Ulice Starego Miasta

Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Wto 16 Sie - 12:16
Wraz z trzaśnięciem drzwi nieprzykryte mankietem oko Scavell rozwarło się i leniwie powiodło za schodzącym w dół Marionetkarzem. Niezbyt przyjemna była to pobudka, lecz o wiele przyjemniejsza niż okrzyki zorczyków przepowiadające kobietom niewybredne pieszczoty na ich polowych narzędziach tortur lub szybką śmierć w walce. Czyż nie ma na tym świecie milszego dotyku, niż muśnięcia języków ognia przypiekających cię żywcem nad kratą?  
   Nie leżała długo, lecz obrana przez nią pozycja była na tyle wygodna, by Irith zapadła w krótką, półprzytomną drzemkę. Kroki Marionetkarza zwiastowały przecież, że zaraz do pomieszczenia wróci i Diana – w czystej teorii Scavell nie zbudziły żadne odgłosy walki, które świadczyłyby, że jej Liderka nie przyczłapie na własnych nogach. Nie chcąc igrać z grającym w pokera losem Lunatyczka podciągnęła się na kanapie do siadu, spuściwszy nogi na podłogę i przetarłszy twarz zimnymi dłońmi, starała się w ten sposób przegnać czający się za rogiem sen próbujący porwać ją w swoje objęcia.
   Zaspana wyciągnęła w kierunku Diany dłoń zwróconą wnętrzem ku górze i przejęła wręczony jej świstek papieru, który po chwili rozwinęła i zagłębiła się w jego lekturę. Skupieniu się na rozczytaniu zawile napisanych w widocznym pośpiechu liter skutecznie przeciwdziałało Somnoficium, które najwyraźniej poruszone słowami Candran otworzyło się i zawisło na wysokości twarzy Diany.
   - Stosem kartek…?! – uniosła się książka i zaszeleściła stronnicami – Wybitnie ponętnym stosem kartek, który zaszczycił cię swoją obecnością, Cradwan. – rzekłszy to zamknęła się z kłapnięciem, a parzyste oczy zamrugały asynchronicznie – Nie zapominaj o…
   Słowa koszmarnej księgi zostały przerwane przez Irith, która złapała ją za grzbiet i pociągnęła w swoją stronę. Czego jak czego, ale nie mogła sobie pozwolić na podziurawienie Somnoficium – choć jego rodowód był iście Koszmarny, a regeneracja materii, z której był wykonany, była przyśpieszona i samoczynna w przypadku zwykłych zranień, broń Candran raniła przecież Koszmary – i to w ich prawdziwej postaci. W wyniku ostatniej utarczki słownej między Tropicielką a jej nieszczęsną książką ta ostatnia zyskała piękną, głęboką bliznę po wyłupionym siódmym oku.
   - Ale ty pamiętasz, że ta oto Cradwan ma oręż przeciwko Koszmarom i już cię raz nim zraniła?
   Somnoficium wyrwało się do góry i kłapnęło okładką, a pomarańczowe oczy zabłysnęły jaskrawą czerwienią – książce widocznie nie spodobało się ograniczanie jej wolności słowa.
   - Proszę proszę, jaka wygadana się zrobiła! I jaka bezczelna, że narusza moją nietykalność osobistą! Dobra, Cradwan, zapomnę tę zniewagę i zapamiętam tylko, że masz trochę oleju w głowie, żeby się ze mną zgodzić.
   Ale Scavell nie poświęcała już uwagi awanturującej się krnąbrnej książce i złączywszy dłonie wsparte na kolanach na wysokości ust raz jeszcze przeanalizowała przekazane im przez Lastrangea informacje. Opuszczony magazyn na Starym Mieście i kultyści z jego bratem być może na czele. Jeżeli rzeczywiście uda im się coś przywołać, skutki tego mogą być rozległe i daleko idące.
   - Nie zaszkodzi sprawdzić. – przytaknęła wstając niechętnie z kanapy i przeciągając się z rękoma uniesionymi w górze, pozbywając się w ten sposób nagromadzonego w jej członkach odrętwienia – Lastrange wydaje się być ważny, może przehandlujemy jego brata za metal? – zniżyła głos do szeptu, świadoma dalszej obecności wspomnianego Marionetkarza w budynku.
   Dochodzący z dołu tętent kroków i głośne trzaśnięcie drzwiami sugerowały, że Milicjanci ruszyli tłumnie na potyczkę. Scavell podeszła do schodów by upewnić się, czy w budynku nie został żaden z maruderów.
   - To jaki jest plan? Ruszamy od razu pod adres? – poprawiła apaszkę zasłaniającą szpetną bliznę na szyi – Nasz drogi towarzysz spotkany na ulicy ma chyba większe problemy na głowie niż Koszmary, więc mamy już wolną rękę. Chyba, że go polubiłaś na tyle, że zechcesz wziąć go na żywą tarczę.


Ulice Starego Miasta - Page 8 3lgQ88B
#886b8e | #af522d

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Czw 18 Sie - 20:43
Nieważne jak wzniosłych słów użyłaby przeklęta - wszak zrodzona z Koszmarnej Esencji - księga należąca do adeptki. Pomimo wszelkich deklaracji i innych pustosłownych oświadczeń nie była niczym więcej niż tylko stosem kartek przesiąkniętych koszmarną energią, który mówił zdecydowanie za dużo.
Gdy jednak ten stos kartek pojawił się tuż przed twarzą Candran trudno było się doszukiwać na obliczu Cienia złości, irytacji, czy znużenia. Zamiast tego kąciki jej ust uniosły się delikatnie ku górze - zupełnie jakby planowała coś nikczemnego, lecz bardzo była z tego dumna.
Najpewniej Scavell dostrzegła ruch ręki Candran, uniesienie dłoni na wysokość pasa, by sięgnąć po ostrze. Kobieta nie musiała się śpieszyć - jej cel był zbyt butny, by zauważyć jej ruch. Co innego przeczulona Irith, która nie miała zamiaru czekać na poszatkowanie jej cennego tomu i odciągnęła go na bok. Akurat w chwili, gdy palce Tropicielki nieśpiesznie zacisnęły się na białej rękojeści krótszego miecza.
Fioletowe spojrzenie leniwie przeniosło się na adeptkę, która właśnie próbowała wyperswadować książce próby walki z Cieniem. Jej uścisk na mieczu zelżał i jedynie pogładziła koniuszkami palców po przyjemnym materiale, którym była pokryta rękojeść jej cennej broni.
Z dołu dobiegały dźwięki wiwatów, bojowe okrzyki walecznych żołnierzy. Widocznie do boju szli o wiele pewniej niż negocjowali sprzedaż cennego metalu. Przez chwilę Diana zastanawiała się nawet, czy o nich zapomnieli i postanowią ich zostawić w własnym domu. W międzyczasie książka postanowiła wygłosić kolejny pretensjonalny monolog. Diana nie miała nawet zamiaru podnosić teraz, że przecież książki zostały stworzone do tego, by je dotykać. To oznaczałoby uznanie stosu kartek za równego sobie rozmówcę, a tak nisko nie upadła.
- Przecież mówiłam Ci, że ściąganie tu tego zrzędliwego stosu kartek to był zły pomysł. - Powiedziała westchnąwszy, po czym cofnęła swoją dłoń z ostrza. - Taki jest plan, choć nie ograniczałabym się wyłącznie do metalu. - Odpowiedziała Tropicielka na propozycję wykorzystania brata Lastrange'a jako karty przetargowej w przyszłych negocjacjach. O ile oczywiście uda się go nie zabić przez przypadek w wirze walki. W końcu ani Diana, ani tym bardziej Scavell nie miały zielonego pojęcia o tym jak Lastrange może wyglądać. Natomiast podczas bitwy nie będzie czasu pytać każdego napotkanego przeciwnika "czy nie jest Pan może Panem Lastrange?". Jak na ratunek wydawałoby się przyszedł jednak Marionetkarz, który wszedł na górę i bezceremonialne stwierdził:
- Przykro mi, ale muszą Panie opuścić dom. Choć na pewno są Panie wprawionymi wojowniczkami - może pójdą Panie z nami przegonić paru Fyortów?
- Jak wygląda brat Lastrange'a? Nim skończyła mówić zdała sobie sprawę ze swego niedopatrzenia. Przecież Marionetkarz, z którym negocjowała miał nie jednego, lecz dwoje braci. - Nie ten polityk, ten drugi.
Marionetkarz był wyraźnie zdziwiony tym, że jego propozycja, a nawet cała wypowiedź została zignorowana. Wahał się chwilę, lecz w końcu uznał, że ustąpi Tropicielkom.
- Nie wiem. Dawno go widziałem. Nie jest zbyt wysoki, dość pulchny. Kilka lat temu jak go widziałem, to miał obfitą rudą brodę o był łysy, ale kto wie jak jest teraz. I naprawdę muszą Panie opuścić dom.
- Tak, wiem i możemy iść z wami. Nie mamy na to czasu, mamy do zabicia Koszmar.
Candran powiedziała lekko znudzona Marionetkarzem, choć w zasadzie zdawała sobie sprawę, że to on ma rację i nikt trzeźwo myślący nie zostawiłby dwóch obcych sobie kobiet we własnym domu. Szczególnie Chciwości, choć o tym Marionetkarze nie wiedzieli. Czy jednak ta świadomość wywoływała u niej wyrzuty sumienia? Żadnych. Tuż obok Diany otworzył się portal prowadzący nigdzie indziej, jak do jej domu. Scavell mogła rozpoznać charakterystyczny salon.
Walka z Koszmarami była istotna, lecz kobieta miała wciąż wilgotne włosy i ubranie i chętnie by się przebrała zanim zacznie odcinać głowy nieświadomym zagrożenia kultystą.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 20 Sie - 1:46
Eteryczna natura Somnificium stanowiła prawdziwą zagwodke dla analitycznego umysłu Scavell - było tyle pytań, a tak mało odpowiedzi! Czy zatem kobieta i jej książka stanowiły jeden podzielony byt, który był zdolny do współodczuwania, a może oba podmioty były bytami samoistnymi i samodzielnymi, które jedynie łączyły się niewidzialną nicią wzajemnej empatii? Bo to, że Irith odczuwała rany zadane koszmarnej księdze było pewne jak słońce - nadal pamiętała przecież swoją konsternację, gdy ostrze Diany zagłębiwszy się w materiale książki, ugodziło również i ją - oczywiście tylko metaforycznie, ale ból był jak najbardziej realny. Czyż więc dziwnym był ten impuls dyktowany instynktem samozachowawczym, gdy kobieta postanowiła uciszyć swoją księgę i nie igrać z lo... Dianą?
   Książka słysząc słowa Cienia zakrztusiła się niby silną i zaczęła kłapać okładkami, jakby w ten sposób próbowała udawać znaczące kasłanie. Nim jednak dane było jej zabrać głos, Scavell pospiesznie odrzekła:
   - Obawiałam się, że niepilnowany sprowadzi jeszcze nam na głowę bodaj inkwizycję do domu.
   Zmiana tematu okazała się być na tyle skuteczna, że książka zatrzepała okładkami ze złością i wzleciała w górę, machając chaotycznie stronnictwami i sypiać bluzgami na lewo i prawo.
   - Hiszpańską inkwizycję, psiakrew, i Szklanych do kompletu. Nie masz do mnie za grosz zaufania.
   Z kolei powrót Marionetkarza na piętro był prawdziwym dopustem bożym dla przeklętego tomu. Somnificium wyszczerzyło swoje oczy w szerokim uśmiechu i leniwie uniosła się i zawirowała dookoła przybyłego mężczyzny.
   - O, patrzcie kogo tu nogi przyniosły. Legendarny Lastrange w całej swojej krągłej osobie! - zawyła książka i zaśmiała się unosząc na wysokości twarzy Marionetkarza - Ej, Lastrange, chcesz usłyszeć kawał?
Lastrange szedł nocą przez Miasto Lalek. Nagle zobaczył na ulicy świecące oczy.
- Koszmar - pomyślał Lastrange.
- Sam jesteś Koszmar - pomyślał Lae'phael.

   Skończywszy żart, zaśmiała się głośno, czemu tylko zawtórowało skonsternowanie Marionetkarza - widać to było przez jego wpółotwarte usta i wyraz zażenowania wymalowany na jego twarzy. Któż by się nie dziwił, będąc wziętym za inną osobę? Scavell wiedziała, że coś się dzieje - i że trzeba jak najszybciej i interweniować, nim sprawy pójdą za daleko. A o to nie było zbyt trudno współpracując z narwaną książką i chciwą Dianą.
   Oczywistym było to, że kobieta nie miała ochoty bawić się w wojenki gangów - miała na głowie ważniejsze sprawy, niż kolejne bezsensowne kłótnie o miedzę między rywalizującymi ze sobą ugrupowaniami przestępczymi; na przykład badanie zebranego i jakże cennego jadu czy chociażby zdobywanie kolejnej Escencji! Niemniej nie mogła tak bezceremonialnie odmówić Marionetkarzowi (niestety dla Somnoficium nie był to Lastrange) odpowiedzi na pytania, jak też uczyniła to Diana, toteż uśmiechnęła się do niego przepraszająco.
   Rysopis przedstawiony przez Zorczyka mógł pasować do wielu osób, Miasto Lalek zamieszkiwały przecież całe tłumy, a niektórzy z jego mieszkańców posiadali możliwości modyfikacji swojego wyglądu - mogło zatem istnieć duże prawdopodobieństwo, że spotkają tam kilku rudych Lastrangeopodobnych istot. Ba! Sam zainteresowany mógł przecież przeżywać kryzys wieku średniego i dokonać kilku korekt swojego wizerunku.
   - Z chęcią połączylibyśmy siły, ale musimy ubić swojego wroga, wszak wy jesteście od walk z Fyortami, w my z Koszmarami. - rzekła wskazując głową na portal utworzony przez Dianę. - Dłużej już nie nadwyrężymy waszej gościnności.

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Wto 23 Sie - 20:50
To prawda, że Diana była chciwa i rzadko dzieliła się złotem, diamentami, walutą, czy innymi kosztownościami. Nie była jednak półgłówkiem o małym móżdżku i masywnych ramionach. Tacy co prawda lubili powoływać się na własny rozum, logikę, czy inne miejskie legendy i gdy do niej strzelano, to ostatnie o czym myślała, to by oddawać się złości. Tak więc Candran rozumiała, że niekiedy dobrze zainwestowany pieniążek potrafi wielokrotnie się zwrócić - chyba że chodzi o granie w kasynach. Diana nauczyła się, że tego typu inwestycje rzadko się zwracają. Co więcej pracowników takich miejsc jest zwykle dużo, a więc i machania mieczem jest całkiem sporo. Niemnie Diana była gotowa zainwestować kilka cięć swoich artefaktowych mieczy, by zrozumieć istotę połączenia pomiędzy Irid a jej niewychowanym stosem kartek nieco nazbyt patetycznie określającym się mianem książki.
Zresztą, czy trud jakim jest dobycie miecza z pochwy, a następnie wykonanie szybkiego cięcia nie był wart nagrody jaką jest uciszenie niezbyt rozgarniętego tomu romansideł, który nie ogarnął, że ma przed sobą kogoś innego niż gospodarcza.
- To nie jest Lastrange. - Odparła tylko Tropicielka po tym jak na jej twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech. Nie śmiała się jednak z żartu - choć książka mogła tak to zinterpretować - lecz z faktu, że adresat dowcipu był w tym czasie gdzieś na dole i przygotowywał swoich ludzi do wymarszu.
Nim jednak opuściła Miasto Lalek - lecz tylko na chwilę - by rozpocząć przygotowania do walki z monstrum czające się w historycznym centrum miasta, musiała usłyszeć brednie padające z ust jej adeptki. Toteż spojrzała na Scavell wymownie swoimi fioletowymi oczami - dając do zrozumienia, że łączenie się z Milicjantami sił nie tylko nie było w planach, lecz także w możliwościach.
Pech jednak chciał, że komunikacja niewerbalna cierpi na liczne ograniczenia. Wobec braku słów wszelki skomplikowane, często abstrakcyjne pojęcia musza zostać przekazane zaledwie kilkoma ruchami twarzy. W gruncie rzeczy Diany nie obchodziło, czy Scavell zrozumie jej przekaz, a także nie liczyło się co pomyśli sobie Marionetkarz.
- W istocie. Idziemy przepędzić Koszmar z tego świata. - Powiedziała, po czym po prostu weszła do portalu, po którego drugiej stronie już znajdował się jej dom - przynajmniej tak długo, jak nie uzna, że znudzona starym lokum chce czegoś większego i bardziej prestiżowego. Może powinna przeprowadzić się do Miasta Lalek? Z drugiej strony widok rezydencji Lastrange'a nie napawał ją optymizmem.
Lunatyczka i jej książka nie musiały korzystać z portalu, lecz te rozwiązanie było o wiele szybsze i pewniejsze. Nic więc dziwnego, że wkrótce śladami Diany podążyła także jej adeptka - wszak nigdy nie wiadomo jak długo portal będzie funkcjonował.

ZT x 2

Powrót do góry Go down





Lou
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 5PUjt0u
Godność :
Louise Clark
Wiek :
26
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
171/58
Znaki szczególne :
Papieros w dloni, piegi, obezwładniający uśmiech
Pod ręką :
Zawsze coś mądrego do powiedzenia! No i pomadka do ust
Broń :
Scyzoryk, sztylet
Zawód :
Skandalistka
Stan zdrowia :
Zawsze może być lepiej
https://spectrofobia.forumpolish.com/t721-louise#8549 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1008-louise#14612 https://spectrofobia.forumpolish.com/t972-kontakt-z-lou https://spectrofobia.forumpolish.com/t1095-lou
LouKlucznik
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 5 Cze - 23:05
Stawiane powoli kroki, zwieńczone stuknięciem dość niskiego obcasa, nie zwiastowały tego, co nadejdzie. Choć może wypadałoby powiedzieć kto nadejdzie, wszak zawiązana na brązowych lokach chustka i wielkie, ciemne okulary na czubku nosa sprawiały, że po raz kolejny, Louise wcieliła się w kogoś innego, tym razem może trochę bardziej siebie, ale nadal nieco skrytą i nieobecną dla cudzych spojrzeń. Mężczyzna sunący kilka kroków dalej, nie miał pojęcia, a przynajmniej takie do tej pory miała wrażenie, że ktoś go śledzi. Dłonie miała schowane do lekkiego płaszczyka, a w jednej z nich schowany był sztylet, gotów aby kogoś przypadkiem (lub nie) pokiereszować. Ofiarę miała jednak już wybraną.
Czekała aż chłopak wejdzie właśnie w tę uliczkę, gdzie ktoś przechodził tylko raz na jakiś czas, ale mimo wszystko nie była ona niewidoczna dla wścibskich oczu przechodzących nieco dalej. Postanowiła, oczywiście, odegrać kolejny akt tego przedstawienia, także drodzy widzowie powinni być w gotowości.
Przyśpieszyła kroku. Sztylet wsunęła w rękaw płaszcza, dla pewności. Była już zaledwie jeden krok za swoją ofiarą, kiedy wolną ręką złapała go za łokieć, odwróciła w swoją stronę i przyparła do muru. W obcasach była niemal tego samego wzrostu, co mężczyzna stojący tuż przed nią, jak miała nadzieję, w szczerym zaskoczeniu. Jedną rękę położyła na jego piersi, lekko ściskając materiał, jak gdyby byli kochankami, więźniami swojej tęsknoty, którą jeszcze raz trzeba było pożegnać raz na zawsze. Nikt jednak nie wiedział o sztylecie w drugiej ręce, lekko wbijającym się, a może bardziej napierającym gdzieś w okolicy brzucha, przez cienki materiał rękawa. Tak. Dokładnie o to chodziło.
Louise uniosła lekko lewy kącik ust ku górze, oczekując konsternacji na jego twarzy. Prawdopodobnie znając jej przyczynę, zsunęła z nosa te wielkie przeciwsłoneczne okulary, by chłopak mógł zobaczyć z kim ma do czynienia i warunek konieczny, pomimo zupełnie innej fryzury - rozpoznać ją. Może po piegach?
- Cześć. Wisisz mi kolację.
A może po głosie.

Powrót do góry Go down





Jo
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 5PUjt0u
Godność :
Joe Moss
Wiek :
26
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
175/68
Pod ręką :
Smartfon, słuchawki, portfel, tytoń, zapalniczka, bletki, papierośnica, klucze
Broń :
Lasko-szpada
Zawód :
Inżynier w MORII
https://spectrofobia.forumpolish.com/t887-joe-moss https://spectrofobia.forumpolish.com/t1090-joe
JoInżynier
Inżynier
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 10 Cze - 3:05
Jo wyjął z kieszeni kurtki mały notes i zapełnił go mało istotnymi informacjami. Dotyczyły nowinek zaczerpniętych z okolicznych lokali, bardziej plotek, niż rzetelnych wiadomości, a ich tematyka zahaczała o technologiczne innowacje, choć takowe, nawet w Mieście Lalek, nie były tak powszechnie dostępne, jak chciałby mężczyzna. Dodać należy, że zachował on wszelkie środki ostrożności w dopasowaniu się do otoczenia. Wspomniana wcześniej kurtka krojem, barwnością, ilością pasków oraz kieszeni była czymś pospolitym wśród mieszkańców. Również pozostała część stroju, zachowana w tonacji turkusowo-fioletowo-zielonej, czyniła z niego wręcz ślepo podążającego za modą nudziarza. Jedynie laska, stukająca co jakiś czas o ziemię, ale będąca raczej ozdobą niż pomocą, mogła ściągnąć większą uwagę.
Czy był to dobry kamuflaż? Można rzec, że co najwyżej poprawny. Dlaczego Jo miałby obawiać się bycia rozpoznanym w tych okolicach, skoro nigdy nie poznał osoby, mogącej tu przebywać? A przynajmniej, takie żywił przekonanie do momentu, gdy doznał szokującej niespodzianki. Rozpoznał dziewczynę, zanim uświadomił sobie, w jakiej pozycji się znalazł. Ten sposób przypierania do ściany i te błękitne oczy, z jakiegoś powodu natychmiast nasunęły mu żywe wspomnienia.
- Mel! - powiedział zaskoczony. Uśmiechnął się niezręcznie, nie bardzo wiedząc, na czym stoi. - Kuchnia włoska, pamiętałem - dodał, z jakiegoś powodu, zapewne naciskającego na brzuch ostrza, mało entuzjastycznie. Ostrożnie zmienił uchwyt laski, tak aby w razie konieczności zepchnąć broń i zminimalizować głębokość rany. To wszystko, co mógł osiągnąć w tej sytuacji siłą, toteż po takie rozwiązanie zdecydował się sięgnąć w ostateczności. Drugą rękę położył na dłoni dziewczyny, przyciskając ją lekko do swojej piersi. Ruch ten były na tyle umiarkowany, że trudno byłoby w nim odnaleźć waleczne intencje. - Przepraszam za nasze ostatnie spotkanie. Nie chciałem w żaden sposób Cię narazić, tylko ta sytuacja... ten obóz to... to wszystko było trochę... - ugryzł się w język, miarkując, że nie rozmawiają już w Glassville. Jego spojrzenie spoważniało.
- Wiesz, kim jestem, prawda?

Powrót do góry Go down





Lou
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 5PUjt0u
Godność :
Louise Clark
Wiek :
26
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
171/58
Znaki szczególne :
Papieros w dloni, piegi, obezwładniający uśmiech
Pod ręką :
Zawsze coś mądrego do powiedzenia! No i pomadka do ust
Broń :
Scyzoryk, sztylet
Zawód :
Skandalistka
Stan zdrowia :
Zawsze może być lepiej
https://spectrofobia.forumpolish.com/t721-louise#8549 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1008-louise#14612 https://spectrofobia.forumpolish.com/t972-kontakt-z-lou https://spectrofobia.forumpolish.com/t1095-lou
LouKlucznik
Re: Ulice Starego Miasta
Sro 14 Cze - 1:21
To nie tak, że dźwięk nie swojego imienia ją zaskoczył. No, może minimalnie, bo jednak ledwie przypomniała sobie, gdzieś pomiędzy szczątkami złości, że przedstawiła się swojemu koledze jako Mel. Przez chwilę zastanowiła się, czy jest sens jeszcze w tym temacie kłamać. Umiała się ukrywać, w końcu była Lunatyczką, szukającą i zbierającą informacje, musiała zatem zachowywać jakieś resztki anonimowości. Westchnęła, a inercja, której się poddała, mimowolnie rozkazała wyrzucić z jej ust swoje prawdziwe imię.
- Lou. Mów mi Lou - skąd swoją drogą może wiedzieć, które z imion jest prawdziwe? Zaiskrzył w jej głowie kolejny błyskotliwy (w jej mniemaniu) pomysł, że na każdym spotkaniu będzie przedstawiać się innym imieniem.
Obserwując ruchy, które wykonywał Joe, stwierdziła, że odsunie od niego ostrze, nadal jednak mając je w pobliżu, bo ją również dopadły żywe wspomnienia, w tym, niestety, niezbyt miłe.
- Och, nie naraziłeś mnie, Joe. Ty mnie zdradziłeś! - ścisnęła mocniej materiał kurtki i rzuciła mu lodowate spojrzenie, od którego już dawno powinien zamienić się w bryłę lodu. - Jak widzisz stoję tu, więc poradziłam sobie z tym gościem całkiem nieźle, ale przez tydzień bolała mnie kostka. Oczekuję zadośćuczynienia.
Odetchnęła głęboko, jakby chciała wypuścić z trzewi całą negatywną energię, oczywiście nieskutecznie, ale odsunęła się na krok i założyła ręce na piersi, bacznie obserwując, czy Jo znowu nie zrobi jakiegoś fałszywego ruchu.
- Jak już mówiłam, jesteś fatalnym kłamcą - pobłażliwy uśmiech wpływający na jej twarz mógł sobie zinterpretować sam.
Rozejrzała się dookoła, gdzieniegdzie widząc sylwetki mieszkańców Krainy Luster i zastanowiła się nad dalszymi krokami. Zawlec chłopaka do jakiejś ciemnej uliczki i siłą wyciągnąć informacje (w tym swoje notatki) czy może wykorzystać fakt tej nieszczęsnej kolacji i pogadać jak ludzie przy lampce wina za którą zapłaci wspomniany?
Uśmiechnęła się.
- Chodźmy - złapała chłopaka pod rękę i pociągnęła w kierunku kolejnej ulicy. - Teraz powiedz mi, czego tu szukasz. I pamiętaj, że będę wiedzieć, kiedy kłamiesz.

Powrót do góry Go down





Jo
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 5PUjt0u
Godność :
Joe Moss
Wiek :
26
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
175/68
Pod ręką :
Smartfon, słuchawki, portfel, tytoń, zapalniczka, bletki, papierośnica, klucze
Broń :
Lasko-szpada
Zawód :
Inżynier w MORII
https://spectrofobia.forumpolish.com/t887-joe-moss https://spectrofobia.forumpolish.com/t1090-joe
JoInżynier
Inżynier
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 17 Cze - 0:59
- Lou - powtórzył cicho, jakby próbował się poprawić wstecz. Nie próbował wnikać w prawdziwość nowego imienia. Ukrywanie tożsamości, gdy podróżuje się między różnymi światami, jest czymś zrozumiałym. A zaufanie między nimi, konieczne do odsłonięcia tej tożsamości, na tamten moment było... właściwe, to go nie było.
- Nie wątpiłem, że sobie z nim poradzisz bez najmniejszego problemu - próbował wybrnąć pochwałą, choć wzrok Lou, zimny i bezpośredni, nadal przewiercał go na wylot. Zakuło go słowo „zdrada”. Doskonale pamiętał, jak niegodziwy był jego wybryk. Świństwo, podłość, chamstwo, kradzież - to by zrozumiał, ale zdrada. Jeśli tak, to między ich dwojgiem istniała jakaś nić ufności, w tamtym momencie zerwana przez chłopaka, niezdającego sobie nawet sprawy z wagi swojego czynu. Możliwość zadośćuczynienia była więc tym wspaniałomyślnym darem, który podjął nader poważnie.
Gdy dziewczyna wycofała broń, Jo również przyjął luźną pozycję, pozbawioną jakichkolwiek niecnych intencji. - Ale przynajmniej szybko uciekam - odpowiedział żartobliwie na przytyk do jego zdolności bajdurzenia. Mogło być trochę za wcześnie na takie żarty, ale uśmiech Lou dodał mu śmiałości. Chłopak był, może nie pewny, ale przynajmniej przeświadczony, że cała ta scena z nożem to nie zemsta. Nie czuł zagrożenia, choć uwzględniał, że na razie musi posłusznie rozegrać to na warunkach Lou.
Potulnie pozwolił się zaciągnąć w kolejną ulicę. Delikatnie uniósł rękę, tak aby dziewczyna mogła go z łatwością trzymać i aby nie sprawiał wrażenia bycia ciągniętym. Właściwie, to wyglądali na zwyczajną parę w trakcie spacerowania. Z tą różnicą, że choć z jednej strony byli zbliżeni do siebie, jak znający się na wylot duet, to z drugiej strony każde z nich trzymało swoją broń, sztylet lub laskę. Czy ta dynamika przeciwieństw miała mieć jakąś kulminację, czy też byli na nią skazani? Jo w kontaktach z osobami po drugiej stronie, był zaledwie raczkujący. Tajemnice jego pracy nie pozwalały na szczere przyjaźnie w świecie ludzi, więc tym bardziej powinno dotyczyć to miejsca, gdzie za jego przynależność, mógł utracić życie. Tylko że Lou miała rację w jednym, Jo nie potrafi nie zaplątać się w sieci własnych kłamstw. - Nie szukam, tylko oglądam. Nie macie tu internetu, więc trzeba trochę pochodzić, żeby sprawdzić co nowego trafia do sklepów - mówił prawdę. Po chwili ciszy zauważył, że jego wypowiedź mogła być zbyt ogólna, więc dodał - Części lalek, na które tu niekiedy trafiam, są anatomicznym majstersztykiem. Konstrukcja stawów, precyzja ścięgien i tym podobne. Powiedzmy, że szukam inspiracji do własnych projektów. Można było odczuć, że ta tematyka niezwykle go angażuje i mówi o niej ze sporym zapałem.
Wyszli na żywszą ulicę. Jo nie wiedział, dokąd zmierzają, ale z ulgą przyjął, że nie będzie to ślepy zaułek. - A co ty porabiasz w tym mieście? Polowałaś na mnie od samego początku, czy znalazłaś zbiegiem okoliczności? - zapytał, nadając rozmowie spoufalający ton.

Powrót do góry Go down





Lou
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 5PUjt0u
Godność :
Louise Clark
Wiek :
26
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
171/58
Znaki szczególne :
Papieros w dloni, piegi, obezwładniający uśmiech
Pod ręką :
Zawsze coś mądrego do powiedzenia! No i pomadka do ust
Broń :
Scyzoryk, sztylet
Zawód :
Skandalistka
Stan zdrowia :
Zawsze może być lepiej
https://spectrofobia.forumpolish.com/t721-louise#8549 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1008-louise#14612 https://spectrofobia.forumpolish.com/t972-kontakt-z-lou https://spectrofobia.forumpolish.com/t1095-lou
LouKlucznik
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 24 Cze - 0:11
Humor Louise zależał od wielu czynników, a jej choleryczne nastawienie oponowało za tym, aby zmieniał się on przynajmniej co minutę - tak dla fabuły - aby nie było czasem za nudno. Spojrzała zatem na Jo, spod tak zwanego byka, kiedy stwierdził, że nie wątpił iż sobie poradzi, aby zachować jednak nieco klasy nie skomentowała już tych słów, tylko spojrzała dumnie przed siebie, niczym paw, jakby posiadała jeden z najpiękniejszych i najbardziej urodziwych pióropuszy.
Stąpali w tempie równym, z boku można było uświadczyć wrażenia, że spacer ten jest nawet całkiem przyjemny. Nie mogła się jednak powstrzymać, by nie przewrócić oczami na słowa o lalkach - nie była w stanie uwierzyć swojemu towarzyszowi z żadne słowa, które wypadały z jego ust, choćby były otulone najpiękniejszym uśmiechem.
Mimo to, nie była w stanie się nie zgodzić.
- Tak, to prawda. Tutaj, po tej stronie, jest wiele utalentowanych osobistości - celowo nie użyła stwierdzenia "mamy" - nie chciała okazywać przynależności do żadnej ze stron, dla dobra sprawy. I swojego własnego interesu, oczywiście. Nie wiedziała jeszcze, czego spodziewać się po Jo i choć miała tego namiastkę podczas ich pierwszego spotkania, to ich aktualna pozycja była czymś całkowicie innym. Ba, nie wiedziała nawet czego spodziewać się po sobie - chcąc nie chcąc, w pewien sposób spoufalała się właśnie z wrogiem i mogła z łatwością sprawdzić, by nie wrócił już do domu. Odetchnęła głęboko i skierowała te myśli gdzieś w kąt, usilnie próbując, przynajmniej na ten moment, zająć się czymś innym.
Skręcili w lewo, by wyjść na jedną z głównych ulic, zbliżając się powoli do miejsca docelowego. Tak, Lou wcale nie kłamała mówiąc o kolacji, robiła się właściwie całkiem głodna, a głodna Louise to niestety wściekła Louise - a tego zdecydowanie nie chcemy widzieć.
A może chcemy?
- Trochę polowałam, trochę czekałam na okazję. Chyba nie myślałeś, że zostawię cię w spokoju, po tym, co zrobiłeś? Chcę odzyskać moje rzeczy. I dostać rekompensatę za zostawienie mnie na pastwę losu - oczywiście wiemy oboje, że los był po mojej stronie, natomiast sam fakt... - mruknęła na koniec, znowu rzucając chłopakowi niezadowolone spojrzenie. - Ale o tym pogadamy na miejscu. Tymczasem - który to twój raz po drugiej stronie? Zdajesz sobie sprawę, że jest tu nieco... niebezpiecznie, jeśli podróżuje się samemu?
Czy była to groźba, czy może ostrzeżenie? Niech Jo zinterpretuje to sam.

Powrót do góry Go down





Jo
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 5PUjt0u
Godność :
Joe Moss
Wiek :
26
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
175/68
Pod ręką :
Smartfon, słuchawki, portfel, tytoń, zapalniczka, bletki, papierośnica, klucze
Broń :
Lasko-szpada
Zawód :
Inżynier w MORII
https://spectrofobia.forumpolish.com/t887-joe-moss https://spectrofobia.forumpolish.com/t1090-joe
JoInżynier
Inżynier
Re: Ulice Starego Miasta
Sro 5 Lip - 1:59
Jesteś pewna? - zapytał rozbawiony Jo - właśnie podróżuję z tobą i muszę przyznać, że jestem o wiele mniej pewny swojego bezpieczeństwa. Pominął milczeniem kwestię zwrotu notatek, a to z powodu niezwykle błahego - nie miał już prawa do ich posiadania. Wszelkie znaleziska wpisane do raportu i odstawione do magazynu przestawały istnieć dla kogokolwiek z zewnątrz. Gdyby się postarał, mógłby zapewne spróbować sporządzić kopię, ale zdecydowanie nie zadowoliłoby to Lou. Manipulacja treścią, dodanie kilku zdań lub zatajenie nawet całych stron, wszystko to byłoby dla Jo na wyciągnięcie ręki, a jeśli on o tym pomyślał, to podejrzliwa towarzyszka tym bardziej.
- W tej okolicy jestem pierwszy raz - odpowiedział. Informację o tym, jak często podróżował między światami, pozostawił w niedomówieniu. Gdyby podkoloryzował, szybko zostałby sprawdzony kilkoma pytaniami. Gdyby powiedział prawdę, ujawniając się jako nowicjusz, dałby tym samym Lou mocną kartę przetargową w ich spotkaniu. Wiem, że powszechne po tej stronie jest bycie zjedzonym przez cokolwiek, ale każdy konflikt ma swoje podłoże a przemoc reguły. Bycie cichym, uprzejmym i nieuzbrojonym, przynajmniej dotychczas, skutecznie pozwoliło mi obejść się bez żadnych sporów. A jeśli to nie wystarczy, no to cóż... - wzruszył ramionami, jakby lekceważył możliwość śmierci. W gruncie rzeczy chodziło mu jednak o zwyczajną akceptację faktu, że zaspokajanie ciekawości może sporo kosztować i choć może się wydawać, że to lekkomyślne, cała ta gra była warta najwyższej ceny. Gdy przyjdzie pora, zapłaci, oczywiście nie bez walki - ale tego wolał nie mówić. Jeśli miałby być oceniony przez Lou jako naiwny i bezbronny, tym lepiej dla niego. Po co eskalować konflikt, który można przegrać? Jo wolał biernie dać się poprowadzić dziewczynie, uważnie badając drogę, którą zmierzali.


z/t (Lou i Jo)


Ostatnio zmieniony przez Jo dnia Pią 7 Lip - 13:19, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Czw 6 Lip - 12:53
Na ulicach Miasta Lalek wciąż pozostawały rozległe kałuże po ulewnym deszczu, który przetoczył się nad gargantuiczną metropolią zaledwie kilka godzin temu. Słońce w zaawansowany sposób chyliło się ku zachodowi, a parująca z kostki brukowej woda tylko potęgowała wieczorny chłód, którego języki próbowały wślizgnąć się pod podróżny płaszcz Scavell. Nie tym razem, panie chłodzie.
Portal bezgłośnie zamknął się za Tropicielkami, niejako pieczętując ich nowy los - jako, że droga powrotna została nomen omen bezpowrotnie zamknięta, a przynajmniej na tak długo, jak zażyczyła sobie tego Diana, kobietom nie pozostawało nic innego, niż iść przed siebie. Półprzezroczysta mgła kłębiła się około pół metra nad ziemią, a pobliskie uliczne latarnie rzucały na nią widmowe, jasnopomarańczowe refleksy, niby błędne ogniki tańczące wśród jej opalizujących tumanów. Dookoła nie widać było ani żywego ducha - winną mogła być zarówno późna pora, jak i sama reputacja miejsca, w którym znalazły się Tropicielki. W zasadzie żaden porządny obywatel nie miał czego szukać w owym zakamarku Starego Miasta, opustoszałym i porzuconym przez kupców sukiennych, którzy wznieśli w nim swoje magazyny. Czego w ogóle można szukać w pustym magazynie?
Ano spokoju i ustronności, a także prywatności - były to czynniki, które statuowały miejsca idealne dla siedzib kultystów. Miasto Lalek dysponowało zbyt wieloma pustostanami, by rajcowie mogli wysyłać do nich rutynowe kontrole; nikogo to też w zasadzie nie obchodziło, gangi wszak zwalczały się nawzajem. Toteż nic dziwnego, że stare kamieniczki, huty czy magazyny były miejscem idealnym nie tylko do mrocznych interesów, ale również paktów z nieczystymi siłami z Krainy Snów.
W sakwie, którą przytroczoną miała do biodra, znajdowały się uwarzone przez nią eliksiry: Plasterek w płynie, Eliksir Nie-Ma-Linowy oraz Wywar Kenczandisa. Niekłamczyka oraz Nalewkę połykacza mieczy ofiarowała szczodrze Dianie, nim opuściły Upiorne Miasteczko.
Incuberre, który towarzyszył Scavell, wzbił się z jej ramienia w niebo i zakrążył nad zmurszałymi dachami magazynów. Przebrzydłe ptaszysko, choć nieprzewidywalne i dzikie, było zadziwiająco oddane swojemu właścicielowi. Nie dziwiło to Lunatyczki, która słyszała historie o tym, jakoby owe bestie były lojalnymi strażnikami pradawnych Cieni. Liczyła tylko, że jej podopieczna nie rzuci się bezmyślnie na pierwszego lepszego przechodnia.
Magazyny, przed którymi stały, były trzema szeregowymi, niskimi budynkami o wielkich drzwiach i wybitych oknach, a także odpadającym tynku grożącym guzem nieostrożnemu wędrowcy. Lub śmiercią - jak kto woli. Przed wejściem do jednego z nich stała zakapturzona postać, lecz z odległości, w jakiej znajdowały się Tropicielki, a także przez mgłę Scavell nie potrafiła nic więcej na jej temat powiedzieć.
Chyba trafiłyśmy pod właściwy adres. — szepnęła na ucho Dianie. Somnoficium o dziwo nic nie mówiło.

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 17 Lip - 23:18
Diana kroczyła pewnie przez senne uliczki starego Miasta Lalek, otoczona przez przyjemny, mleczny całun mgły. Powietrze było wilgotne, co niezbyt służyło włosom  Tropicielki, które zapobiegawczo zostały związane, tak by nie przeszkadzały podczas walki.
Jej dłoń spoczywała na rękojeści miecza, lecz nie w sposób wskazujący, że chce dobyć oręża. Raczej korzystając z potężnego artefaktu jako oparcia, pozwalając wesprzeć się samemu tylko nadgarstkowi a reszcie dłoni swobodnie zwisać. Tylko tchórze i dzieci dobywałyby broni, gdy prze sobą nie mają żadnego przeciwnika, bądź tylko dlatego, że dostrzegły jakiś ruch we mgle. Dla Cienia mgła była raczej sprzymierzeńcem, niźli przeciwnikiem. Potrafiła poruszać się cicho i miała wyczulone zmysły. Nie musiała niczym przerażony bachor dobywać swego śmiesznego nożyka i wymachiwać nim na prawo i lewo tylko dlatego, że przyjemny, lekki obłok zawisnął nisko nad ziemią.
- W istocie. - Skomentowała krótko słowa wypowiedziane do niej przez Irith, zatrzymawszy się w miejscu. Zmarszczyła nos, czując smród Koszmaru.
Magazyn nie wyglądał imponująca, był jednak dość obszerny, by zmieścić w spory oddział. Walka z tak przeważającym przeciwnikiem, który mógł być wyszkolony w walce nie tylko była nadmiernie ryzykowna, lecz można by ją nazwać głupotą właściwą szlachetnym samobójcom, prawiącym na prawo i lewo o wzniosłych ideałach, by później gnić jak każdy inny z ciałem nabitym na włócznię kultysty bądź mackę Koszmaru.
- Zajmij go czymś. - Odpowiedziała Diana, po czym odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Ruchem swojej lewej ręki pchnęła Scavell do przodu i ruszyła w stronę przeciwną - zupełnie jakby opuszczała właśnie pole bitwy, pozostawiając Scavell na pewną śmierć.
Gdy szybkim krokiem oddalała się od magazynu usłyszała plusk wody. Nie spodobało jej się to, musiała być nieco ostrożniejsza. Jeżeli jej plan zdobycia informacji na temat kultystów w magazynie miał się udać, to nie mogła pozwolić się wykryć. Jej kroki powinny być bezszelestne, a przypadkowe kałuże - tak liczne po niedawnej ulewie - nie pomagały jej w tym ani trochę.

Candran nie traciła czasu. Skręciła w boczną uliczkę, tak że wyszła na plac magazynowy nieco z boku, poza zasięgiem strażnika. Kultysta - o ile nim był - musiał uwierzyć, że jedna z kobiet z jakiegoś powrotu zawróciła, odeszła z tego miejsca pozostawiając stojącą przed nim Scavell całkiem samą.

Gdy Kultysta był skupiony na Scavell, czy to dopiero podchodzącej, czy też rozmawiający z nią, Diana swoją protetyczną ręką złapał jego twarz - by nie mógł krzyczeć. Dłoń wykonana na Wyspach Księżycowych nie rekompensowała jej utraty własnej, lecz była przydatna. Mężczyzna nie miał co liczyć na próbę ugryzienia jej - najwyżej połamałby zęby. Cień była jednak na tyle świadoma potencjalnych możliwości wyższego od niej mężczyzny, że nie ryzykowała. Jednocześnie z ruchem ręki krótsze ostrze zatopiło się w jego nodze - tak by nie zadać śmiertelnych ran, lecz uniemożliwić kultyście użycie ewentualnych magicznych zdolności.
Bez zwłoki także powiedziała:
- Sprzeciw się, zginiesz. - Lekkość jej głosu, sposób w jaki groziła strażnikowi magazynu mógł być niepokojący. W jej słowach nie dało się wyczuć zawiści, lecz raczej zimny profesjonalizm pozbawiony emocji innych, niźli ledwie wyczuwalna nutka ekscytacji. Sposób w jaki Diana wypowiedziała groźby wystarczył, by Kultysta uwierzył w jej zamiary. Tym lepiej dla niego.
Przez kilka krótkich chwil Diana oczekiwała na decyzję, czuła że jej ofiara się waha. Poczuła jak jego łokieć dotyka jej przedramienia - jakby próbował pozbyć się sztyletu, lecz bez pewności i siły, by zadanie to mogło zakończyć się powodzeniem. Podobnie jego palce zawędrowały do lewej ręki Diany, zaciskając się na solidnym materiale protezy. Nim jednak zdążył szarpnąć, chcąc wyrwać się z uścisku zrezygnował.
Gdy Diana poczuła jego kapitulację powiedziała cicho do swojej adeptki.
- Rozbrój go, zwiąż mu ręce i zaknebluj. Tylko szybko.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Pią 28 Lip - 11:48
Tropicielki miały szczęście, że ich wrogiem nie okazał się być ostry cień mgły. Zapewne ostre miecze Diany bez problemu posiekałyby mgłę gęstą jak mleko, może i ich niezrównana właściwość blokowania magii dosięgłaby i niematerialny byt, raniąc go dotkliwie – lecz na pewno Cień wyglądałaby przy tym pokracznie, a istniało zawsze ryzyko, że w tumanach pary wodnej nie skrywa się żaden inny wróg.
Na szczęście ich przeciwnik miał powierzchowność bardziej bliską zwykłym profanom! A przynajmniej na takiego wyglądał na pierwszy rzut oka. W zasadzie na drugi i trzeci również. Nie dane było jednak Scavell długo gdybać nad jego ontologicznym stanem – silnym popchnięciem Diana nomen omen popchnęła ją do bardziej namacalnego działania. Lunatyczka nie spodziewała się takiego obrotu spraw, potknęła się za sprawą średnich obcasów, które miała na nogach, a które niewiele się różniły od butów płaskich; na szczęście za sprawą zamaszystego ruchu rąk szybko odzyskała równowagę i mogła ruszyć dalej.
Mniej więcej domyślała się, jaki plan może mieć jej Liderka, choć równie dobrze mogła wypchnąć biedną Irith do brudnej roboty, a samej zająć się rzeczami z goła przyjemniejszymi, jak chociażby przeliczaniem złota w skarbcu w ich domostwie. Może nawet nie tyle liczyć (do tego wykorzystywała wszak Scavell), co przyglądać mu się w głębokim rozmarzeniu i snuć kolejne plany o rozmnożeniu bogactwa. Poprawiła płaszcz i ruszyła w kierunku zakapturzonej postaci. Nieznajomy, gdy zauważył zbliżającą się do niego Tropicielkę, zaczął zachowywać się w sposób wyraźnie nerwowy; poruszył się, drobił kilka kroków w miejscu, a jego ręka powędrowała do pasa i wsparła się na czymś, prawdopodobnie na rękojeści oręża. Byleby tylko biczem nie walczył!
Czego tu szuka? To teren prywatny! — głos należał z całą pewnością do mężczyzny, był wszak niski, a jego posiadacz zdawał się mieć istotne problemy z górnymi drogami oddechowymi, albowiem w sposób niezwykle prostacki mówił przez nos. — Rusza się albo wciry dostanie!
Scavell była od niego niższa i zapewne to tylko dzieliło go od tego, by wezwać wsparcie znajdujące się wewnątrz magazynu – a tego Lunatyczka obawiała się najbardziej. Omiotła okolicę zdezorientowanym spojrzeniem, które w zasadzie wypatrywało i ponaglało Dianę do szybszego działania, nim ostatecznie jej wzrok spoczął na nieznajomym, który począł się do niej zbliżać.
Ja… Chyba się zgubiłam. To nie wygląda mi na spotkanie Klubu Zwolenników Czerwonych Numizmatyków. — wydukała z siebie i uniosła ręce w obronnym geście, jakby w ten sposób próbowała oddzielić się od odpychającego strażnika wrót. Odpowiedział jej tylko śmiech mężczyzny.
Ano ja to myślę, że zechce se obaczyć ze mno tyły magazynu, mam do okazania inne rzeczy niż numyzmy. — i w tym momencie zjawiła się Diana, cała na czarno.

Mężczyzna szarpnął się, rozbieganym wzrokiem omiatając Scavell, próbował również krzyczeć, prawdopodobnie z bólu, jednak wydał z siebie tylko niewyraźny odgłos zduszony przez protezę Diany. Kaptur odsłonił jego twarz – ich jeńcem okazał się być wyjątkowo młody mężczyzna o kędzierzawych, nierówno przystrzyżonych włosach i niemalże bezbarwnych oczach. Zdawał się być wręcz wychudzony.
Scavell nie musiała go zapewniać, że Diana nie zawaha się wypełnić swojej groźby. Tylko osoba pozbawiona zmysłów cwaniaczyłaby mając ostrze wbite w nogę. Po nogawce prostych spodni mężczyzny ciekła struga krwi, tworząc małą kałużę na ziemi pod jego stopami. Mężczyzna trząsł się z bólu, lecz nie odważył się dalej wyrywać.
Tak samo nie chciała narażać się Cieniowi zbytnią opieszałością w wykonywaniu jej poleceń. Zbliżyła się do mężczyzny i ze skrępowaniem poczęła go obmacywać. Dysponował długą, drewnianą pałką, w której koniec powbijany były na wylot gwoździe oraz składanym nożykiem, który wepchnięty miał w kieszeń spodni – ta wiadomość spowodowała, że odetchnęła z ulgą, spodziewając się innego rodzaju broni, który mógłby być w gotowości. Nie dysponowała żadną liną, toteż za prowizoryczne więzy posłużyć musiał wysłużony płaszcz ich jeńca. Do tego też posłużył zdobyczny kozik, którym pocięła materiał na kilka pasków.
Musimy go gdzieś ukryć. — mruknęła, gdy skończyła swoją pracę; jako wisienkę na torcie najgrubszy pas materiału wepchnęła w usta młodzika i zawiązała mocno z tyłu jego głowy — Nie wiemy, czy jest strażnikiem, czy wodzirejem, który miał zapraszać gości i ich odpowiednio kierować.

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Czw 3 Sie - 23:07
- Jest głupcem. - Odparła tylko krótko Diana, szukając spojrzeniem po okolicznych uliczkach, mrocznych zaułkach, posępnych kamienicach miejsca, w którym mogliby przesłuchać więźnia.
Nadmierna eksploatacja mocy nie tylko prowadziła do fizycznego zmęczenia, lecz także mogła powodować zużycie sił magicznych, które mogą być niezbędne w trakcie zbliżającego się starcia. Toteż Candran bardzo szybko porzuciła najprostszą z myśli, by po prostu stworzyć portal i przesłuchać go w jakimś przytulnym miejscu - choćby we własnym domu. Poza tym pamiętała, że w ogródku zostało zdecydowanie zbyt mało miejsca, by zakopać w nim kolejne zwłoki.
- Tam go przesłuchamy. - Odparła po dłuższej chwili wskazując ruchem głowy na wąskie schody pomiędzy dwiema kamienicami. Nie wiedziała co prawda gdzie prowadzą, lecz dostrzegła, że na szeroką na zaledwie półtora metra ścieżkę nie wychodzą żadne okna.
Wprawdzie nie było to miejsce idealne, lecz na takie rzadko można liczyć a kluczem do sukcesu jest zdolność improwizacji. Tylko głupiec mógłby myśleć, że wystarczy zawsze iść przed siebie.
- Za mną. - Dodała Candran rzucając jeszcze ostatnie spojrzenie w stronę magazynu. Nie wydawało się, by ktokolwiek został poinformowany o ich obecności. Co prawda Diana nie wiedziała czy to zasługa jej ostrza, czy też kultysta nie posiadał żadnych możliwości poinformowania swoich kompanów - nie miała jednak zamiaru ryzykować i pozostawiła swoje ostrze w ciele nieszczęśnika.
Nie musiała mówić Scavell, by na nie uważała - dobrze wiedziała, że adeptka to zrozumie. Nie była w końcu pierwszym lepszym osiłkiem, który z przerażeniem sięga po miecz bo pojawiła się odrobina mgły, nawet gdy ta nie miała żadnego związku z Koszmarem.

Dopiero gdy znaleźli się w głębi uliczki a więzień siedział pobladły na schodku, to Diana ściągnęła mu knebel i zapytała.
- Ilu was jest w środku? - Być może to przez lojalność wobec kultu a może przez fakt, że w głosie Candran więzień wyczuł zbyt dużo obojętności, nie uzyskała odpowiedzi. Zamiast tego Tropicielki usłyszały:
- Nic wam nie powiem. - zwieńczone krótką wiązanką określeń uchodzących raczej za wulgarne.
Skoro tylko Cień poruszyła swym mieczem, zadając mu znaczny ból i pochylając się nad osłabionym przez utratę krwi Kultystą postawa więźnia uległa nieznacznej zmianie. Diana nie musiała powtarzać swojego pytania.
- Powiem wam, ale wypuśćcie mnie. - Patrzył wyczekująco, zupełnie jakby oczekiwał zapewnień, deklaracji wolności w zamian za informacje.
- Czas Ci się kończy. - Odparła spoglądając z góry na rozcięcie na nodze i poprawiając chwyt na ostrzu swojego miecza. Nawet będąc związanym mógł próbować się wyrwać, lecz był na tyle rozsądny, ze rozumiał, iż zabicie go byłoby dla Tropicielek łatwiejsze, niż uwolnienie się i ucieczka.
- Około dwudziestu. Nie wiem dokładnie. Nie wpuszczają świeżych do środka.
Przesłuchanie trwało dalej, lecz Tropicielki nie uzyskały zbyt wielu istotnych informacji. Wszystko wskazywało na to, że porwany kultysta był niczym więcej, jak tylko pionkiem mającym strzec wejścia, lecz nie wtajemniczanym w prawdziwe sekrety. Może nawet nie wiedział, że wewnątrz magazynu jest Koszmar?
- Chcesz okazać mu miłosierdzie? - Tym razem swoje słowa Diana skierowała do Scavell, jednocześnie spoglądając na adeptkę. Jej wypowiedź została sprowokowana przez ostatnie zdanie kultysty, który powiedział:
- Powiedziałem wam wszystko, teraz mnie wypuśćcie. Chcę przeżyć, nie zrobiłem nic złego.
W zależności od decyzji Scavell Diana pozwoliła dobić adeptce mężczyznę, bądź też sama przecięła jego szyję za pomocą krótszego ostrza, dotąd tkwiącego w nodze więźnia.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Nie 6 Sie - 22:01
To bez wątpienia. — zaśmiała się cicho na niewybredny komentarz Diany i pchnęła skrępowanego jeńca w plecy, zmuszając go do gwałtownego ruchu w przód; strażnik być może zawyłby z bólu, gdyby nie prowizoryczny knebel wykonany z jego własnych łachów.
Ruszyła więc za Cieniem, raz jeszcze oglądając się przez ramię – magazyn był pogrążony w groteskowym bezruchu, jakby jego wnętrze było opuszczone od wielu długich dni. Przez małe okienka Scavell nie dostrzegała ni promyka światła, który rozjaśniałby jego trzewia – a jednak byli pod właściwym adresem. Być może magazyn miał rozbudowany system piwnic…?
Jesteś w marnym położeniu do negocjacji, przyjacielu. — szepnęła mu na ucho i złapała go za krótkie włosy nad karkiem, wkręcając w nie boleśnie palce — Radzę współpracować, nim będziemy musiały wyciągać informacje z twojego trupa. — prosty blef, w innych okolicznościach być może byłby mało skuteczny, lecz młodzian zdawał być prawdziwie przerażony. Któż by się nie bał, mając ostrze wbite w nogę tylko dla samego faktu okazania, że się ma nad kimś przewagę?
W innych okolicznościach Scavell być może trawiona byłaby przez wątpliwości, szepczące jej, że postępuje w sposób dalece odbiegający od norm moralnych, a jej ręce przeleją krew niczemu niewinnego biedaka. Tak się jednak nie stało, bowiem mężczyzna nie tylko żywił wobec niej lubieżne zamiary, ale również próbował je uzewnętrznić – gdyby nie szybka reakcja Diany, sama musiałaby go przedwcześnie dźgnąć w geście samoobrony. Nie, nie było jej go żal. Zwiększyła uścisk na jego włosach i gwałtownie pociągnęła go do tyłu, wyginając jego ciało pod nienaturalnym kontem.
Nie dowiedziały się niczego ważnego, lecz mężczyzna potwierdził przypuszczenia Scavell – kultyści według jego wiedzy spotykali się w piwnicy magazynu; widział ich, jak znikają na klatce schodowej wiodącej w dół kilka metrów od drzwi wejściowych.
Wolałabym nie brudzić sobie nim rąk. — i w rzeczywistości tak się stało.
Nie sięgnęła po rapier, lecz szybkim ruchem, w który zaangażowała całe swoje ciało, skręciła kark strażnika. Mężczyzna wierzgał desperacko, lecz z trzaśnięciem przerywanego kręgosłupa wyleciało z niego życie, a zwłoki bezwładnie runęły na ziemię. Scavell z obrzydzeniem wytarła o siebie ręce. Nigdy nie było to przyjemne.
Zostawiamy jego zwłoki czy pozwalamy się nim zająć miejskim bestiom? — zapytała lekko i otuliła się ciepłym płaszczem. — A co ważniejsze, jaki jest plan? Puszczenie całego magazynu z dymem nie wchodzi pewnie w grę?

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Wto 19 Wrz - 20:55
Wizja płonącego magazynu była naprawdę kusząca. Diana przymknęła swoje ametystowe oczy, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech na myśl o trzaskających płomieniach trawiących magazyn, z których wydostają się kłębiące chmury czarnego dymu.
Problem polegał jednak na tym, że to nie dawało pewności unicestwienia Koszmaru, a ponadto utrudniałoby istotnie zdobycie jego Esencji, nawet gdyby ogień wystarczył do pokonania poczwary. Ponadto pożar tak wielkiego magazynu zostałby na pewno dostrzeżony - a tego Candran wolała uniknać.
- Nie wchodzi. - Odpowiedziała tylko krótko. Można by powiedzieć, że uznała dalsze wyjaśnienia za błędne. W końcu Irith musiała domyślać się, że Candran nie odpuści tak łatwo nagrody oraz nie chciałaby zwracać na siebie uwagi. W gruncie rzeczy jednak myśli takie nie pojawiły się w głowie Diany, a ta nie zastanawiała się czy powinna cokolwiek wyjaśniać, zamiast tego zastanawiając się nad tym jak wejść do środka.
- Musimy się zakraść do środka. - Dodała, po czym dopiero teraz zdała sobie sprawę, że pozostało jeszcze zatrzeć ślady. Nie patrząc nawet na zwłoki Diana stworzyła portal wysyłając nieboszczyka w sobie tylko znane miejsce. Scavell mogła jednak zauważyć jaśniejącą czerwień po drugiej stronie portalu - przez krótką chwilę, nim ten się zamknął.
Tropicielka wolnym krokiem ruszyła w stronę magazynu. Szukała miejsca, przez które mogłaby dostać się do środka nie wzbudzając podejrzeń. Wysoko umieszczonych okien, wejścia na dach - miejsc zwykle niestrzeżonych, bo kto by obawiał się nieoczekiwanego gościa wpadającego na przyjęcie kultystów przez dach.
- Ewentualnie możemy wywabić ich na zewnątrz i przygotować pułapkę. Myślę o jakiejś potworności, która uderzyłaby we wrota tej twierdzy i zmusiła do reakcji. Trzeba tylko przyjść tej potworności na pomoc.
Diana wpadła na pomysł z Alraunem, gdy zrozumiała, że dostanie się do środka magazynu może okazać się wyjątkowo trudne. W szczególności, że brak rozeznania co do układu pomieszczeń i tego, gdzie rozmieszczeni są kultyści, może stanowić pewien problem. Tropicielka nie zamierzała dać się otoczyć, chciała więc zmusić kultystów do opuszczenia kryjówki.
- Nasz mały przyjaciel zajął już powóz na zabezpieczenie poniesionych strat w ogródku, a zatem może i teraz okaże się być przydatny w przygotowaniu pułapki. - Powiedziała stając bezpośrednio przed magazynem.
- Przygotuj się.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 23 Paź - 22:05
Szkoda. — odparła z westchnieniem i ruszyła w stronę budynku — Nie chciałabym bić się z nimi w środku, ściany mogą blokować ciosy nie tylko naszych przeciwników, ale również nasze. Nie mówiąc o tym, że nie chciałabym wpaść w prowizoryczną pułapkę kultystów. — zatrzymała się w półcieniu niedaleko wejścia do magazynu, z dala od okien.  
Plan był prosty. Lunatyczka za sprawą swych talentów do paraliżu zamrozi siebie oraz grupkę, a Candran w tym samym czasie wysiecze ich do nogi. W międzyczasie zjawi się Alraun, który zasieje jeszcze więcej chaosu w szeregach kultystów.
Gdy była już gotowa, zarówno fizycznie jak i mentalnie, Scavell dała znak - zarówno Scatch, nad którego treningiem ostatnimi czasy pracowała, jak również Dianie, by ta zakryła swoje uszy. Ptaki te słynęły wszak ze swych donośnych głosów.
Incuberre siadło na żerdzi stanowiącej daszek wiszący nad wejściem magazynu i zawyło. Krzyk był straszliwie przenikliwy i niósł się po najbliższej okolicy, uderzył w szyby magazynu i rozbił je. Winne mogły być nie tylko zdolności ptaszyska, ale również stan techniczny szkła.
W międzyczasie z portalu, który utworzyła Diana, wyłoniło się potężne ciało Alrauna, nowego pupilka Cienia. Irith wolała nie wchodzić mu w drogę, bowiem bestie te były zaciekłe i nieprzewidywalne - prawie jak stojąca obok niej Tropicielka.
Fortel zastosowany przez Lunatyczkę zadziałał, bowiem wkrótce z mrocznych trzewi magazynu wyłonił się sześcioosobowy patrol kultystów; stanowili mieszaninę uzbrojoną w sposób niejednorodny, a w większości ich wyposażenie stanowiły krótkie miecze oraz uzbrojone pałki; kobiecie zdawało się, że wśród tłumu dostrzegła dwie kusze. Gdy była gotowa, przystąpiła do działania.

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 8 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Wto 16 Sty - 17:46
Bestia, która przeszła przez portal Candran była wyraźnie niezadowolona z faktu, że jej nowe gniazdo zostało przeniesione wraz z nią do miasta - pełnego brudu, betonu, hałasu i płomieni.
Zajmujący magazyn kultyści nie dali bestii możliwości, by ta mogła się uspokoić. Od razu ją zaatakowali, gdy ujrzeli potworne cielsko przed zajmowanym przez nich magazynem.
Wielka łapa Alrauna zmiotła pierwszego z napastników niczym wielka łapa Łoza Chaosu, rzucając nim jakby był jedynie lekkim kamyczkiem. Walka się zaczęła, ktoś krzyknął "sprowadźcie posiłki" i w tym momencie Diana kiwnęła do Scavell, dając znać, że pora włączyć się do walki.
Szybko jednak rozmyły się wszelkie wątpliwości, które mogłyby sugerować, że Candran zapragnęła uczynić to w obronie swej bestii. Alraun górował nad przeciwnikami a jego twarda skóra nie była tak łatwa do przebicia, nawet przez bełty kuszy. Choć oczywiście celny strzał mógł zranić dotkliwie bestię, to jak na razie Tropicielkom dopisało szczęście a walczący na dystans kultyści nie dokładali dość uwagi, by wycelować w odpowiednie miejsce. Nie wykazali się dostateczną cierpliwością.
Diana szła powoli. Najciszej jak tylko mogła, choć nawet to nie było potrzebne. Odgłosy walki skutecznie zagłuszyłyby nawet żołnierski krok.
- Atakuj, gdy nas zauważa.
Szepnęła do Irith, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, że kobieta nie miała szans jej usłyszeć. Nie mogła zatem przejmować się tym, że musi liczyć wyłącznie na jej zdolność do improwizacji.

W idealnym scenariuszu Diana oraz Irith zaatakowaliby posiłki od tyłu, dzięki czemu zyskaliby element zaskoczenia. Nieszczęśliwie Alraun nie do końca rozumiał, że ma odwracać uwagę. Posłał jednego z oponentów, jednego z czterech żywych, prosto ku Dianie i Irith. Ten uderzywszy o magazyn dojrzał skradającego się Ciania i Lunatyczkę i wydał z siebie krzyk. Dość głośny, by zwrócić uwagę nadciągających właśnie z wnętrza posiłków. Dość szybki, by wyprzedzić ostrze Diany, która zakończyła życie kultysty.

Nie było więc mowy o zaskoczeniu. Tropicielka przeklęła pod nosem i dobyła drugiego ze swych ostrzy. Szybka kalkulacja pozwoliła na zrozumienie, że może liczyć na czworo walczących: siebie, Irith oraz dwie bestie. Tymczasem przeciwników pozostało co najmniej dwunastu, biorąc pod uwagę około dziewięciu, których właśnie wypadło z magazynu. Podsumowując wrogowie mieli trzykrotną przewagę liczebną, a to nie jest już sytuacja zbyt komfortowa.

Diana uznała, że lepiej jest walczyć przeciwko jedenastu wrogów niż dwunastu. Ruszyła zatem ku kusznikowi, który stał z tyłu, oddalony od pozostałych kultystów. Przeładowujący kuszę był przez chwilę bezbronny i choć próbował sięgnąć po przytwierdzony do paska toporek, to ostrze Candran było szybsze.
- Tam! - Wskazała mieczem na wrota magazynu, przy których kłębiła się grupa ludzi.
Było to polecenie skierowane do Alrauna, który w zamiarze Diany miał być taranem, który rozbije szyk kultystów. Uniemożliwi im wspieranie się nawzajem i wprowadzi chaos.
Ryk drzewnego stwora odpowiedział, lecz przez chwilę wydawało się, że nie ma zamiaru usłuchać polecenia Diany. Jego łapa uderzyła o bruk przygniatając z ogromną siłą kręcącego się wokół Alrauna kultystę, który próbował dosięgnąć go metalową pałką. Ostatecznie jednak Alraun ruszył ku wejściu do magazynu z kolejnym głośnym rykiem, przemierzając większość odległości wysokim skokiem.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach