Miasta - Page 7 3lgQ88B
#886b8e | #af522d

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 7 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 15 Sie - 2:28
Candran była gotowa w każdej chwili dobyć swojego ostrza i zaatakować Marionetkarza. Rzecz jasna w samoobronie. Bardziej zaskakująca dla Cienia była - wydawać by się mogło - szczera postawa rozmówcy i błagalny ton głosu.
- Nie wiem wszystkiego, lecz szukacie mojego brata. - Powiedział opierając się tyłem o masywne biurko wykonane z ciemnego drewna.
- Mówiłem mu, że nie powinien przystawać do tych koszmarofili, głupców z kultu chaosu. Nie chciał jednak słuchać. - Westchnął ciężko i kontynuował. - On i jego nowi przyjaciele znaleźli coś, co najpewniej jest Koszmarem w starym magazynie niedaleko rynku starego miasta. Głupcy wymyślili, że najmą złodziejaszków, żeby odstraszali przechodniów. - Obrócił się w stronę biurka i ręką zgarnął pióro. -Dam wam adres, ale błagam nie zabijajcie mojego brata. Odetnijcie mu ręce jeśli chcecie, ale niech to przeżyje. To moja jedyna cena. Sam bym się tym zajął, ale przez wojnę nie mamy dość ludzi. Tych głupich kultystów jest naprawdę sporo.
Zaczął coś pisać, a Diana po prostu stała i przyglądała się temu wszystkiemu. Teraz już nawet nie z powodu zdziwienie jakie ogarnęło go ze względu na nieprzewidzianą postawę Lunatyka, lecz dlatego że myślała czy jest w stanie uzyskać coś więcej.
- Mogę być dyskretna za odpowiednią cenę.
Kolejne westchnięcie Marionetkarza, który trzymał już zapisaną kartę zawierającą adres opuszczonego magazynu i kilka innych istotnych informacji.
- Czy to nie jest wystarczająca zapłata? - Zapytał wskazując na przygotowany przez siebie arkusz.
Zarówno Diana, jak i Lastrange wiedzieli jednak o tym, że mężczyzna powiedział już zbyt dużo i dodatkowe informacje, choć pomocne, nie były niezbędne. Lastrange przeklął pod nosem, po czym rzucił Dianie przygotowane przez siebie informacje.
- Jeżeli mój brat wyjdzie z tego cało i zachowasz dyskrecję, to odpowiednio Cię wynagrodzę.
Diana w pierwszej chwili chciała ustalać warunki zapłaty, lecz ostatecznie zrezygnowała uznając, że lepiej będzie żądać znacznie wyższej zapłaty, niż teraz negocjować. Szczególnie, że w najgorszym wypadku mogła po prostu zabić Marionetkarza a cała wina spadłaby na ich wrogów.
Ostatecznie więc Cień przykucnęła by wziąć leżące na ziemi pismo. Uczyniła to gdy Marionetkarza nie było już w pokoju - ten wyszedł natychmiast by dołączyć do swoich żołnierzy.
Czy kradzież w takiej sytuacji byłaby głupotą? Mogłoby to spowodować zerwanie wszelkich wcześniejszych ustaleń i postawienie Diany jako wroga Milicji. Candran wiedziała o tym, więc zabrała jedynie dwa z kilkunastu leżących na biurku cygar. Może znalazłaby coś cenniejszego, lecz nie było na to czasu a ponadto gdyby wzięła coś cenniejszego, to nie mogłaby liczyć na znacznie większą nagrodę w przyszłości.
Nie, Diana nie paliła. Schowała cygara do obszernej kieszeni płaszcza i wyszła spoglądając na Scavell. Niedbałym ruchem wręczyła jej zapisaną kartę, z którą uprzednio się dokładnie zapoznała.
- Zgodzę się ze stosem kartek. To nie był dobry moment na ściąganie go tutaj. - Powiedziała półszeptem.
Z dołu dobiegały głosy przemówienia Lastrange'a.
- Nie pozwolimy Fyortom na nas pluć. To krótkowzroczni głupcy i choć to nie oni są naszym głównym wrogiem, to mimowolnie mu sprzyjają.
Candran dotknęła palcami wciąż wilgotnych kosmyków. - Ci głupcy nie wiedzą nic o Koszmarach. Wątpię, by ich doniesienia były prawdziwe, lecz warto to sprawdzić. Lastrange'a staramy się złapać żywcem - dostaniemy za to nagrodę.
Tymczasem na dole Marionetkarz kończył swoją przemowę:
- Najpierw odeprzemy nędzne ataki Marioneteczek Fyortów, a potem wypędzimy Księżyczyków za morze. Zapamiętają naszą lekcję i przez kolejne milenia nie wychylą łbów ze swoich nor.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach