Zimowa Świątynia

Yako
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Lusian/Luci Foxsoul
Wiek :
Wizualnie 25
Rasa :
Lisi demon
Wzrost / Waga :
190/85 //
Znaki szczególne :
Kuleje, Blizna na lewym oku
Pod ręką :
Laska
Broń :
Naginata
Zawód :
W Świecie Ludzi - Aktor/Aktorka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t230-kp-yako https://spectrofobia.forumpolish.com/t1126-yako
YakoNieaktywny
Re: Zimowa Świątynia
Sob 8 Lut - 2:08
Udawanie było proste, w szczególności z jej wielowiecznym doświadczeniem. Grała odkąd tylko pojawiła się na świecie, więc dla niej była to naturalna kolej rzeczy. W końcu Ci niżsi nie musieli wiedzieć wszystkiego, a było też sporo rzeczy, których wręcz wiedzieć nie powinni.
Opis był zdawkowy i gdyby nie wiedziała, że mówią o jakimś magicznym miejscu, powiedziałaby, że opisuje Japonię! Nie przychylne dla gości, zamknięte, oddalone, położone na archipelagu. No kropka w kropkę. Co dobra...do Japonii dało się pojechać na wakacje, ale tej prawdziwej i tak nigdy się nie mogło poznać. Turyści wiedzieli tyle ile tubylcy im chcieli pokazać nic więcej. A szkoda, choć czasem zabawnie oglądało się idiotów, którzy we wszystko wierzyli, albo byli święcie przekonani, że poznali tę "prawdziwą Japonię". Jaaaasne....a Yako jest bogiem cnoty....
Uśmiechnęła się do rozmówcy, gdy się przedstawił, wymieniając obowiązkowe uprzejmości, że miło go poznać, et cetera et cetera, a teraz wszyscy robimy hura...
Gdy usłyszała pytanie już miała odmówić, ale Gawain ją uprzedził i ... zgodził się! Ale...ale....Nie mogła jednak wyjść teraz z roli. Skoro Cień tak chciał...skoro nie miało to dla niego znaczenia....Szkoda, że tylko dla niego.
Zaśmiała się, gdy okręcił ją i podał jej dłoń młodzikowi. Lisek nie mógł zauważyć, że coś jest nie tak. Luci mu na to nie pozwoli - z przyjemnością z Panem zatańczę - powiedziała uprzejmie i lekko przed nim dygnęła.
Zachichotała jeszcze, gdy Dręczyciel złapał jeden z deserów i obiecał, że go nie zje, po czym ruszyła z młokosem na parkiet. Wyglądała na wesołą, zadowoloną i tylko rudzielec mógł wiedzieć co się dzieje w jej wnętrzu. Poczuł nie tylko zawód, ale i smutek, ból...oraz rezygnację. Dla niej to nie był tylko pierwszy lepszy taniec, który będzie mógł zastąpić kolejnymi. Ten jeden się nie powtórzy i miała nadzieję, że zdawał sobie z tego sprawę. Choć patrząc na to jak ochoczo ją oddał innemu, dla niego pewnie to nie miało najmniejszego znaczenia....a z Lisicy wewnętrznie uleciała duża część radości, którą mógł zaobserwować zapraszając ją na to wydarzenie. Ale tylko on mógł to wiedzieć, nikt inny tego nie miał prawa zauważyć. Nie póki sama nie postanowi się ujawnić.
Spełni polecenie Cienia, ale niech się liczy z wysoką ceną za tę przysługę.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Zimowa Świątynia
Nie 9 Lut - 0:42
Prezentacja Lisicy była zbędna. Armir bez tego umiał docenić wdzięki kobiety, jeżeli Keer miał nadzieję na ulepszenie efektu, to robił to tylko i wyłącznie dla swojej osoby. Falujące kosmyki odsłoniły w większej części kosztowny "dodatek" na jej szyi, możliwie jedyną oznakę kogoś władzy nad Luci. Z miejsca analiza jej dziwnego pochodzenia zeszła na dalszy plan. W końcu wyzwolenie Dachowców z Wysp powinno być początkiem rewolucji, nie finalnym efektem. Według niego każdy z nich miał prawo do bycia wolnym i niezależnym, bez kontroli czy uprzedmiotowienia. Posiadanie zwierzęcych atrybutów należało postrzegać jak posiadanie normalnych kończyn. Ogon, uszy, futro nie odbierały im rozumu i samokontroli. Co innego wino, które właśnie zaczęło działać.
Prowadząc ich na parkiet wraz z nową melodią, starał się sformułować w myślach subtelne sposoby na wypytanie Foxsoul o pochodzenie jej biżuterii. Nieustanny walc stanowił lichą przeszkodę, opanowali go z siostrą zaraz po nauce chodzenia wraz z innymi dworskimi tańcami. Dorównanie gracji swojej partnerki było wyzwaniem, jego kroki były jednak pewne i dalekie od natrafienie na suknie czy stopę Lisicy. Streszczając, szło mu przyzwoicie. Dekoncentracja pojawiła się w ciągu myśli, gdy muzyka zaczęła docierać do niego z innego punktu. Zapewne, gdyby nie wędrujący ku górze wzrok nowo poznanej, nie zorientowałby się. Para kudłatych przyczepek mierzwiła mu i tak niesforną fryzurę. Były równie żywe, co jego pasma. Z każdą nutą, odgłosem czy szeptem, zakręcały wraz z dźwiękiem. Opanowanie ich było aktualnie niemożliwe, powrót do poprzedniej formy się nie powiódł. Westchnął, siłą woli próbując zatrzymać napływającą w kierunku twarzy krew. Lustrując rozbawiony wzrok towarzyszki, z marnym skutkiem.
- Pani ozdoba - skierował spojrzenie na obrożę. Pytanie mogło odwrócić chwilowo uwagę od płonącej twarzy oraz pomóc mu skupić się na ważniejszych zagadnieniach.- Czy to tylko nowatorska biżuteria czy..?
Zakończenie tego pytania było zbędne. Jeżeli Lisica mogła coś powiedzieć, to teraz, przy innych zagłuszonych przez stukot obcasów oraz dźwięki walca. Wystarczyłoby by skinęła choćby głową. W pozostałych wypadkach, zaczęłaby opowiadać o materiałowej obręczy na jej skórze niczym o błyskotce. Teorie byłyby zbędne, a ona prawdopodobnie bezpieczna. Przynajmniej w to powinien wierzyć. Nie uśmiechał się już, tylko spoglądał na nią z nutą zaniepokojenia. Miał cichą nadzieję, że się myli. Dachowce sporadycznie były u władzy, lecz może akurat ona stanowiła wyjątek. Może Luci miała więcej szczęścia czy zdolności i jej się udało. Zostało mu tylko czekać na odpowiedź.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Zimowa Świątynia
Nie 9 Lut - 19:54
Bunt był spodziewaną reakcją. Ciało poddało się jego woli, ale Blaszka jasno dawała mu znać jak ryzykowny był to ruch. Wystawił ją. Ot co. Pytanie samego siebie, czy się potem nasłucha było zbędne. Oczywiście, że tak - głównie wymownej ciszy.
- Witaj w moim świecie - przeszło mu przez myśl, gdy obserwował parę. Mógł albo okazać się zaborczym kochankiem, pokazać jak wielką słabością jest Luci, albo ją oddać i być może zyskać dzięki temu informacje. Nie trzeba mędrca, by wybrać właściwy wariant - właściwy dla niego jako agenta, rzecz jasna. A co mówi serce to już inna sprawa. Zwykle pieprzyło głupoty, ciągnęło na manowce. Przez chwilę żyliby w swej bańce, po czym gorączkowo szukaliby łajby, by nie utonąć w gównie.
Yodium nie tracił czasu. Ledwo porwał ją w tan i już gadał. O co mogło chodzić?
Keer spojrzał w puchar zawierający deser. Lament, cierpienie, księżyc i lisy. Był pewien, że chodzi o swego rodzaju rebelię, ale czyją przeciwko komu? Jeśli byłaby tak gorąca jak bunt Marionetek, wsparłby go. Co prawda Marionetki bardziej popisywały się na polu walki niż Dachowce, ale historia już raz pokazała zakończenia podobnych opowieści. W końcu czym jest byt lub życie paru arystokratów, którzy nie nadążają za zmianą? Jak nie umrą dziś, to jutro.
Pamiętał Świat Ludzi dwie dekady wcześniej. Uprzedzony, nadęty i sztywny. Nie wytrzymał. Załamał się pod własnym ciężarem, pochłonął sam siebie w wybuchu supernowej i rozkwitł jeszcze lepszy. Nadal daleki od ideału, lecz nigdy nie był mu bliższy. Tylko jakim kosztem? Dwie globalne wojny - tyle im zajęło, żeby pojąć zasady i okrucieństwo własnego świata. Miał tylko nadzieję, że mieszkańcy wysp są w stanie zrobić to samo dużo wcześniej.
Seamair zniknęła mu z oczu jakiś czas temu. Chciał i potrzebował się z nią spotkać. Nie wiedział, gdzie ma iść, ale parę pytań pozwoliło mu to ustalić. Zwłaszcza pewien nie grzeszący cierpliwością golem.

[z/t]


Zimowa Świątynia  - Page 3 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Przyszła Arcyksiężna Marceille Lisette Rosarium {Sublinas}
Wiek :
Wizualnie osiemnaście lat.
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
158 cm / 42kg
Znaki szczególne :
Albinizm, jasne różowe oczy, zapach lilii.
Pod ręką :
Drewniana laska z króliczymi zdobieniami.
Broń :
Kwiatki
Zawód :
Wytwarzanie pefrum, a także zawodowa intrygantka.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t573-lapin#4771 https://spectrofobia.forumpolish.com/ https://spectrofobia.forumpolish.com/
LapinNieaktywny
Re: Zimowa Świątynia
Pon 10 Lut - 8:31
  Marceille mogła w prawdzie potwierdzić słowa Arcyksięcia, dodając przy tym, że doskonale rozumie bestie, wszak sama do salonów nie przywykła. Mimo faktu, iż pochodziła (w połowie) z arystokratycznej rodziny – co prawda mniej zamożnej niż ród Rosarium – tak nie potrafiła przyzwyczaić się do panujących tam zwyczajów, a tym bardziej z trudem przychodziło jej stosowanie się do nich. Męczyła się nakładaniem sztucznej maski wyuczonej maniery, czy uczestniczeniem na hucznych balach. Czymże bowiem były dla niej przyjęcia, na którym nie mówiono o niej, nie wychwalano jej nieskazitelnego piękna oraz nie czczono jej istnienia? Niczym. To zapewnie dlatego tak ciężko znosiła zimowy bal, z tą różnica, że na tym chociaż goście chcąc nie chcąc chwilowo zwrócili uwagę na przedstawienie, w którym nawet sam organizator wziął udział, ale również niektórzy poruszyli tę kwestie w prowadzonych miedzy sobą rozmowach. A ona chciała by o niej mówiono, ale jeszcze bardziej pragnęła o tym słyszeć.
  W natłoku tych wszystkich narcystycznych przemyśleń, zapomniała na moment o obecności Tyka (a tym bardziej gada), odpowiadając na jego słowa milczeniem. Dopiero chłód srebra, kiedy umiejscowił na jej białym czubku głowy koronę, oswobodził ją z myśli. Posłała mu delikatny uśmiech, który ilustrować miał jej wdzięczność, mimo trwającego milczenia. Gdzieś w głębi nadal czuła żal, że stawiał swoje obowiązki nad nią, odrzucając tym samym propozycje wspólnego spędzenia czasu z dala od goszczących na balu Lustrzan. Niemniej wspólny rejs wydawał się równie przyjemną wizją, o ile białowłosy planował udać się na niego razem z Lapin. W przeciwnym wypadku jej niezadowolenie dobije punktu, w którym fasada grzecznej dwórki (pomijając występek na podwyższeniu) nijak zdoła powstrzymać gniew Lunatyczki. W następstwie czego czeka go kolejne pożegnanie nowo zakupionych mebli.
  – Scenę? – słowo wymknęło się jej z ust wraz z końcem jego zdania, aczkolwiek na tyle cicho, iż w żaden sposób nie przeszkodziło w jego dalszym przemówieniu, a jedynie zakomunikowało zdziwienie Lapin. To nie konfrontacja okazała się dla niej zdumiewająca, zaś propozycja stworzenia wspólnej intrygi, czy raczej pomocy w jej realizacji, gdyż Książę zdawał się mieć już wszystko dokładnie zaplanowane.
  Rosnące w niej podekscytowanie utrudniło jej złapanie Agasharra za ramię, a drżące ręce mogły mylnie dawać wrażenie, co by dziewczę nie było przekonane do pomysłu. Z pomocą przyszedł szeroki uśmiech, którym obdarowała mężczyznę, tym samym informując go, iż nie zamierzała się wycofywać, gotowa do odegrania swojej roli na tyle, na ile pozwalały jej umiejętności.
  Słuchała jego słów w milczeniu, stawiając niewielkie kroki, aby nie wyprzedzić tempa Rosarium. W głowie zaś, choć gotowa zrobić wszystko, odczuwała niepokój. Nie obawiała się jednak konsekwencji planowanej intrygi, ani wiarygodności kiedy przyjdzie im ją urzeczywistnić. Czuła dyskomfort z myślą, że przyjdzie im ukrywać relację jaka ich łączyła, ale przede wszystkim drażniło ją krycie swoich uczuć do Księcia. Rozumiała bowiem czym się kierował i jakie były jego motywy, niemniej nie podzielała jego zdania w całości. Wychodziła z założenia, że równie dobrze mogli zostać w komnacie na tak długo, na ile będą mieć ochotę, czy też powrócić na salę balową wspólnie, bez zbędnych gierek, niepotrzebnych przedstawień. Mimo swojego uwielbienia do dramaturgii, czy umyślnemu zapętlaniu rzeczywistości, żywiła szczere przekonanie, że tak jak ona, tak i Tyk byli ponad wszystkimi. Nie liczył się status goszczonych w świątyni Lustrzan, ani ich kontakty z samym Arcyksięciem. Lapin ślepo wierzyła we własną potęgę, a tym bardziej dostrzegała czym dysponował Protektor. Niemniej swoje przekonania pozostawiła dla siebie, a podczas drogi do drzwi, które zaprowadzić ich miały na salę balową, uśmiechała się do Księcia i kiwała głową w akcie zrozumienia.
  – Nie musi się Lord obawiać, bowiem stworzenie dla zgromadzonych jeszcze jednego przedstawienia będzie dla mnie czystą przyjemnością. – zapewniła go jeszcze, a tym samym przyznała się do swojego wcześniejszego oszustwa, które równie dobrze można było nazwać słabą parodią, gdyż Marceille znała się na aktorstwie tyle, co wół na Biblii.
  Odsunęła się od Księcia i pozwoliła mu otworzyć przed sobą drzwi, zaraz po tym uderzył w nią dźwięk balowej muzyki, która choć słyszalna w komnacie, teraz po otwarciu drzwi stała się wyraźniejsza. Zmarszczyła jasne brwi, przeszła u boku Księcia aż nie znaleźli się przy schodach, po czym skłoniła się lekko i ruszyła na dół. Powolnie, jak gdyby wcale nie chciała go opuszczać, co wcale nie było dalekie od prawdy, jednakże należało poprowadzić przedstawienie do końca. Zawiesiła wzrok na kilku zgromadzonych, a jeżeli oni odwzajemnili jej różowe spojrzenie, posłała im sympatyczny uśmiech, czy też lekkie skinienie głową. Nie potrafiła jednak określić ich twarzy, bowiem z daleka wydawały się jedynie rozmazanymi plamami na płótnie. Natomiast widziała u większości jeden wspólny element – kocie, lisie, czy też jeszcze innych zwierząt, akcenty, które choć nijak pasowały do hucznej uroczystości, napawały jej głowę przyjemnymi skojarzeniami. Pewnie gdyby nie jej obrzydzenie do innych istot, zapragnęłaby dotknąć ich uszu, czy w akcie zabawy zaszeleścić czymś nad ich głowami na tyle wysoko, co by swoimi kocimi łapkami nie potrafili dosięgnąć hałasującego tworu. Wszystkich przedstawicieli Dachowców, czy anomalia innych ras, traktowała tak samo – jako pocieszne istoty, które winny służyć swoją zwierzęcą naturą jako przytulanki, albo ładna ozdoba na dworze. Jednakże mimo nakładania im niskich standardów bycia, patrzyła w ich kierunku przychylnie.
  Podczas swojej obserwacji doszła do końca schodów, odbiegając zgoła od planu, aczkolwiek nie było to na tyle inwazyjne, by cała intryga przepadła. Odwróciła się na pięcie, uniosła wyżej suknię i ponownie przebyła podróż wzdłuż schodów, tym razem na górę. Stanęła przed Tykiem, wyciągnęła w jego stronę dłoń, a wraz z tym gestem niespiesznie dodała:
  – Pozwoli się Lord zaprosić do tańca? – uśmiechnęła się ironicznie, bo nie zwykła prosić mężczyzn do tańca.

Powrót do góry Go down





Violet Ni’ur
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Re: Zimowa Świątynia
Sro 12 Lut - 12:47
Uszczęśliwiła ją zgoda Pinka do towarzyszenia jej podczas zwiedzania atrakcji. Było jej niesamowicie miło z samego faktu, że zgodził się na rozmowę z kimś pokroju lisicy, a co dopiero z faktu spędzenia jeszcze większej ilości czasu razem. Z podekscytowania na samą myśl o tym, zaczęła machać uradowana ogonem. Spowodowała tym samym, że śnieżne drobinki zaczęły unosić się w powietrzu w sposób wyraźnie niekontrolowany. Jej uszaty  towarzysz nie musiał nawet słyszeć kolejnych słów lisicy, by widzieć jak bardzo jest zadowolona.
- Bardzo mnie to cieszy – uśmiechnęła się do niego promiennie.
Uważnie wysłuchała tego, co ma do powiedzenia, kiwając przy tym lekko głową. Tematyka, jaka była przez nich poruszana naprawdę nie powinna być poruszana w takich miejscach, jednakże przy odpwiedniej grze aktorskiej, pewnie nikt by się nawet nie zorientował. Skrzydlaty Pinkeron z bestiami oraz biała lisica mogli na pierwszy rzut oka przyciągać wzrok, jednak po kilku chwilach większość o nich zapominała. Wszakże nie byli nikim naprawdę istotnym. Z resztą, czyż nie lepiej ukrywać cokolwiek na wierzchu? Idealni wyeksponowane sprawi, że ci patrzący i szukający tego nie dostrzegą.
- Jestem Panu bardziej niż wdzięczna – powiedziała, nie ukrywając emocji, które jego wyznanie w niej wzbudziło. A ich wachlarz obejmował naprawdę wiele z nich: od szczęścia, przez obawę (w końcu nie wiadomo czy życie Pinka nie będzie zagrożone), aż po ulgę. Jego poglądy były miodem na ranę w sercu służki. W końcu znalazła kogoś, kto szczerze i prawdziwie chce pomóc.
- Pan również jest bardzo odważny – wyrzekła. Chciała zacząć poruszać kolejny wątek, jednakże zostało jej to uniemożliwione.
- Pani, wierzę, że nawet jeśli nie każdy preferuje taki rodzaj muzyki czy też tańca, to znajdują oni rozrywkę w samym fakcie możliwości bycia tutaj – uprzejmie odpowiedziała na wyrzeczenie Arcyksiężnej.
- Wspaniały pomysł, Pani – uśmiechnęła się radośnie – zaledwie kilka chwil wcześniej poruszyliśmy wątek zwiedzania tego wspaniałego miejsca – decyzję o tym, czy przyłączą się do zwiedzania, czy sami będą wszystko zwiedzać pozostawiła Pinkowi.
Słysząc tak oczywiste pytanie ze strony jej pani, Violet zarumieniła się zawstydzona. Jakże ona śmiała nie przedstawić swojego partnera na balu!
- Oczywiście, Pani wybaczy – skłoniła się przed nią ponownie, a potem przed Pinkiem, by przeprosić go za ten brak elegancji – Najjaśniejsza Wysokości – zaczęła, tytułując ją dokładnie tak, jak wcześniej została zatytułowana – przedstawiam Pani, Pana Pinkerona La Rosa oraz jego przyjaciół: Alaco i Kamemo – tutaj wskazała delikatnie na odpowiednie bestie.
Ni’ur nie spodziewała się kolejnego gościa (a raczej służącego), który zakłóci ich spokój. Nie mniej jednak kucharz był jej znany, więc posłała mu uśmiech oraz skłoniła się lekko, prawie nie zauważalnie – już dawno postanowione zostało, że ze względu na swoją pozycję społeczną nie muszą (każdy z służących) się sobie kłaniać. W końcu służba była służbą. Z resztą, Violet ze względu na swoje umiejętności w dziedzinie gotowania i pieczenia, często pomagała przyrządzać potrawy i desery dla samego Arcyksięcia.
Jakoże tym razem nie brała udziału w przygotowaniach (ani o nich nie wiedziała), to uważnie obserwowała to, co się działo na Sali. Zaklaskała, gdy muzyka wróciła na poprzedni tor, a płonące sorbety podleciały w ich okolicę.
Nie śmiała nawet próbować go jeść, nim nie zrobi tego jej pani. Dlatego też póki co próbowała go zdmuchnąć. Niestety za pierwszym razem z marnym skutkiem. Przypadkiem zostawiła skrawek płomyka na smakołyku i on zapłonął na nowo! Dopiero przy trzeciej próbie udało jej się go zgasić.
Gdy tylko Soph, udająca Arcyksiężną spróbowała swojego przysmaku, Violet ruszyła łyżeczką, samej nabierają odrobinę dla siebie. Oczywistym było, że deser był przepyszny! W końcu przybierał ulubione smaki. Dla lisicy były to wszelkie słodkości, więc jej sorbet był niczym innym, a owocową i czekoladową (i każdą inną) gamą radości. Nie powstrzymała przyjemnego mruczenia, które wydarło się z jej strun głosowych bardzo nieświadomie. Zaraz jednak przeprosiła. W końcu nie powinna  była tego robić w towarzystwie tak wspaniałej osoby, jaką była Arcyksiężna.


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

Zimowa Świątynia  - Page 3 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





Queen
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Raven Black
Wiek :
Wygląda na dwadzieścia parę
Rasa :
Kotostrach
Wzrost / Waga :
160 cm | 50kg
Znaki szczególne :
Blizna na prawym policzku, kocie uszy i puszysty (jak u persa) ogon
Pod ręką :
Bursztynowy kompas (w kieszeni spódnicy), zapałki i zapalniczki, noże (przypięte specjalnymi pasami do ud)
Broń :
Noże, spluwy, pazurki
Zawód :
Średniej klasy szlachcianka
Stan zdrowia :
Wyśmienity
https://spectrofobia.forumpolish.com/t306-queen
QueenNieaktywny
Re: Zimowa Świątynia
Sro 12 Lut - 13:34
Całkowicie zignorowała pytania nieproszonego gościa. Pożywiła się jednakże jego emocjami, więc cała radość, którą wręcz emanował, została mu całkowicie odebrana. Może po takim doświadczeniu stwierdzi, że nie warto próbować zaczepiać zajętych kobiet.
- Tak! I widziałam jeszcze szmaragdowe! – odparła, falując ogonem. Zaraz jednak zmrużyła oczy, gdy talerz z ciastem Akiego został mu odebrany, a jej podsunięty pod nos.
- Chyba wyraźne powiedziałam, że nie życzę sobie twojego towarzystwa – prychnęła i odsunęła od siebie talerz. Niech sam se zje to ciasto. A najlepiej nim udławi. Przeklęty natręt.
Ponownie odwróciła się od niego i skupiła na towarzyszącym jej Dachowcu.
- Brzmi bardzo smacznie. Kocham wszelkie masy i nadzienia. Im ich więcej, tym lepiej! –poszła za jego radą i nałożyła sobie spory kawał ciasta na nowy talerzyk. Kolorystycznie skojarzyła je z mroźnymi wodami, jednak po spróbowaniu stwierdziła, że to bardziej podniebne klimaty. Ta masa była najlepszą, jaką w swoim długim (nie)życiu jadła.
- W życiu nie jadłam nic lepszego – gdyby kucharz, prezentujący swoje płonące sorbety stał bliżej, to może by usłyszał, ja Straszka wychwala inne słodkości przez niego przygotowane.
- Jasne, że zjem! Pachnie bosko. A sądząc po Twojej uradowanej minie, to smakuje równie dobrze – Ona by nie zjadła? Raven uwielbia wprost jeść!
Ucho jej drgnęło, gdy ten Pirat, nie pirat wypowiedział się na temat przyniesionej przez kotkę broni.
- Zaraz mogę mieć jej trochę mniej, a ty dorobisz się kilku nowych szram– powiedziała, łapiąc płonący sorbet w dłonie. Wyraźnie zagroziła upartemu kotu, że jak nie da jej oraz Akiemu spokoju, to chętnie użyje na nim swoich sztyletów.
- To cudo też wygląda smacznie – przyjrzała się płomieniom. Uformowała z nich ogniste kwiaty (jeśli Aki też był skory złapać deser i wyraził chęć jedzenia go, to jego płomienie Raven też zmieniła), które uniosły się w powietrze i poleciały w stronę niby sufitu.
Queen nabrała na łyżeczkę deser i skosztowała. Ogon zwinął się w rulon, a potem wyprostował, tak smaczy on był!
- Jezu, jakie to jest pyszne…. Zmieniam zdanie. Tamten deser to nic w porównaniu do tego… Matko. Aż słów zachwytu mi brakuje, by opisać jak bardzo jest to zachwycające.
Inne być wszakże nie mogło. W końcu przysmak przybierał ulubione smaki. Palce lizać i jak nic prosić o dokładkę. Raven koniecznie musi dostać więcej. Jeden nie wystarczy. Tak z dziesięć byłoby odpowiednią ilością.


Przez noc droga do świtania,
Przez wątpienie do poznania,
Przez błądzenie do mądrości,
Przez śmierć do nieśmiertelności.

Zimowa Świątynia  - Page 3 TDFI7p

#00b7eb | #d23b68 | #a4254b
x x x

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Zimowa Świątynia
Pią 14 Lut - 11:10
Tłamsił w sobie jeszcze gniew, ilekroć natręt nasuwał się na horyzoncie. Czas upływał nader świetnie z wyjątkiem pierdolonego kleszcza, który najwidoczniej nie miał gdzie się podziać.
- Szmaragdowe, tak? Nie ukrywam zielony bardzo mi przypada do gustu.
Zacisnął pięść jak tylko tamten zwinął mu ciastka tuż sprzed nosa. Czy ten kretyn prosił się o karę śmierci? Mógł spełnić jego cholerne życzenie, ciastkami mógł się pierdolec zapluty udławić, ale do towarzyszki nikt nie będzie się pałętał.
- Czy to twój znajomy?
Dla pewności wolał się zapytać, choć wnosząc po jej wypowiedziach to było wielce mało prawdopodobne. Czepił się jak pierdolony rzep psiego ogona, w dodatku fascynując się i nią i rzekomym arsenałem jaki posiadała. Na chwilę stracił apetyt oraz zainteresowanie bufetem.
- Jak najbardziej przepyszne.
Zaczął na wszystko przytakiwać, by po chwili jednak zbliżyć się głową bliżej i półszeptem przemawiając na ucho Queen wyrazić pretensje oraz zamiary.
- Wiem że obiecałem się zachowywać i nie wszczynać żadnych zamieszek.
Niestety, gniew sięgnął zenitu i tylko sromotny wpierdol przyniósłby mu teraz ulgę i satysfakcję. Tym razem nawet twarzowo się z tym nie krył i kobieta mogła wyraźnie dostrzec gniew na twarzy Akihiko. Płomienie tańczące na ramionach, uformowane w ogniste kwiaty i te nowo powstałe, tańczyły coraz bardziej gniewnie. Swoją drogą zaskoczył go fakt, iż potrafi kontrolować ogień. Definitywnie coś czego on sam z siebie nie potrafił. Nie mówiąc już o gniewie, ale o tym za chwilę.
- Nie prosiłem się jednak o zostanie kozłem ofiarnym, a ten skończony kretyn psuje mi całą zabawę swoim zaplutym istnieniem.
Zmierzył go ostrym spojrzeniem, zaciskając i zgrzytając przy tym zębami. Zapasy cierpliwości dachowca się oficjalnie wyczerpały.
- Daruj na chwilę. Muszę to załatwić po męsku.

Lekkim ukłonem i skinięciem głowy opuścił Raven na parę kroków. Chwycił jeszcze jedną tacę rubinowych ciastek, podszedł do pirata, a następnie zamaszystym ruchem na pełnej kurwie przypierdolił mu gonga w ten pusty, futrzasty łeb. Szybkim i zręcznym ruchem wymierzył pięścią cios prosto w nos tak mocno jak tylko potrafił. Płomienie tańczyły wokół dachowca, a z oczu kipiała nienawiść. Uwieńczając ów kombinację ciosów zakończył to kopniakiem w brzuch, a potem w łeb. Z nastroju Akihiko wynikało, iż jeszcze miał ochotę się z nim napieprzać, byleby pozbyć upierdliwego problemu, który dzielnie próbował znieść przez parę postów.
- Zadarłeś nie z tym co trzeba, pierdoło. Gotuj się na śmierć.
Niezależnie od charakteru i nastawienia pirackiego sierściucha, tamten mógł definitywnie dostrzec, że Aki wcale nie żartował.

Powrót do góry Go down





Yako
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Lusian/Luci Foxsoul
Wiek :
Wizualnie 25
Rasa :
Lisi demon
Wzrost / Waga :
190/85 //
Znaki szczególne :
Kuleje, Blizna na lewym oku
Pod ręką :
Laska
Broń :
Naginata
Zawód :
W Świecie Ludzi - Aktor/Aktorka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t230-kp-yako https://spectrofobia.forumpolish.com/t1126-yako
YakoNieaktywny
Re: Zimowa Świątynia
Sob 15 Lut - 11:52
Poszła za Yodium, ale naprawdę jej się to nie podobało. Niezależnie od tego co Gaw chciał osiągnąć, nie było to ani miłe, ani przyjemne. Mogła tańczyć dosłownie z każdym...ale ten jeden taniec chciała zachować tylko dla niego. Póki noga nie dokucza, póki nie wciągnie się w bal, a on nie zacznie znajdować jakiś znajomych, bo tych na pewno jakiś tutaj miał.
Z trudem powstrzymała warknięcie, gdy poczuła jak rudzielec się oddala. No pięknie...to teraz jeszcze poszedł sobie w pizdu. Gawain no BAKA!
Lis jednak nie mógł nic poznać, bo Yako uśmiechała się do niego miło i...pozwoliła prowadzić w tańcu.
Zamrugała zaskoczona, gdy nagle pojawiły się lisie uszy. Czyli jednak nie jest z nim tak źle i nie jest jakiś wybrakowany. Ciekawe tylko czemu to ukrywa? Uszy tak, a ogona nie?
Słysząc jednak jego pytanie, szybko się zreflektowała i dotknęła dłonią kamienia przyczepionego do obroży - pokazuje, że jestem czyjąś własnością, ale pan Keer nie lubi takich tradycyjnych. Woli gdy wyglądam ładnie, a nie jak jakiś przedmiot, bez praw - powiedziała spokojnie, uśmiechając się do tancerza - czy to coś złego? - przekręciła lekko głowę, przyglądając się mu uważnie, swoimi fioletowymi oczami. Zdobędzie jak najwięcej informacji, ale Dręczyciel nie dostanie ich za darmo!
- A Pan dlaczego ukrywa swoje uszy? - poruszyła swoimi. Ot taka luźna rozmowa, do wysp jeszcze dojdą, jak będzie trzeba to zatańczą więcej niż jeden taniec. Teraz i tak nie miało to już żadnego znaczenia....

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Zimowa Świątynia
Nie 16 Lut - 16:59
Szeroki uśmiech, których zagościł na Lapinkowej twarzyczce był dla Rosarium jasnym sygnałem, że ta akceptuje jego plan. Nie spostrzegł jej drżących dłoni, które niepewnie zacisnęły się na jego ramieniu. Arcyksięciu na myśl nawet nie przyszło, że w jego planie jest coś, co mogłoby nie odpowiadać Marceille. Nie był świadomy uczuć, które do niego żywiła. Kobieta zarzucając Rosarium, że ukrywa ich związek sama trzymała go przed nim w tajemnicy, nie pozwalając zrozumieć Arystokracie niepokojących ją drobiazgów.
Lord Protektor nie był zdziwiony, gdy Lapin zapewniła go co do jej wcześniejszego aktorskiego wybryku. Sądził, dość mylnie zresztą, że główną i jedyną przyczyną była chęć podziękowania mu za udzieloną wcześniej pomoc.
Nic więc dziwnego, że gdy patrzył na idącą u jego boku kobietę i na jej śliczny uśmiech, to uznał, że jest urocza i mimowolnie sam się do niej uśmiechnął.
Wkrótce po tym przekroczyli magiczną granicę wyznaczoną przez próg pomiędzy salą balową a częścią Świątyni, gdzie goście nie mieli wstępu.
Jeszcze tylko kilka kroków i już byli na szczycie schodów, gdzie się rozstali. Zgodnie z planem Upiorny spojrzał na bawiących się gości.
Zauważył, że nikt do tańca nie postanowił wykorzystać szpady. To całkiem dobra oznaka, gdy nie chce się na własnym przyjęciu rozlewu krwi, bądź gdy stworzyło się do tego specjalne miejsce. Nim noc się skończy zamierzał odwiedzić arenę. Co innego bowiem pojedynki do pierwszego trafianie, a starcie na śmierć i życie - te drugie były o wiele ciekawsze. Nie było mowy o poddaniu się, gdy każde musiało być w pełni zaangażowane. Chociaż magiczna właściwość areny pozwalała cofnąć wszelkie rany, nie oznaczało to wymazanie bólu.
Każdy jednak wiedział na co się pisze wchodząc na arenę i jeśli się nabawi przy tym traumy, to uczyni to na własne życzenie.
Pogrążony w myślach na kilka zbyt długich chwil zdał sobie sprawę, że coś nie pasuje. Nie widział przed sobą Lapinki, z którą przecież mieli umówiony taniec. Przez chwilę sądził nawet, że ta z jakiegoś powodu zrezygnowała z ich przedstawienia. Nim jednak zdążył się jakkolwiek nad tym zastanowić to usłyszał ledwo przebijające się przez muzykę stukanie Marcysiowych butów o kolejne stopnie schodów.
I trzeba przyznać, że docenił jej improwizację. To prawda, że wystarczyło zaledwie kilka kroków, trzy stopnie byłyby wystarczające, by zaznaczyć dla zebranych, że panna Marceille chciała zejść sama. Dotarciem aż na sam dół tylko utwierdziła niepewnych w tym przeświadczeniu, a przy okazji zaskoczyła samego Lorda Protektora, któremu o wiele łatwiej było odgrywać zdziwionego.
Gdy stanęła przy nim nie zwlekał zbyt długo. Co prawda początkowo - jak powiedział wcześniej - przyglądał się jej ze spokojnym, neutralnym wyrazem twarzy. Szybko jednak uśmiechnął się do niej szeroko i skinął lekko głową na znak akceptacji zaproszenia. Jego dłoń ujęła delikatną rączkę Marcyś i zrobił pierwszy krok, tak by znaleźć się u jej boku.
Tym razem schodzili po schodach razem, a Arcyksiążę wykorzystał tę ostatnią chwilę, gdy mógł powiedzieć Lapin coś, czego nie usłyszy nikt inny, by delikatnie pochyliwszy głowę wyszeptać do niej:
- Piękne przedstawienie Marceille. - Zaczął od pochwały, lecz dość szybko, nim minęli dwa kolejne stopnie nieco rozbawiony dodał jeszcze: - Choć przez to jak doskonale się dobraliśmy strojem na bal i tak niektórzy zaczną myśleć, że wszystko było zaplanowane. Nie zdziw się jak zaczną pytać kiedy ślub. - I mówiąc to nie zdawał sobie sprawy, że na taki Lapinka mogłaby rzeczywiście czekać. Rosarium potrafił dostrzec pewne fakty i znał plotkujący dwór na tyle, by wiedzieć, że ktoś mógłby doszukiwać się większego planu w zwykłej improwizacji. W końcu czy nie zrezygnował z tańca z kimś, kto wyglądał jak Rozalina, a teraz nie schodził po schodach w dół z Lapin? I czy to właśnie Lunatyczka nie ubrała się w sposób o wiele lepiej dopasowany do gospodarza niż osoba uznawana za arcyksiężną?
Znaleźli się już na dole, stanęli stopami na parkiecie sali balowej, lecz to nie był jeszcze czas by rozpoczynać taniec. Agasharr i Marceille szli dalej, by znaleźć się w centrum - gdzie było przecież ich miejsce.
- To twój pierwszy bal? - Zapytał jej jeszcze tuż po minięciu tańczącej zaraz przy schodach pary złożonej z Papelusznicy i Baśniopisarza. Marceille była na dworze zbyt krótko by uczestniczyć w jakimś arcyksiążęcym balu, lecz przecież Lord Protektor nie był jedynym, który wyprawiał przyjęcia.
Lapinka miała chwilę na odpowiedź, lecz gdy w końcu dotarli do środka pomieszczenia zatrzymali się i na krótką chwilę stanęli naprzeciw siebie. Arystokrata raz jeszcze posłał swojej partnerce delikatny uśmiech, po czym objął ją drugą ręką zaczynając taniec.
Po kilku obrotach Rosarium wpadł na jeszcze jeden pomysł, którym niezwłocznie podzielił się z Króliczkiem:
- Pozwolisz się zaprosić po tańcu na mały rejs po jeziorze? - W końcu chciał zobaczyć przygotowaną specjalnie dla niego, magiczną łódź, a skoro Lapin mu wcześniej mówiła o księżycowym jeziorze, to pewnie sama chciała je zobaczyć. Tak więc bardzo dobrze się składało, mogli udać się tam wspólnie.

Powrót do góry Go down





Sasza
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 5PUjt0u
Wiek :
21
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
180
Znaki szczególne :
Czarne skrzydła, rogi i ogon, różnobarwne tęczówki z pinowymi źrenicami
Pod ręką :
pistolet, nóż, fajki i wódka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t182-sasza https://spectrofobia.forumpolish.com/t1112-sasza
SaszaGrobowa Ciemność
Re: Zimowa Świątynia
Nie 16 Lut - 23:33
Sasza słysząc o balu długo się wahał, był w końcu "byłym człowiekiem" a z tego co zauważył różne bywało nastawienie mieszkańców tej krainy do jego zarówno byłej jak i obecnej rasy. Dlatego też miał uzasadnione obawy przed pojawieniem się w pałacu samego władcy magicznej krainy. Do tego nie znał tutejszych obyczajów co jeszcze bardziej by go zdradzało i wyróżniało z tłumu. Z drugiej strony jednak, jego celem było dowiedzieć się o tym magicznym świecie i czuł że nie może przegapić takiej okazji. Na dodatek kusiły go historie o podziemnym labiryncie w którym można było znaleźć niezwykłe przedmioty, a to pachniało przygodą z niczym jakiegoś isekai anime.
Ostatecznie więc podjął decyzję o wybraniu się na bal. W pierwszej kolejności załatwił sobie jakieś w miarę nadające się na taką okazję ciuchy. Dość eleganckie a jednocześnie wygodne i nie utrudniające ruchów. Następną kwestią było dostanie się na miejsce, ale na szczęście akurat znajdował w odpowiedniej części Krainy, do tego udało mu się załatwić małą podwózkę a ostatnie kilometry pokonał na skrzydłach.
Niestety złe warunki pogodowe nieco wydłużyły jego małą podróż, przez co ominęła go przemowa i możliwość zobaczenia Arcyksięcia... trochę popsuło mu to nastrój, ale w końcu bal dopiero się rozpoczął, więc pozostawało mul liczyć na kolejną okazję. A póki co trzeba było nabrać sił i rozgrzać się po podroży i przed nocą pełną przygód. Skierował więc swe kroki do jadalni, gdy nagle zauważył kątem oka jakiś kwiat pod swoimi stopami. W ostatniej chwili cofnął stopę by nie zdeptać rośliny. Kto do cholery zasadził kwiaty na środku przejścia? Nie ważne. Ruszył w dalszą drogę, jednak kwiat znów znikąd wyrósł mu pod stopami. Nie miał pojęcia czy była to jakaś atrakcja czy żart, ale było to dość denerwujące i nie miał ochoty przez całą noc łazić z goniącym go tulipanem. Szybkim ruchem ogona zerwał go i podniósł  na wysokość oczu, by ocenić co to za magiczny twór. Jak się okazało, nie był to zbyt mądry pomysł ponieważ kwiat otworzył się obsypując go pyłkiem.
- O boże, o kurwaaaa a apsik! - Rzucił Sasza, gdy nagle otoczył go pyłek. Stojący najbliżej niego goście obrócili głowy w jego stronę, obrzucając go pełnymi dezaprobaty spojrzeniami. Chcąc wyjść z sytuacji z twarzą, Opętaniec uznał że wypadłoby przeprosić współbiesiadników.
- Wybaczcie, drodzy państwo, ale zapach ten przypomniał mi o pewnej niewieście z którą uprawiałem miłość w jej ogrodzie, a te tulipany są równie czerwone co jej... - Czekaj kurwa co? Przecież nie wypił jeszcze tyle żeby odstawiać takie sceny... czyżby znowu jakieś magiczne alergie? W środku zimy co prawda ale w końcu to Kraina Luster... no nic, po prostu na razie najlepiej żeby do nikogo się nie odzywał. Trochę niszczyło to jego plany zyskania znajomości, ale w końcu był to tylko jeden z celów pobocznych.
Oddaliwszy się szybko z miejsca haniebnego zdarzenia, chwilowo zaszył się gdzieś przy jakimś stole z jedzeniem i alkoholem.

[Słodki sekret - 1/7]

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Zimowa Świątynia
Wto 18 Lut - 21:15
Fioletowowłosy odwzajemnił uśmiech Ni`ur, lekko przy tym strzygąc lewym uchem. Nikt na balu nie powinien się nimi raczej nadmiernie interesować, wszak w rzeczy samej nie byli nikim specjalnie ważnym - nawet jeżeli fiołkowe skrzydła i biały, lisi ogon wyróżniały ich z tłumu, to ewentualne spojrzenia, jakie po nich się prześlizgiwały, szybko spoczywały na godniejszych osobach. Byli zaledwie szaraczkami, mrówkami w roju, niedysponującymi wyjątkowymi mocami ani niezasłużonymi nadzwyczajnymi dokonaniami. Żadne ważne oczy nie powinny spocząć na nich na dłużej niż na kilka chwil. Chciał odpowiedzieć kotce na słowa o jego odwadze, nim jednak.zdążył otworzyć usta, stanęła przy nich Arcyksiężna.
- Tak właśnie, Pani. Jeżeli o mnie chodzi, byłoby dla mnie prawdziwym zaszczytem móc zwiedzać zakątki Zimowej Świątyni w tak zacnym towarzystwie - ozwał się na propozycję kobiety. Posłał szybki, porozumiewawczy uśmiech partnerce, gdy ta w przepraszającym geście skłoniła się przed nim, chcąc dać jej do zrozumienia, że doprawdy nie ma się czym frasować. Gdy ta z kolei przedstawiła jego i jego chowańce Arcyksiężnej, Marionetka po raz kolejny skłoniła się lekko przed kobietą.
Chwilę później ledwie powstrzymał westchnienie zachwytu, gdy nad jego głową (Pink był na tyle niski, by móc na wiele rzeczy patrzeć z dołu; niekiedy uznawał to za przekleństwo, a niekiedy wręcz przeciwnie, mogąc dzięki temu zobaczyć więcej i inaczej, niż gdyby był normalnego wzrostu) przefrunęła do wtóru muzyki kawalkada adresowanych do co wyższych gości deserów. Wahał się przez chwilę, czy powinien skosztować płonącego specjału, przyglądając się przy okazji ognikom tańczącym na jego powierzchni, wreszcie jednak stwierdził, że na tą jedną noc może zapomnieć o tym, że jest Marionetką i, ujmując sorbert w dłonie, spróbował jednym dmuchnięciem zgasić płomień. Zaśmiał się pod nosem, gdy po jego pierwszej nieudanej próbie ciekawski i wszędobylski Termomerys wysunął się z kieszeni i sam spróbował swoich sił w gaszeniu ognia - nie tylko mu się nie powiodło, ale i przy okazji wsadził palec do płomienia; oparzył się i szpetnie zaklął, całe szczęście tylko w myślach, czego nie słyszał nikt poza Pinkiem. Po kilku kolejnych próbach skrzydlaty zdołał w końcu uporać się z ogieńkiem i zanurzył dosyć niepewnie łyżeczkę w sorbercie. Już przy pierwszym kęsie nieco się rozczarował, nie czując żadnego smaku - dopiero po kilku kolejnych gdzieś z tyłu języka zaczęły majaczyć - początkowo nieśmiało, by potem przeobrazić się w prawdziwą symfonię - pojedyncze doznania bardziej przypominające nieprzyzwyczajonemu do jedzenia ogrodnikowi najcudowniejsze z możliwych do wyobrażenia sobie zapachów, niż smaki. Była w tym woń kwiatów, rosy, ciepłego deszczu, nagłej wiosny, wiatru, mchu, świeżego powietrza - oczarowany Pink aż przymknął oczy, delektując się każdym kęsem - nawet nie starając się odnaleźć granicy pomiędzy smakiem a zapachem.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Zimowa Świątynia
Sro 19 Lut - 21:41
Pachnie pięknie. Zapach róż wiódł mnie z daleka, przez ławki, trawniki i peron - na którym szczerze mówiąc prawie straciłam chęci i zwróciłam, mój nos nie był tym miejscem zachwycony. W ogrodzie, mimo zimna, piętrzyły się kwiaty. Otulone z troską, niesforne listki wyglądały z kilku ciepłych okryć, wciąż zielone i lekko opadnięte. Biedactwa, zapewnie już zmarzły. Uważając na zimowe domki roślin, jeden po drugim, trafiały znów bezpieczne pod ochronkę. Z odrobiną szczęścia, powinny zakwitać jeszcze przez długie lata.
Budowlę obok zauważyłam, gdy muzyka stała się nie do zignorowania. Zapewne to dziwne, niepostrzec czegoś równie obszernego w rozmiarach. A i owszem, miałam ciekawsze rzeczy do zrobienia niż przyglądanie się pobliskiej architekturze. Ciekawość jest jednak bardzo ciężko chorobą, nieuleczalną na dodatek. Tak więc, kierując ostatnie spojrzenia ku alejką, ruszyłam za dźwiękiem. Melodia zdawała się smutną i powolną balladą o niczym. Żyjąc kilka minut od kaplicznych murów, często nasłuchiwałem pożegnalnych pieśni. Nigdy wcześniej na żywo nie widziałam, okazja była świetna. Podskakując na najbliższe okno, prawie zaliczyłam upadek. Spodziewałam się raczej czerni, jak na ilustracjach pogrzebowych wieców aniżeli ferii barw oraz migotliwych świateł. Może umarłych grzebią tu inaczej niż w książkach? Jedno było pewne, gust muzyczny mieli ten sam, co ludzie. Pomimo tego, po sali wirowało wiele par, mniej czy bardziej człowiekopodobnych. Demony tańczyły z kotami. Wieloręcy kłaniali się zajączkom. Lisy walcowały z ... lisami, co w tej sytuacji wydawało się niepokojąco normalne. O ile podrygujące na dwóch nogach zwierzęta, można nazwać czymś zwyczajnym. Może to nie był standardowy pogrzeb, tylko żart?
- Zmarły musiał mieć prawdziwe poczucie humoru - nie było potrzeby mówić na głos, komentarzy wciąż wydawał się trafny. Wydać przyjęcie na swoją zdechłą cześć, koronując je równie martwym akompaniamentem. Śmiać się, bawić, wcinać płonące pucharki przy grobowych fuzjach walca. Ta idea był dla mnie wybitna w tym momencie. Chcąc uczcić pamięć wspaniałego pomysłodawcy owego przedsięwzięcia, otworzyłam okno i wślizgnęłam się do środka. Ścinanie bukietu nie było możliwością, ale mogę mu zatańczyć makarenę na grobie.  Patrząc na towarzystwo, wątpię by ktoś to tu potrafił.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Zimowa Świątynia
Sro 19 Lut - 22:41
To była połowa tańca, a on ledwie zdołał dowiedzieć się, że Lisica posiada właściciela. Z odpowiedzi wynikało, że to nie jej towarzysz jest ów panem. Tłumaczyłoby to poczucie rywalizacji o przewagę między parą. Równie dobrze mogliby by być zżytym kuzynostwem czy innego rodzaju pokrewni, aczkolwiek scenariusz z typu "niezależni kochankowie" był najbardziej prawdopodobny. Oddanie ich tańca obcej osobie nie było zgodne z tą koncepcją. Dalsze rozważania nad relacją dwójki przetrwało pytanie panny Luci.
- Na Archipelagu, Dachowce są niższą klasą - tutaj lepiej było nie zaznaczać, jak dużo gorsza była ich pozycja od innych ras, nie wydawała się też osobą, dająca się skruszyć łzawą historyjką z dzieciństwa i obiecać dozgonną pomoc. Takie wsparcie zazwyczaj kończyło się, gdzie się zaczynało - na słowach. - Wyżej postawieni są skąpi, zachowując dostęp do wiedzy dla swojej rasy. W ten sposób łatwiej z nimi rozmawiać. Czerń ogona można przysłonić płaszczem, lisie uszy mają większą tendencję do ruchu niż te ludzkie. Ukrycie ich w tej formie jest prostsze i nie wzbudza podejrzeń.
Fioletowe oczy były nie do rozczytania przez moment dla Armira. Powinien wiedzieć, co czai się za tym nieodgadnionym spojrzeniem. Nie umiał jednak powiedzieć co. Inny wniosek wysunął się mimowolnie. Konsumpcja wina nie należy do dobrych pomysłów przed jakimikolwiek działaniami, zanotował w pamięci. To trunek będzie obwiniać za każde słowo więcej dodane nierozważnie tego wieczoru. Miał wciąż w środku cichą nadzieję, że jego wypowiedzi zostaną opisane jako próby podtrzymania rozmowy i są efektem czystej uprzejmości. Że nie zdradza nimi zbyt wiele. Napój go nie zamroczył, trzymał pionową postawę, słowa płynęły gładko bez mamrotania. Róż policzek można tłumaczyć zawstydzeniem, tańczył z niczego sobie panną, a biologicznie był mężczyzną czy jakoś tak.
- Nie byłoby miło, gdyby można było zapomnieć o tym? - próbował ukierunkować rozmowę na mniej, dla siebie, prywatne tematy.- O treningach, pracy, obrożach...

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Re: Zimowa Świątynia
Nie 23 Lut - 18:31
W chwili gdy przedstawiano jej chłopca towarzyszącego lisicy, szkarłatny, łagodny wzrok Rozaliny spoczął na króliczych uszach wyrastających spomiędzy liliowych pukli, a zaraz później przelotnie musnął widoczne na skórze blizny, by zatrzymać się na delikatnych skrzydłach. Anarchistka miała problem, by zakwalifikować go do jednej konkretnej rasy, mogła jednak zawęzić pole do kilku najbardziej specyficznych – i najbardziej nielubianych czy niepożądanych w Krainie Luster, co spowodowało gwałtowny wzrost sympatii w stosunku do pana la Rosy, i to tej autentycznej, nie wykalkulowanej jak do Violet czy reszty gości.
— Przemiło mi powitać pana w progach rodzinnej świątyni, poświęconej lisom — odrzekła z urokliwym półuśmiechem, spoglądając na lisa owiniętego wokół szyi chłopca — panie la Rosa. W takim razie zapraszam na wspólne zwiedzanie Błoni. Nagrody nie są może gwarantowane, lecz naprawdę łatwe do zdobycia.
Jego oczy, wciąż żywe i bystro patrzące, a jednak przypominające ozdobne kulki do gier salonowych, naprowadzały kobietę na trop jego rzeczywistej lub pierwotnej rasy – a pochodzenie było w tym świecie niemal wszystkim – i w jej piersi pączkowało uznanie dla marionetkowej odwagi (lub bezczelności). O ile wstęp na Bal był wolny dla każdego mieszkańca Krainy i Otchłani, nie każdy miał tyle śmiałości, by się pojawić. Wszak już krzywe spojrzenie rzucone obok Upiornego, stojącego po drugiej stronie chodnika, mogło skutkować żądaniem satysfakcji, a co dopiero w miejscu takim jak to – pełnym innych ważnych (w swoim mniemaniu) Upiornych, odzianych galowo i rozprawiających jakby byli najbardziej cywilizowanym zbiorem z całej Krainy. Wystarczy w tym tumulcie kogoś potrącić łokciem albo podebrać upatrzone już przez kogoś ciastko, by podpaść. O, tak jak właśnie po drugiej stronie bufetu. Jakiś Dachowiec rzucił się na drugiego mężczyznę z paterą ciastek w ręce, uznając je za świetną broń. Zdołał zadać jednak tylko dwa ciosy nim został unieruchomiony przez gwardzistę w barwach Rosarium. Rozalina mimowolnie słyszalnie westchnęła, odwracając wzrok.
Dzięki temu gwałtownemu zajściu nie musiała też rozprawiać się z jej dłonią nadal wiszącą w powietrzu, potraktowaną przez Pinka jak, cóż, powietrze. Tym razem mu się upiekło, a Sophie nie była z tych, które każą za najmniejsze przewinienie. Cóż, zwykle nie jest, a Marionetka nie jest jej podwładnym w trakcie właśnie wykonywanego zadania.
— Dlaczego nie można rozwiązywać problemów polubownie lub chociaż bez użycia siły? — W jej głosie wybrzmiewał smutek, jednak sama Sophie ubolewała nad brakiem rozwagi napastnika. Była tu Arena specjalnie przeznaczona do walki, istniało też tyle zakamarków w Sali balowej lub miejsc poza nią, na zewnątrz, więc po kiego grzyba atakować kogoś w samym środku tłumu?

Uwagę gości od bójki odwracał na szczęście szereg płonących deserów. Chcąc nie chcąc, i będąc jak na świeczniku, zacisnęła drobne palce wokół pucharka i dmuchnęła długo, z przepony. Bez różnicy, czy były to jej wytrenowane płuca, czy też płuca Rozaliny, która była fechtmistrzem, ich pojemność wystarczyła, by bez trudności zgasił płomień. Blask zniknął, a na powierzchni wykwitła skarmelizowana róża. Ze spróbowaniem zwlekała jak najdłużej. Kiedy jednak jej wzrok wychwycił skradających się w dół po schodach, szepczących do siebie Agasharra i dwórkę, przebiła łyżeczką skorupę. (I jak na jej gust, nieco zbyt mocno jak na kruchą bezową ozdobę. Nie mogła nic jednak poradzić na dziwne, mimowolne ruchy. Po raz pierwszy od bardzo dawna czuła się tak wyprowadzona z równowagi byle błahostką.) Dzięki temu goście mogli zacząć łapać lewitujące desery, pozostawiając powrót i marsz Arcyksięcia na środek bez echa, zajmując się pałaszowaniem sorbetów.
Oh, well.
Uświadomienie przyszło chwilę za późno i pozostało już tylko zastanawiać się, czy odwrócenie uwagi od początkowego przedstawienia Arcyksięcia było ze strony Sophie przysługą czy jednak sabotażem. Faktem było, że choć goście jedli, a nie tańczyli, muzyka ponownie stała się zdatna do wirowania, a Tyk i Lapin mogli rozpocząć akt drugi, dokładnie obserwowani przez większość tu obecnych.
Sophie próbowała nie zwracać uwagi na narastające wokół szepty. Teraz to nie ona była na świeczniku, lecz Arcyksiążę i jego otwierający Bal taniec – z dwórką. Nie ona, a jednak czuła na karku i plecach spojrzenia wszystkich wokół. Mimo woli stała się członkiem tego trójkąta dramatycznego. Kątem oka złowiła wyrastające gdzieniegdzie z posadzki czerwone tulipany. Najpewniej też magicznie zmutowane, bowiem o podwójnym kwiecie. Jeden pysznił się zaraz przy czubku jej zamszowego pantofla.


~~~

— Oh, już jesteśmy per ty? — ucieszył się upierdliwy Dachowiec. Odebranie mu poprzedniej porcji rozbawienia niemal nie wytrąciło go z równowagi, może tylko zwolnił krok i na chwilę zamknął jadaczkę, by zrozumieć co tak nagle się zadziało. Ruch Raven spowodował jednak, że po dodaniu jej znikającego niedawno ogona, rasa rzekomej kotki stała się dla Pirata jasna. No w końcu dobrze go wyszkolili. Złość Queen jakby tylko zachęciła natręta. O co mu chodzi? Krążył po drugiej stronie okrągłych stolików, popatrując na Raven figlarnym wzrokiem.
Gdy w jej tonie i słowach zabrzmiała groźba, nie pozostał dłużny, chyba przechodząc do sedna. Najpierw pozwolił im jednak poszeptać miedzy sobą, jedynie unosząc jeden kącik ust w irytująco pogodnym i zadowolonym z siebie uśmiechu.
— Nie sądzi panienka, iż nie tylko ja jestem zainteresowany wnoszeniem broni na teren Arcyksiążęcego Balu? Miejsca, gdzie aż roi się od ważnych i szanownych gości? — odpowiedział półgłosem i mrugnął do niej ponownie, jakby dzielili wspólną tajemnicę. — Nie wydam jednak pani za odpowied- — Nie zdążył dodać nic więcej, gdyż do akcji przystąpił Akihiko, przerywając monolog Pirata w gwałtowny i zdecydowany sposób. Gdy po uderzeniu srebrną paterą cofnęło go w tył, a kocur wyprowadził cios w twarz, natręt niespodziewanie postanowił się nie bronić, choć już uniósł ręce, a jedynie minimalnie zwrócił twarz w prawo, by pięść Dachowca ześliznęła się po policzku i później szczęce. Nadal bolało jak cholera.
Wtedy jednak dopadli do nich gwardziści – jeden z nich złapał od tyłu Akihiko, dodatkowo podcinając ma zakroczną nogę i uniemożliwiając kopnięcie, a drugi ruszył do Pirata, na którego twarzy już wykwitał siniec wielu fioletów.
— Czy nic panu nie jest, sir? Co się tutaj zadziało? — spytał surowo, przeskakując jaskrawożółtym spojrzeniem od napastnika do poszkodowanego. „Ofiara” stanęła pewniej, z podziękowaniem wyswobadzając się z uścisku jakiegoś dżentelmena, który podtrzymał go po przerwaniu ataku. W tym momencie Queen lub Akihiko mieliby chwilę, by wtrącić swoje wytłumaczenie – kocur nadal w mocnym, sztywnym uścisku strażnika – ale jeśli nie wymyślili niczego na poczekaniu, Pirat jako pierwszy przedstawił swoją wersję, pocierając szczękę z zakłopotanym uśmiechem. Wokół nich wirowały płonące desery.
— Chyba źle odczytałem sygnały wysyłane mi przez milady — tutaj bezczelnie skinął dłonią w stronę jasnowłosej Raven — i jej towarzysz był z tego bardziej niż niezadowolony. — Wzruszenie ramionami, jakby pobicia w gronie arystokratów były na porządku dziennym, ale bystry wzrok mężczyzny wwiercał się we fioletowe spojrzenie Straszki, jakby zmuszając ją do uważnego wysłuchania. Jakby komunikując, że zamierza wrócić do tamtej nagle przerwanej sprawy. — Nie będę żywił żadnej urazy i zgłaszał żadnych roszczeń, jeśli tylko milady zgodzi się ze mną chwilę porozmawiać. — Kolejny zakłopotany uśmiech, godzien ludzkiego Oskara. — Chciałbym ją odpowiednio przeprosić za moje nachalne awanse. Wtedy jej towarzysz zostanie uwolniony, a ja daję słowo dżentelmena, że zapomnę o wszystkim i nie będę ich już niepokoił.
Gwardziści  – i spora część gości przyglądająca się ukradkiem zamieszaniu – przeniosła spojrzenia na Straszkę, czekając co zdecyduje. Czy kotka zdała sobie sprawę, że przez gniewną reakcję Akihiko zostali ograni czy ma może jakiegoś asa w rękawie, który uratuje sytuację?



Zimowa Świątynia  - Page 3 Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Queen
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Raven Black
Wiek :
Wygląda na dwadzieścia parę
Rasa :
Kotostrach
Wzrost / Waga :
160 cm | 50kg
Znaki szczególne :
Blizna na prawym policzku, kocie uszy i puszysty (jak u persa) ogon
Pod ręką :
Bursztynowy kompas (w kieszeni spódnicy), zapałki i zapalniczki, noże (przypięte specjalnymi pasami do ud)
Broń :
Noże, spluwy, pazurki
Zawód :
Średniej klasy szlachcianka
Stan zdrowia :
Wyśmienity
https://spectrofobia.forumpolish.com/t306-queen
QueenNieaktywny
Re: Zimowa Świątynia
Sro 26 Lut - 13:43
Gdy Akihiko zapytał czy przybłęda, ni to pirat, ni to szczur lądowy jest jej znajomym, spojrzała na niego jakby był jakimś głupcem. Zamrugała kilka razy, po czym odpowiedziała wyraźnie.
- Nie, nie znam go. I nie życzę sobie bycia przez niego niepokojoną – głośno zaakcentowała fakt, że nie chce przebywać w towarzystwie kocura – jednakże zdaje się, że ktoś nie chce odpuścić.
Albinoska miała go po dziurki w nosie. A irytacja Akiego dodatkowo podsycała jej własne zdenerwowanie.
Spoglądała jak jej towarzysz dosłownie płonie ze zdenerwowania. Wkurwienie było tak wysokie, że aż odkryło jedną z jego mocy? A może złodziejaszek nigdy nie przyznał się białowłosej o tej zdolności celowo? Cóż…Nie, żeby miało to większe znaczenie. Z kontrolą ognia Raven nie musiała się nigdy obawiać czegoś takiego. Oczywiście tylko w przypadku, gdyby Aki postanowił jednak zdradzić jej zaufanie i stać się jej wrogiem. Tego jednak nie przewidywała.
- Baw się dobrze.
Było to jedyne co odpowiedziała kocurowi, nim ten wcielił swój plan w życie. Przyglądała się z założonymi rękoma na piersi oraz wrednym uśmiechem, jak ten z wielkim rozmachem przywala „morskiemu kotu” prosto w wiecznie zadowoloną i natrętną twarzyczkę. Zdecydowanie musiało boleć, bo echo jakie rozniosło się po najbliższej części Sali zwróciło na nich uwagę niektórych osób. Straszka nie poświęciła im jednak więcej niż przelotne spojrzenie. Skupiła się na walce, a raczej jednostronnym biciu, które zgotował przebierańcowi jej przyjaciel. Wyglądało na naprawdę dobrą zabawę. Black aż sama chciała dołączyć. Zwłaszcza, słysząc groźby śmierci.
Niestety straż dobiegła do nich zbyt szybko i Queen nie miała okazji sprać pirata. Szkoda.
Wredny uśmiech jednak spełzł jej z twarzy, kiedy tamta szumowina stwierdziła, że ona wysyłała mu jakieś sygnały! No co za podła kreatura! Albinoskę aż krew zalała.
- Błędnie odczytane sygnały? Wyraźnie, kilkakroć mówiłam, że nie życzę sobie być niepokojona przez tego pana. On jednak nie odpuszczał – warknęła nieuprzejmie. Potem przeniosła wzrok na gwardzistę trzymającego Akiego.
- Proszę puścić mojego towarzysza. Bronił on tylko mojego honoru. Czułam się bowiem bardziej niż źle, kiedy to tamten dosłownie rozbierał mnie workiem… - udała niewinną duszyczkę. Nie przekonało to jednak strażnika, nie od razu. Ostatecznie wypuścił on przetrzymywanego kota. Albinoska zaraz stanęła bliżej niego i wygładziła jego lekko zmięte ubranie.
Zrobiła dobrą minę do złej gry, słysząc jakie bzdury tamten opowiada. Wewnętrznie miała ochotę rozerwać go pazurami na małe kawałeczki, a potem rzucić swoim bestią na pożarcie. Chociaż po namyśle stwierdziła, że lepszym rozwiązaniem będzie, jeśli po prostu te kawałeczki wyrzuci do śmietnik, by szczury go zjadły. Jeszcze Shiro i Lorelei by się zatruli.
- Niech będzie. Porozmawiamy. Dam panu pięć minut na przedstawienie swoich myśli. Jeśli jednak wykonasz jakiś gest, który mi się nie spodoba, bądź też usilnie będziesz mnie do czegoś chciał namówić/przekonać bez względu na moje sprzeciwy, to zaręczam – rozejrzała się po gwardzistach – że wyraźnie dam do zrozumienia wszystkim osaczającym nas osobom, iż konwersacja jest zakończona. Roszczę dodatkowo, by za prowokację mojego przyjaciele i stawiania nas w takiej pozycji, po zakończonej rozmowie udał się pan w swoją stronę i już więcej nie pokazywał oraz nie zbliżał.
Przed Raven nagle pojawił się czerwony kwiat, przypominający tulipan, składający swe płatki w kształt seruszka. Kobieta zmarszczyła czoło, przenosząc wzrok na niemiłego kocura. Wietrzyła w tym jakiś jego podstęp. Jednak po jego minie wiedziała, że nie była to bystra część jego dziwnego planu. Zerwała go, a on w ciągu kilku chwil zmienił swoją postać na klejnot o lodowej barwie otoczony złotymi zdobieniami. Wyjątkowo piękny. Rozproszył on na chwilę niemile myśli Raven o piracie. Zaraz jednak wróciła ona do rzeczywistości.
Zrobiła kilka kroków w jego stronę, szarpnęła go za rękaw ubrania i razem odeszli trochę na bok. Wystarczająco daleko, by nie zostali podsłuchani przez gwardzistów oraz wystarczająco blisko, by usłyszeli krzyk albinoski.
- Czego chcesz? – warknęła. – Co ma do tego broń? Tylko się streszczaj i mów wprost
Zaraz znowu pod jej stopami pojawił się czerwony, aromatyczny kwiat. Było to dziwne. Schowała klejnot wysokiego buta, następnie urywając nowy tulipan. Czyżby to były jakieś darmowe upominki dla balowiczów? Myślała. Kwiat nie zmienił się tym razem w nic. Zniknął, a do uszu straszki dostała się romantyczna i wyjątkowo nastrojowa muzyczka. O co tutaj do cholery chodziło?

[Miłosna melodia – 1/7]


Przez noc droga do świtania,
Przez wątpienie do poznania,
Przez błądzenie do mądrości,
Przez śmierć do nieśmiertelności.

Zimowa Świątynia  - Page 3 TDFI7p

#00b7eb | #d23b68 | #a4254b
x x x

Powrót do góry Go down





Violet Ni’ur
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Re: Zimowa Świątynia
Sro 26 Lut - 15:21
Violet czuła się w towarzystwie Arcyksiężnej niezręcznie. Nie poznała jej jeszcze tak dobrze jak Arcyksięcia i nie wiedziała, jakiego zachowania ona od lisicy oczekiwała. Na pewno miała być posłuszna, jednak czy powinna była zaczynać z nią rozmowę? Może lepiej byłoby gdyby tylko odpowiadała, gdy dostaje zadane pytanie? Lub nic nie mówiła, czekając na jej ruchy.
Usłyszała głuchy dźwięk. Odwróciła się i zauważyła, że po drugiej stronie stołów, bliżej ściany niż środka, przy którym obecnie stali, jakieś koty wszczęły bójkę. Lisica pomyślała, że pewnie o względy białej kotki, która stała na uboczu i przyglądała się walce. A raczej jednostronnemu biciu. Oby temu kocurowi nic nie było. O ile chciałaby podejść do niego i podejść, o tyle nie mogła – otoczyli ich gwardziści, a późnij białowłosa kotka wyszarpała go z tłumu, odchodząc w jakieś bardziej ustronne miejsce. Dachówka stwierdziła z zadowoleniem, że pewnie poszła go opatrzeć.
- Myślę, że chociaż walka jest okrutna i powoduje cierpienie, jest naturalną rzeczą Pani – powiedziała cicho – rośliny walczą o przetrwanie, przebijają się nawet przez kamienne ulice czy betonowe budynki, byleby dostać się do słońca. Zwierzęta je pożerają, a później uciekają, starając się nie zostać pożarte przez inne. My też walczymy, każda z ras. Jedni walczą o mniejsze podatki, inni o przeżycie, gdyż są biedni. Jeszcze inni walczą z niesłusznością i starają się przemówić do rozsądku tym, którzy go utracili – czy Ni’ur podawała konkretną sytuację, jako przykład? Chociaż można było wyciągnąć taki wniosek, to tak nie było. Nie miała niczego dokładnego na myśli.
Jej wzrok przykuł sam Lord Rosarium, schodzący po schodach i wcześniej omdlała kobieta. Byli oni daleko, jedynie ich ubrania mogły tak naprawdę zdradzić, że to są właśnie oni – nikt bowiem nie wybrał lisiego futra jako ozdoby na bal, po którym lisy się kręcą. Szeptali coś do siebie, by później zignorować latające desery i pogrążyć się w tańcu. Violet pomyślała, że to miłe, iż jej Pan jest tak dobrą osobą, która godzi się tańczyć z dwórką.
Wzięła kolejną łyżeczkę pysznego deseru, machając przy tym ogonem. Wszystkie ulubione smaki bombardowały jej kubeczki smakowe, a ona nie mogła wyjść z podziwu, iż coś takiego w ogóle powstało. Istny majstersztyk.
Tak szybko, jak zjadła smakołyk, tak szybko dostrzegła kwiaty, układające się we wzory serc.
- Ależ piękne – powiedziała, gdy zobaczyła jeden z nich przy nodze Soph – to jakaś pamiątka z okazji balu, Pani? – zapytała, przyglądając się tulipanowi o przyjemny czerwonym kolorze i miłym, słodkim zapachu.


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

Zimowa Świątynia  - Page 3 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Zimowa Świątynia
Czw 27 Lut - 1:43
Rozkręcił się nader dobrze, choć nie było to takie rozrywkowe, jako że oponent ani palcem nie kiwnął w samoobronie, a zrobił jeden sprytny unik. Trochę rozczarowujące, niemniej jednak nie poprzestawał. Dopiero gwardia szybko ich otoczyła, chwyciła w objęcia i momentalnie unieszkodliwiła kotowatego.
- Co jest do licha ciężkiego!? Puszczaj chamie!
Szamotał się krótką chwilę ze strażą balową, zanim odpuścił na dobre. Zdołał się na tyle odstresować, ażeby móc na trzeźwo pomyśleć, a czasu za dużo nie miał. W tym właśnie momencie doświadczył dziwnego uczucia. Wydawało mu się, że dostrzegał wielki pył kwiatu śmigający w kierunku dachowca, który w nagłej i szybkiej sukcesji zawirował dziesiątki razy wokół mężczyzny, aż wreszcie zanikł. Poczuł nienaturalnie słodki posmak pod językiem, potem na samym języku, a wreszcie całe podniebienie mrowiło od słodyczy. Bleh!
- Zaraz, zaraz! Ten przecudowny pirat dobierał się do mojej ukochanej sikoreczki!
Nani the fuck? Zaczął się tłumaczyć, chcąc przy tym wyrazić niezadowolenie, a tu takie słówka? Nigdy takowych nie używał, a co dopiero... co tu się kurwa dzieje? Rzucił jakiś urok? To pewnie sprawka tego pirata i jego klątwy zza mórz. Pierdolony znachor Cthulhu i chuj wie czego dokładnie jeszcze.
- Sami widzicie! Ten wredny kochaś rzucił na mnie jakiś urok. Klątwę! I wcale nie jestem pijany skarby wy moje.
Znowu. No żesz kurwa go jasna mać. Zmierzył groźnym spojrzeniem kota.
- Tak, broniłem honoru mojej nieziemsko pięknej dachóweczki.
Co mu dolegało w danej chwili przekraczało wszelkie pojęcia rozumności mężczyzny. Wiedział jednak, że w krótkiej chwili spalił buraka na całej twarzy, a z zażenowania aż opuścił głowę do góry. Wstał na równe nogi, w miarę wyswobodził z żelaznego chwytu piewcy sprawiedliwości i innych gówien. Podrapał się nerwowo po głowie, by znowuż się zdenerwować.
Chwila moment. Czy ona dobrowolnie z nim idzie w zaciszniejsze progi? A co jeśli tylko to był ten misterny pan skurwego syna pierdolonego czorta jasnego czarnego zaplutego. Uch, przynajmniej myśli go nie zawodziły. Mruknął coś niewyraźnie pod nosem, a skoro towarzyszka zapragnęła słowa sam na sam w cztery oczy, trudno.
- Tylko wracaj szybko misiu pysiu.
Dosłownie strzelił plaskaczem w usta, zakrywając mordę jak tylko umiał, co uwieńczył szybkim obrotem na własnej pięcie. Może nie usłyszała, dobrze by było.
- I wiem że to twoja sprawka sierściuchu słodziaśny.
Rzucił przez ramię do pirata. Samemu zajęty był teraz gwardią otaczającego dachowca, próbując im wytłumaczyć ząb w ząb jak to było.
- Mówiłem już, że nie jestem pijany koteczku!
Zapowiadała się ciężka noc.

[Klątwa: Słodkie słówka (1/7)]

Powrót do góry Go down





Yako
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Lusian/Luci Foxsoul
Wiek :
Wizualnie 25
Rasa :
Lisi demon
Wzrost / Waga :
190/85 //
Znaki szczególne :
Kuleje, Blizna na lewym oku
Pod ręką :
Laska
Broń :
Naginata
Zawód :
W Świecie Ludzi - Aktor/Aktorka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t230-kp-yako https://spectrofobia.forumpolish.com/t1126-yako
YakoNieaktywny
Re: Zimowa Świątynia
Nie 1 Mar - 11:18
Zastanawiała się jak bardzo inaczej musiało tam być, niż tutaj, skoro to co mówił było oczywiste. Nawet poza wyspami Dachowce były niższą rasą, nawet tutaj było niewolnictwo, choć teraz już nie aż takie widoczne. Nadal obecne. Poza tym cały czas tylko o tym. Dachowce to niższa rasa, a bogacze są skąpi. To nawet w Świecie Ludzi było bardzo widoczne. Osoby przeciętne, czy zarabiające mało (całkiem biednych czy bezdomnych już nie liczyła, w końcu to tylko karma i nic więcej i do tego niezbyt smaczna) była wyśmiewana, źle traktowana przez tych z góry. Bogaczy, polityków i inne wpływowe szumowiny. Dlatego też sama była tak szanowana, bo nie pokazywała tej wyższości. O jaka szkoda, że nie wiedzą co o nich myśli tak naprawdę. Tak samo jak ten futrzak przed nią.
- Rozumiem - uśmiechnęła się do niego smutno, ze zrozumieniem w oczach. To wyjaśniało czemu ukrywał uszy, choć logiczniejsze byłoby ukrywanie wszystkich elementów, tak jak Yako robiła to w Świecie Ludzi, ale cóż. Nie wnikała już w to co se ubzdurał - to naprawdę musiałeś mieć smutne życie, skoro ukrycie ogona było tak proste - powiedziała z żalem. Wyglądała jakby było jej go szkoda - ale teraz jest lepiej, prawda? - zapytała, przekręcając głowę i uśmiechając się pokrzepiająco. W końcu sama wychowała się poza Wyspami, czyż nie? Pochodziła stamtąd, ale nie zaznała tego niedobrego życia.
Położyła smutno uszy, uśmiechając się ze smutkiem i jedną ręką dotknęła ametystu na obroży - gdyby to było takie proste...zapomnieć o tym wszystkim - westchnęła, opuszczając wzrok. Praca? Treningi? O czym on chrzani? To ostatnie miało sens, ale pozostałe? Czy któreś z nich o tym wspomniało w ogóle? Obroże owszem, ale nic poza tym. Uznała jednak, że poczeka co z tego wszystkiego wyniknie.
Nie mógł dojrzeć w jej spojrzeniu tych przemyśleń. Widział po prostu smutne, fioletowe, lisie oczy.

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Re: Zimowa Świątynia
Pon 2 Mar - 22:54
No i jednak się wybrałem na bal, o którym jeszcze jakiś czas temu dyskutowałem z pewnym doktorkiem. Ciekawe czy jego też tam zastanę. Ale patrząc na to jak ostatnio był zdenerwowany kupnem pierścionka dla swojej wybranki? Niee raczej będzie zbyt zajęty. Wątpię by się nie zgodziła. Nie wiem z kim chce się połączyć, ale sadzę, że raczej nie trzymałby pierścionka tylko po to by go mieć.
Tak więc, zostałem namówiony, żeby wyruszyć na bal. Problem pojawił się jednak inny. Moja towarzyszka, Francesca miała do załatwienia jakieś sprawy biznesowe, które niestety nie mogły poczekać aż wrócimy. A już zgłosiłem, że będę z osobą towarzyszącą, tylko kogo by tutaj zaprosić?
Rozmyślałem nad tym jakiś czas, aż w końcu uznałem, że mam jeszcze jedną panią w domu. Tylko jak namówić Azusę? Porozmawiałem, ponamawiałem na różne sposoby, ale chyba najbardziej podłapała, gdy wspomniałem o ciekawej arenie, która miała się tam zajmować oraz to, że nie musi zakładać sukni, a mogą to być bardzo luźne spodnie. Już jakoś to przeboleję. Sam założyłem dość prosty zestaw, który nie powinien mnie drażnić. Do tego dobrałem zdobioną srebrem laskę, bo jednak nadal miałem problemy z chodzeniem. No niestety.

W drodze do Świątyni poinformowałem córkę, że ma się przedstawiać moim nazwiskiem, a nie matki, bo nie wiedziałem kogo tam spotkamy, a wolałem by przez to, iż miałem tam się pojawić nie przyklejono jej łatki bękarta. Nazwisko powinno ich uciszyć na tyle byśmy mieli spokój...choć częściowy.
Przygotowałem jej też bransoletę, która imitowała srebrny, zdobiony karwasz, bym w razie czego mógł ją obronić. Sam miałem pełno srebrnych elementów, które mogły służyć za broń. Nigdy nie wiadomo co się przyda.
Uprzedziłem tez by nie złodziejaszkowała. No cóż....złodziejaszek złodziejaszka pozna, a lepiej nie mieć problemów. Nie u tego typu istot.

Gdy dotarliśmy, zaproponowałem ramię i poprowadziłem ją ścieżką, okryty płaszczem z krwistym futrem na kapturze - no to jesteśmy, pewnie już spóźnieni, ale cóż... postarajmy się dobrze bawić - puściłem jej oczko i wpuściłem przodem. Rozpłaszczyliśmy się i weszliśmy razem do głównej sali. Rozejrzałem się. O dziwo mało rogatych głów dało się zauważyć. A to ciekawostka.
Pary już tańczyły, ba! nawet sam Arcyksiążę już z kimś tańczył. Ale na pewno nie jego żona....żadna z tych o których wiedziałem, nawet nie wyglądała na rogatą, ale cóż...nie moja sprawa.
Stanąłem nagle przed Azusą i uśmiechnąłem się, kłaniając nonszalancko - zaszczycisz mnie pierwszym tańcem? - zapytałem. Chyba woli to mieć za sobą by potem mieć spokój i obejrzeć arenę, dlatego trzeba korzystać i pokazać się zaraz na start, by potem nie było ploteczek.


Zimowa Świątynia  - Page 3 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Azusa
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Azusa Weles
Wiek :
17 - wizualnie i mentalnie
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
172 | 58
Znaki szczególne :
Znamię na karku, trzy kolczyki na lewym uchu
Pod ręką :
Kołczan [30 strzał], Mieszek [17 miedziaków]
Broń :
Nóż myśliwski i łuk kompozytowy
Zawód :
Aktualnie brak
https://spectrofobia.forumpolish.com/t586-azusa#5043 https://spectrofobia.forumpolish.com/t639-azusa#6249 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1070-azusa
AzusaDemoniczny Zawadiaka
Re: Zimowa Świątynia
Wto 3 Mar - 13:42
Nigdy nie ciągnęło ją do tego typu spotkań, jednak w tym przypadku bal był niezwykle intrygujący. A przynajmniej jedno z miejsc, do którego goście mieli dostęp. Arena nie tylko stanowiła zachętę dla młódki, była także świetną przykrywką dla innego motywu - chęci spędzenia czasu z ojcem. Mefisto rozumiał swoją córkę doskonale, toteż młoda Upiorna nie miała przeciwwskazań do tego, by ten pomógł jej w doborze ubioru na to przyjęcie. Nawet wymóg przedstawiania się jego nazwiskiem nie stanowił dla arystokratki problemu. Ponadto miała teraz pewność, że wszystko co mówił wcześniej, było prawdą.

- Podobno wypada się spóźniać - odparła z lekkim uśmiechem.
Skorzystała z ramienia ojca i dała się poprowadzić w kierunku balujących już gości. Niestety ta atrakcja nie przemawiała do młódki, niemniej jednak był to nierozłączny element balu.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Podała Mefisto dłoń, jak na kobietę z wyższych sfer przystało. Uśmiechała się przy tym ciepło, wychodząc naprzeciw swym prawdziwym emocją. Dla niej całe te zwyczaje były na tyle tandetne, że jej poziom zażenowania wychodził poza skalę. Chcąc nie chcąc, musiała przez to przebrnąć. Nie był to pierwszy i z całą pewnością nie ostatni taniec w jej życiu.
- Jest jakiś konkretny powód, dla którego postanowiłeś się tutaj zjawić? - spytała z czystej ciekawości.
W końcu Mefisto zadał sobie sporo trudu, aby zabrać córkę na bal, a w tym stanie nie wyglądał na kogoś, kto po prostu przyszedł sobie potańczyć.

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Re: Zimowa Świątynia
Czw 5 Mar - 1:57
Uśmiechnąłem się, gdy przyjęła moje zaproszenie do tańca. Przytroczyłem sobie laskę do pasa, zamiast rapiera czy innej broni i poprowadziłem swoją partnerkę na parkiet. Kulałem, bo czemu bym nie miał, ale nie przeszkadzało to w tańcu. Mimo wyrzucenia z domu rodzinnego, wyniosłem z niego wiele, w tym podstawowe umiejętności każdego Upiornego, do których należał między innymi właśnie taniec.
Domyślałem się, że Azusa nie przepada za tańcem, jednak w takich sytuacjach niestety trzeba.
Zamyśliłem się, słysząc jej pytanie, ale nie zawahałem się w tańcu nawet na ułamek sekundy - chyba uznałem, że koniec chowania głowy w piasek i czas się pokazać, wrócić do widok - powiedziałem spokojnie - no i zapowiedzieć się mojej rodzinie, że na pewno przyjdę odebrać co moje, bo z tego co wiem innego męskiego potomka się nie doczekali - wyszczerzyłem się wrednie i poprowadziłem córkę w bardziej skomplikowane figury - poza tym - nachyliłem się do jej ucho - jeśli chcę z wami założyć prawdziwą rodzinę, to muszę się postarać by było wam dobrze prawda? - powiedziałem konspiracyjnie i puściłem jej oczko - tylko nie mów matce o moich planach, jeszcze nie jestem gotowy - poprosiłem uśmiechając się już łagodnie.
Już jakiś czas to planowałem, a wizyta Blackburna jeszcze mnie w tym utwierdziła, że trzeba się w końcu zdobyć na odwagę, ale chyba wolałbym ponownie walczyć z tym zjebanym drzewem. Nie to, że nie chciałem być z Sybiś, ale chyba brakowało mi odwagi, by zaproponować jej nie tylko dom, ale i własne życie. Spoglądałem na córkę, zastanawiając się, czy domyśla się o co mi chodzi, czy jednak jestem jak na razie bezpieczny, mimo iż sam się wygadałem.


Zimowa Świątynia  - Page 3 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Re: Zimowa Świątynia
Pią 6 Mar - 18:12

Gdy Raven zaprotestowała, twierdząc iż od początku nie życzyła sobie towarzystwa pirackiego natręta, gdzieniegdzie rozległy się szepty, zakrywane dłońmi, wachlarzami, szeptane z ucha do ucha jakby Queen, Akihiko i Pirat nie stali pomiędzy nimi.

„Nie wygląda jakby była zadowolona z tej bitki o swoją osobę”
„Przecież widziałem jak wielokrotnie mu odpowiadała”
„Ubrana jak ladacznica, a twierdzi, że nie chciała być rozbierana wzrokiem”
„Jak można smalić cholewki do kogoś, kto już przyszedł w parze!”
„Podstępna kusicielka”
„Biedne dziecko”


Nikt jednak nie stał wtedy wystarczająco blisko tego stolika z ciastkami, by być pewnym co tak naprawdę się stało. Nie, żeby kogoś z wyższych sfer tak naprawdę to obchodziło. Dla większości arystokratów było to kolejne przedstawienie, ku ich uciesze i rozrywce. To, że brały w nim udział prawdziwe, myślące i czujące istoty, niczego nie zmieniało. Sytuację zaczęły dodatkowo podkręcać obelgi wykrzykiwane ze strony... przyjaciela, który chyba tez nie zamierzał długo we friendzone pozostać.
— Za prowokację przyjaciela, milady? — Pirat rozejrzał się po otaczających ich gwardzistach, po dystyngowanych matronach z szanowanych rodzin w sukniach pozapinanych aż pod szyje albo odwrotnie, owiniętych li i wyłącznie półprzeźroczystym muślinem. Chciała rozwiązywać to publicznie? Ależ proszę bardzo. Jego reputacji nie da się zszargać już bardziej. Co z jej wizerunkiem i rozpoznawalnością? Z drugiej strony to urocze i zachęcające, że chociaż próbowała się bronić; nie to co inne, tak bierne dziewczęta. — Ale przed tym jak mnie uderzył za patrzenie na to, co sama pani wyeksponowała strojem czy mówimy o chwili, gdy nie dałem się obijać jak worek treningowy i zrobiłem unik, co rozsierdziło przyjaciela jeszcze bardziej? — miał ochotę powiedzieć, jednak uczynił to tylko w myślach, uśmiechając się leciutko w kierunku Raven. Zrobił teatralną przerwę. — Chce pani powiedzieć, że na obronę honoru najlepszy jest niespodziewany atak na nieuzbrojonego gościa Arcyksięcia? — ogromne zdziwienie na twarzy kocura, nadal częściowo fioletowej od solidnego razu przyjętego od Akihiko. Naocznie było widać jak z sekundy na sekundę puchnie. — Mamy tutaj Arenę do walki, również o satysfakcję, więc pani przyjaciel nie musiał zachowywać się tak... nieokrzesanie. Choć jak słychać, to chyba wina zbyt dużej ilości trunków w zbyt krótkim przedziale czasowym.
Bójka już na początku eleganckiego balu. Kto to widział.
Kotka już go ciągnęła na stronę, mnąc w dłoni materiał drogiej marynarki. Przykrył jej dłoń swoją, uśmiechając się promiennie, jakby spłynęło na niego światło wszystkich słońc. Niech ma miś pyś za swoje.

Z kolei Akihiko został poproszony przez jednego z gwardzistów, by udał się z nim do infirmerii w jednym z pokojów obok sali balowej – tam otrzyma eliksir, który usunie skutki upojenia alkoholowego. Bo choćby się zapierał, że wcale nie jest pijany, przymilny sposób wyrażania się dawał strażnikom do myślenia. Mógł tez oczywiście odmówić, choć strażnikom zwykle się nie odmawia...

Pirat zerknął przelotnie na czerwone tulipany, pojawiając się pomiędzy gośćmi, i uśmiechnął się tajemniczo. Warcząca kotka, zbierająca kwiatki, była niezwykłym widokiem. Krzywy uśmiech tylko się poszerzył. Pospieszył jednak z odpowiedzią, bo gwardziści obserwowali każdy ich ruch, a nie powinien wychodzić z roli przypadkowej ofiary gniewnego charakteru. — Broń jest pretekstem... i zarazem znakiem, piękny, zaskakujący na każdym kroku Strachu — odparł cicho, a jego wyraz twarzy był zrelaksowany, jakby już wygrał. Pomijając fioletową opuchliznę, która była srogą i nieplanowaną ceną za rozmowę z Queen. Niech ten Akihiko lepiej nie opuszcza dziś chronionych, oświetlonych terenów. Każdy kocur ma swoją dumę. Z drugiej strony, przy czwartej próbie znalazł wreszcie kogoś wystarczająco hardego.
— Znakiem, że uważasz, że na tym sielankowym Balu możesz mieć potrzebę się bronić. Co prowadzi do pytania: przed kim? Albo: dlaczego? Nie wiem czego się dowiedziałaś o tym Balu, ale pewnie mi nie powiesz. — Znów krzywy uśmiech. — Ja też nie powiem strażnikom co widziałem, a pewnie bardzo chcieli by cię wypytać kto, co i jak — zawiesił znacząco głos — ale w zamian potrzebuję przysługi. Chcę nawiązać kontakt z Czarnymi Kartami.
Jego głos był jeszcze cichszy, niemal naglący, a twarz po raz pierwszy wyrażała coś więcej niż kpinę. Czy to dla przedstawienia przed gwardzistami, czy może owo przejęcie na licu Pirata było osobiste?
— To nowe ugrupowanie, które wedle plotek wybiło osłabiony trzon Karcianej Szajki. W każdym razie – na pewno istnieją i zajmują się wieloma niemoralnymi rzeczami. A teraz do rzeczy, jak prosiłaś.[b] — Pirat rozejrzał się po gościach, jednak wśród tych, którzy z zainteresowaniem przyglądali się jego „przeprosinom” nie znalazł najwyraźniej interesującej go twarzy. Skupił wzrok na ametyście w spojrzeniu Raven i niespodziewanie przyklęknął przed nią na kolano, jakby błagalnie wyciągając doń ręce. — [b]Wśród gości jest niejaki baron Tyree, którego patronatem otacza kuzynka samego Arcyksięcia, lady von Avgrunnen. Nie o nią jednak mi chodzi, a o samego mężczyznę. Ma paskudną reputację, tak więc bardziej niż prawdopodobne, że zna kogoś kto może pracować dla Kart. Jest czarnowłosy, postawny i arogancki, a ostatnio widziałem go gdy umizgiwał się do różowowłosej Upiornej Arystokratki, sparowanej z białowłosym Dachowcem. — Niby uśmiechnął się ironicznie, ale wyciągnięte ku Queen dłonie zadrżały od wstrzymywanego śmiechu. — Wszędzie się wciśniemy, prawda? Tak więc ona może wiedzieć w którą stronę udał się baron.
Pirat dźwignął się na całą swoją sporą wysokość i wyciągnął w kierunku Straszki już tylko jedną dłoń, jakby chciał ją poprosić do tańca. Co za absurdalny widok.
— Mamy umowę? Deal, jak to mówią Ludzie. Otrzymam tę jedną informację i druga nie ujrzy światła dziennego.
Tłum wstrzymał oddech. Czy śliczna Dachówka przebaczy natrętnemu amantowi?


~~~

Gdy Arcyksiążę i białowłosa zaczęli wirować, Soph czuła spojrzenia nie tylko na nich, ale i na sobie. Przeklęte, przesiąknięte hipokryzją społeczeństwo. Z jednej strony współczuła Rozalinie i miała ochotę wejść na parkiet i w połowie utworu zaklaskać przy uchu Lapin „Odbijany”. Z drugiej strony dlaczego miało ją obchodzić, że idealny ship większości dworzan właśnie tonął jak ludzki Titanic przy spotkaniu z górą lodową z karminowej koronki? Szczególnie, że poprzednie pełne emocji, zakrawające o zazdrość zachowanie spotkało się wyłącznie z lodowatym spojrzeniem jej męża?
Jedyne co mogła teraz zrobić to pozwolić zachować Arcyksiężnej twarz.
Tyk prosił, by zajęła się Balem i to właśnie robiła. Z tego co w przeszłości związanej z la Corixami widywała na innych rautach i spotkaniach, nie jest czymś niezwykłym, żeby mąż i żona zajmowali się gośćmi oddzielnie. Tak też postanowiła zrobić.
Już łagodnym, kontrolowanym ruchem wsunęła do ust łyżeczkę deseru, zwróciła się w stronę Violet i po przełknięciu miała jej odpowiedzieć w sprawie kwiatów, lecz uderzyły ją smaki i wspomnienia, o których podobno dawno zapomniała. Zamarła, wyczuwając fakturę kruchych, cytrynowych ciastek i zapach ciemnej czekolady, nigdy przenigdy niezmieszanych. Smak sentymentu, wyciskający łzy z oczu. Następny był aromat goździkowego piwa pochodzącego z Jedynego Rogu, karczmy, gdzie spotykała się z członkami Anarchs. To było łatwiejsze do zniesienia. I na koniec duszący ją teraz (a przecież nigdy wcześniej) zapach bergamoty, ucieleśnienie obecnej niepewności i nieznanych przyszłych losów. Wyjęła srebro z ust i zamrugała, chcąc się pozbyć łez zebranych w spojówkach. Szybciej, przeklęte kanaliki łzowe! Po co w ogóle istniejecie, skoro się nie przydajecie?
Dopiero gdy odzyskała kontrolę nad samą sobą, spojrzała na lisicę, postanawiając odpowiedzieć jeszcze na poprzedni postulat, w związku z walką, która najwyraźniej została już na dobre zażegnana.
Zgrabnie ujęte, moja droga — stwierdziła z uznaniem, lekko skłaniając podbródek — ale czyż my, jako istoty rozumne, nie powinniśmy się zachowywać rozumnie? Roślinami i zwierzętami rządzi instynkt przetrwania, tak więc czy my, chcący rządzić resztą fauny i flory, nie powinniśmy się zachowywać jak lepsi i rozsądniejsi od nich, miast tylko w kółko i w kółko o tym opowiadać? Niedźwiedź z niedźwiedziem nie porozmawia „to mój teren łowiecki, idź na północ, tam nikogo nie ma”. Nawet nieco prymitywni Ludzie, których tak samo jak i Bestie można by uznać za pośrednie ogniwo pomiędzy nami i nierozumnymi zwierzętami, potrafią niekiedy rozwiązać konflikt w pokojowy sposób. Rzadko, ale jednak. A my, panowie świata, rzucamy się w gniewie i zawiści jeden na drugiego nawet wtedy, gdy nad nami unosi się Arena, w której można rozwiązać sprawę nadal siłowo, a jednak z klasą.
To było niedomówienie, bo nawet zwierzęta potrafiły przepłoszyć się samą mową ciała. Arcyksiężna westchnęła, schylając się po tulipan kołyszący się obok jej drobnej stopy. Czy prawdziwa Rozalina też była takim filantropem? Sophie nie była pewna co do doboru słów, ale jednak punkty charytatywne na Arcyksiążecych Dworcach Kolejowych były w większości pomysłem żony Arcyksięcia z drobnymi uwagami samej Soph. Wiedziała też, że troszczyła się o biednych i artystów w trakcie swoich podróży w poszukiwaniu samej siebie.
— Nie zrozumcie mnie drodzy państwo źle — rzekła już otwarcie, spostrzegając, iż wiele osób wokoło przysłuchuje się jej wywodowi. — Pokazy siły bywają potrzebne — uśmiechnęła się lekko, ale drapieżnie; na tyle, na ile lalkowa, delikatna twarz Rozaliny mogła jej na to pozwolić, czyli raczej zadziornie niż drapieżnie, ale wciąż zdradzając, że pod fasadą ślicznej pani może kryć się bardziej zdecydowany charakter. — Ale uważam, że dobroć zwraca się mocniej niż twarda ręka, choć z pewnością nie widać nigdy natychmiastowych efektów, jak przy tej drugiej. — W tym momencie myśli gości powinny ponownie powędrować do wniosków, że Arcyksiężna nawiązuje do punktów charytatywnych — miejsc, gdzie każda istota i Bestia znajdzie bezpłatną pomoc. — Obyśmy jednak zawsze wybierali dobroć jako pierwsze rozwiązanie.
Wtedy też zbliżyła nosek do delikatnego kwiatu, by się mu lepiej przyjrzeć, i wtedy też kwiat dmuchnął w nią całym pyłem, obsypując jak złotym brokatem. A potem zamiast brokatu poczęły na nią spadać drobne serca, roztaczające przyjemną truskawkową woń.
— Myślę, że tak, lady Violet — odrzekła z autentycznym zaskoczeniem w głosie, wyciągając upierścienioną dłoń po jedna ze spadających serduszek — choć to musi być sprawka mojego męża. Nawet mnie sprawił niespodziankę, a myślałam, że znam wszystkie atrakcje na pamięć.
Niedaleko nich wokół innej damy rozpoczął się taki sam niecodzienny deszcz truskawkowych serc.



Zimowa Świątynia  - Page 3 Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Violet Ni’ur
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Re: Zimowa Świątynia
Nie 8 Mar - 16:34
Violet przemyślała słowa Arcyksiężnej i odpowiedziała jej ze staranną należnością.
- Pani, śmiem powiedzieć, że w nas wszystkich jest instynkt przetrwania. Nie bronie tutaj nikogo, nie wychwalam tym barbarzyńskich walk, które odgrywają się w tym przepięknym miejscu. Obawiam się jednak, że niektórych instynktów nigdy nie będzie w stanie przezwyciężyć – gdy znajdziemy się w sytuacji stresowej czy niebezpiecznej, robimy wszystko, by wyjść z niej jak najlepiej, prawda? Sądzę zatem, że chociaż mamy sposobności i predyspozycje, to nie każdy ma w sobie wystarczające samozaparcie czy też jasność umysłu i sprawny język. Niektórzy szukają rozwiązań przepełnionych przemocą, bowiem nie znają innych. Nie każdy został obdarzony przywilejem życia w dostatku – tyle istot zmuszonych jest codziennie walczyć o przetrwanie, nawet zabijać, byleby odnaleźć poczucie bezpieczeństwa, najeść się.
Niebieskooka miała trochę inne zdanie od Rozaliny. Nie ośmieliła się jednak powiedzieć niczego więcej. Nie wyznała, że jej zdaniem to istoty rozumnie, które zagarnęły świat dla siebie i udają, że są jego prawowitymi panami, są tymi, którzy cechują się największą bezlitosnością i zamiłowaniem do krzywdzenia innych. Zwierzęta i rośliny jeśli już zabijają to dla pokarmu, by przeżyć. Co zatem z tymi wszystkimi możnowładcami, którzy wybierają się na łowy, aby zająć swój czas? Odnajdują rozrywkę w krzywdzie i śmierci. Niższych rangą społeczną z reguły traktują jak nic innego, a śmiecie. Wyzywają się po nich, po zwierzętach. Nic, tylko przemoc.
Och, jakże okrutne są te tak zwane istoty rozumne! Godne potępienia.
Lisiczka spojrzała na Pinka. Nawet on musiał dźwigać na swych barkach coś więcej niż urodziwe skrzydła.
- Jakie jest Twoje zdanie, panie Pinkeronie na ten temat?
Nie chciała znaleźć się w sytuacji gdzie porzuca wcześniejszego towarzysza rozmów i zajmuje się innym. Musiała jednak wcześniej porozmawiać ze swoją Panią, stąd ten brak wyrazu szacunku do marionetki. Posłała mu przepraszający uśmiech. Naprawdę źle się zachowała.
- Przebacz mi proszę nieuprzejme zachowanie – dopowiedziała, gdy ten przedstawił swój punt widzenia na temat walk i instynktowych zachowań istot bardziej i mniej ożywionych.
Potem znów wróciła wzrokiem do pięknego kwiatu u stóp Pani. Zmienił się on nagle w jeszcze słodsze i piękniejsze truskawkowe serduszka, lewitujące obok Arcyksiężnej.
- Arcyksiążę niesłychanie się musiał natrudzić, by i Pani, Arcyksiężno, nie zdawała sobie sprawy z tego urokliwego prezentu.
Zamachała ogonem i sama wyciągnęła dłoń po jedno serce, lecz żadne z nich nie przyleciało bliżej blondynki. Pozostawały tylko w bliskiej odległości od udawanej Rozaliny.


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

Zimowa Świątynia  - Page 3 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





Queen
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Raven Black
Wiek :
Wygląda na dwadzieścia parę
Rasa :
Kotostrach
Wzrost / Waga :
160 cm | 50kg
Znaki szczególne :
Blizna na prawym policzku, kocie uszy i puszysty (jak u persa) ogon
Pod ręką :
Bursztynowy kompas (w kieszeni spódnicy), zapałki i zapalniczki, noże (przypięte specjalnymi pasami do ud)
Broń :
Noże, spluwy, pazurki
Zawód :
Średniej klasy szlachcianka
Stan zdrowia :
Wyśmienity
https://spectrofobia.forumpolish.com/t306-queen
QueenNieaktywny
Re: Zimowa Świątynia
Nie 8 Mar - 17:21
Powiedzieć, że Raven była zaskoczona sposobem, w jaki jej kocur się do niej odezwał, było niczym. Ją dosłownie zamurowało. Zatkało i przez chwilę nie mogła nic poradzić na to, że spogląda na niego jak na opętanego.
To co, kurde ma być? Sikoreczka? Pomyślała, ale zaraz postanowiła to zignorować. Może był to plan, jakaś gra, mająca na celu pokazać, że są w bliskich relacjach? Tych dobrych oraz wręcz wymagających, by Aki stawał w jej obronie? Cóż, jeśli tak faktycznie było, Raven postanowiła się do tego przyłączyć.
Nie ważne, że pirat został nazwany „przecudownym”. To musiało być tylko przejęzyczenie.
- Akihiko ma rację, jestem tu ofiarą tego oto kocura – wskazała dłonią na upierdliwego nieznajomego. – Dlatego też uprzejmie proszę Panów strażników, by zajęli się Panowie tym nachalnym gościem, któremu się wydaje, że jest w jakiejś wyższej pozycji niż my. Sam wszakże jest kotem, więc on również powinien znać swoje miejsce, czyż nie? – zapytała, chociaż nie liczyła na szczerą czy w ogóle jakąś odpowiedź. Miło by było, gdyby jednak została jej udzielona.
Albinoska wiedziała, że podoba się Akiemu. Podobała się całej masie mężczyzn, ale żeby w taki sposób informować o tym społeczeństwo? Aż jej się trochę niezręcznie zrobiło. Chociaż teraz wiedziała już, że to musiała być sprawka tego parszywego pirata.
- Chce powiedzieć, że powinieneś zaprzestać naprzykrzania się komuś, kto wyraźnie nie życzy sobie twojego towarzystwa. Zwłaszcza, że również jest gościem Arcyksięcia i liczy na dobrą zabawę, a nie przykrości wynikające z zaczepiania przez nieproszonych nieznajomych, którzy nie potrafią słuchać i gdy prosi się ich uprzejmie by odeszli – robią wszystko, byleby pozyskać uwagę oraz zepsuć ten wspaniały Bal. Czy nie martwi cię to, że zakłócasz przebieg balu? Nie doszłoby do tej sytuacji, gdybyś odszedł, gdy byłeś o to proszony – nie patrzyła na niego, kiedy to mówiła. Już męczyła ją jego osoba wystarczająco.
- Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to naprawdę był urok. Zwłaszcza, że mój towarzysz nie napił się nawet kropli trunku – sprostowała od razu, potwierdzając, że nie może być pijanym.
- Długo z nim nie zamierzam rozmawiać, wierz mi – powiedziała, następnie odchodząc.
Romantyczna muzyka była ładna, ale nie zagłuszała rozmów innych. Nie, żeby kotkę w jakikolwiek sposób one obchodziły – niech sobie gadają, te pragnące rozrywki, arystokratyczne rogacze.
Bardziej jednak przejmowała się wyjątkowo natrętnym kocurem, który działał jej na nerwy. Najchętniej to by go wypatroszyła.
Patrzyła na niego ze zrezygnowaniem i zdenerwowaniem. Niech się przeklęty streszcza i da jej spokój.
Biały ogon poruszał się za plecami straszki w nieregularny i bardzo zirytowany sposób. Znikał nawet kilka razy niemal całkowicie, by nagle się pojawić. Zatem nie trudno było zauważyć, do jakiej rasy należy Raven.
- Zanim się zapędzisz i zaczniesz wymyślać sobie jakieś jeszcze bardziej niestworzone historie – przerwała mu wywód, gdy tylko wspomniał o strażnikach – to broń mam po to, by móc walczyć na Arenie i w Labiryncie. Nie interesuje mnie też co powiesz straży, nie użyłam jej na Sali, nawet nie wyciągnęłam. Nie zaprzeczysz również, że w walkach, które się mają bądź też już odbywają, broń się przyda. Jest to również jedyny powód, dla którego ją mam. Nie wymyślaj sobie nie wiadomo czego.
Zaczynała się robić tym wszystkim zmęczona. Zwłaszcza, że odcięła się od emocji powodujących zdenerwowanie. Zostawiła jednak irytację, by nie stać się bezosobową kupą futra. Nie miała już zatem morderczych zamiarów, a chęć by jak najszybciej zakończyć te nieprzyjemną rozmowę.
- Nic nie wiem o Czarnych Kartach, mam je gdzieś. Poszukaj sobie innej ofiary – już miała odejść, kiedy ten padł przed nią na kolana. Przeklęty futrzak.
Patrzyła zatem na jego farsę i skrzyżowała dłonie na piersi, byle tylko ich nie dotknął tymi swoimi łapskami. Pozwoliła mu powiedzieć co miał do powiedzenia i mało sama nie padła ze śmiechu. No już leci szukać jakiegoś rogatego. Ta, w jego marzeniach, kuźwa.
- Uważam naszą rozmowę za zakończoną – obwieściła głośno, by podsłuchujący słyszeli – nie zamierzam spełniać jakiś wymyślonych żądań czy, jak to nazwałeś, przysług. A teraz, tak  jak mówiła, proszę odejść i zostawić mnie i mojego towarzysza w spokoju. Nie będę się powtarzać.
Odeszła od kocura, mając gdzieś co teraz zamierza. Wyraziła się jasno: jeśli wciąż będzie się jej naprzykrzać, to po prostu wyjdzie i już nie wróci. Ciasta nie są aż tak dobre, by się nimi przejmować i siedzieć w Sali Balowej.

[Miłosna melodia – 2/7]


Ostatnio zmieniony przez Queen dnia Nie 8 Mar - 23:17, w całości zmieniany 1 raz


Przez noc droga do świtania,
Przez wątpienie do poznania,
Przez błądzenie do mądrości,
Przez śmierć do nieśmiertelności.

Zimowa Świątynia  - Page 3 TDFI7p

#00b7eb | #d23b68 | #a4254b
x x x

Powrót do góry Go down





Azusa
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Azusa Weles
Wiek :
17 - wizualnie i mentalnie
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
172 | 58
Znaki szczególne :
Znamię na karku, trzy kolczyki na lewym uchu
Pod ręką :
Kołczan [30 strzał], Mieszek [17 miedziaków]
Broń :
Nóż myśliwski i łuk kompozytowy
Zawód :
Aktualnie brak
https://spectrofobia.forumpolish.com/t586-azusa#5043 https://spectrofobia.forumpolish.com/t639-azusa#6249 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1070-azusa
AzusaDemoniczny Zawadiaka
Re: Zimowa Świątynia
Nie 8 Mar - 20:45
- Myślisz, że przyszli na to przyjęcie? - spytała, rozglądając się po gościach.
Niezależnie od tego, kogo z rodziny ojca by spotkała, prędzej czy później informacja o jej istnieniu dotarłaby do dziadka. A tego wolałaby uniknąć. Dziewczynie wystarcza jeden stetryczały piernik, drugiego nie potrzebuje. Zwłaszcza, że od tego pierwszego zdołała się już uwolnić.
Na twarzy młódki odmalowało się spore zaskoczenie. Nie spodziewała się takiego wyznania. Wyglądało na to, że ojciec darzył ją większym zaufaniem niż przypuszczała.
- Pewnie i tak nie uwierzy - rzuciła obojętnym tonem. A przynajmniej taki starała się uzyskać. - Z resztą, gdybym powiedziała jej osobiście, sama bym na tym ucierpiała. Chcąc nie chcąc mam twoje geny.
Upiornej zależało na tym związku, nawet jeśli okres dzieciństwa miała już dawno za sobą. Odkąd pojawiła się w Lotosie, cały czas zachodziła w głowę, jak wyglądałoby jej życie, gdyby Syb podjęła inną decyzję. Niestety czasu nie można było cofnąć. Wciąż jednak pozostawała przyszłość.
- Zamierzasz coś kupić czy zrobić sam?
Miała szczerą nadzieję, że wykorzysta biżuterię własnej roboty. Miałaby wtedy dużo większą wartość dla matki, niż kupna. A przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Jakby nie patrzeć, kupić może każdy kretyn.
- Tylko wiesz... Nie każ nam czekać w nieskończoność - dodała z lekkim uśmiechem.
Długo biła się sama ze sobą, aby wypowiedzieć te słowa. Ostatecznie jednak się przełamała. W końcu Mefisto zdołał już poznać jej drugą stronę.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach