Karczma "Smoczy Lotos"

Mari
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Marionette, ale woli jak mówi się do niej Mari
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
167/45
Pod ręką :
szkicownik, torba, broń
Broń :
sztylet
https://spectrofobia.forumpolish.com/t241-kp-mari https://spectrofobia.forumpolish.com/t1099-mari
MariNieaktywny
Re: Karczma "Smoczy Lotos"
Czw 21 Lip - 11:28
Prychnęla na jej słowa - wikt i opierunek tak? - zapytała a jej włosy poruszały się nerwowo - a potem i tak traktował ją jak przedmiot. Zrobił z niej posłuszną marionetkę i nic więcej - westchnęła i pomasowała nasadę swojego nosa - wybacz...nie chciałam Cię dobijać. Na pewno jej to nie spotkało - uśmiechnęła przepraszająco - chyba...jestem zbyt przewrażliwiona jeśli chodzi o te tematy - westchnęła i pogładziła się po karku. Było jej głupio, że tak wyskoczyła. Westchnęła i zamknęła oczy, żeby móc się uspokoić - można powiedzieć, że mogę się z nią utożsamić, chyba można się domyślić dlaczego - zaśmiała się krótko, podnosząc łapki w górę. Jakoś nadal do niej nie docierało, że Niamh może mówić o niej. Nawet nie wyobrażała sobie, żeby miała mieć młodszą siostrę. W sumie nawet nie chciała o tym myśleć. Może to i lepiej? Jeszcze by ją bardziej zabolał fakt, że rodzice nawet nie zastanawiali się z tym, żeby ją oddać. Nawet...jeśli to był dobry znajomy rodziny. Pomasowała nieświadomie bark, na którym był też fragment blizn po ostatnim biczowaniu.
Zaśmiała się i pokręciła głową - nie ściągałabym Cię na tę drogę - powiedziała i zerknęła w stronę tłumu, po czym wyciągnęła sakiewkę, którą pomachała przed dziewczyną - mówię o tym Marionetkarzu z Hali Wycieczkowej - powiedziała i znów schowała sakiewkę - wkurzył mnie, a to raczej nie jest duża zapłata za to co zrobił tobie - wzruszyła ramionami - z niektórych rzeczy nie da się wyrosnąć, dlatego tym bardziej Ci to odradzam - powiedziała i dokończyła swoje ciasto. Nie pospieszała jednak młódki - nie uważam, że to co zrobiłam jest złe, ale mam nadzieję, że zachowasz to dla siebie - dodała jeszcze patrząc prosto w różowe ślepia swojej towarzyszki. Sama nie rozumiała tego czemu tak się chciała młódką opiekować i upewnić, ze na pewno nic jej nie jest.
Obserwowała ją uważnie, sprawdzając jej reakcję na to co zrobiła. Może i była zachwycona tym co Mari pokazała w Hali, jednak to nie znaczyło, że nie zmieni do niej nastawienia gdy dowie się, że coś ukradła. Ale cóż...był kimś kto musiał nauczyć się, że nie z każdym można zadzierać. Mari sama się o tym przekonała niejednokrotnie, gdy oceniała innych po ich aparycji albo zaufała komuś za szybko.

Powrót do góry Go down





Niamh
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 B09814a7327f1f061e4ef28d753e7e9c
Godność :
Niamh Muurteilat
Wiek :
17
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
150/40
Znaki szczególne :
Różowe oczy, dziecięcy wygląd
Pod ręką :
Fabuła: Wiklinowy koszyk z niedużą ilością monet i kluczami, w kieszeni krótki nożyk, pod sukienką do uda doczepiony sztylecik
Broń :
Dwa sztylety przymocowane paskiem do uda
Zawód :
Służka, mały złodziej
Stan zdrowia :
w pełni zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t873-niamh https://spectrofobia.forumpolish.com/t990-skrzynka-pocztowa-niamh https://spectrofobia.forumpolish.com/t1103-niamh
NiamhMiaucząca Zmora
Miaucząca Zmora
Re: Karczma "Smoczy Lotos"
Pon 25 Lip - 12:07
Reakcja Mari była dosyć... gwałtowna, co tylko utwierdziło Niamh w tym, że ich rozmowa jest w rzeczywistości chaotycznym tańcem na linie rozwieszonej nad bezdenną przepaścią - jeden nieostrożny ruch i obie mogły runąć w czeluść niezrozumienia, z której nie było już żadnej drogi powrotnej. Młodsza Muurteilat dokonała w głowie szybkiej syntezy zgromadzonych informacji: jej siostra nie pamiętała jej, ale zdawać by się mogło pamiętała rzeczy wyrządzone jej przez jej byłego właściciela. Dodatkowo wspomnienia te były na tyle bolesne, by kotka zdawało by się zaczynała przejawiać wrogie zachowania. Podsumowując swoje wnioski, Niamh nie mogła zagrać z nią w otwarte karty - nie była pewna, czy jej obecność przy rozbiciu felernej rzeźby została wyparta z pamięci jej siostry czy też nie.
   - Brzmi strasznie. Nie mam pojęcia, co stało się z moją siostrą. -  rzekła ostrożnie siadając nienaturalnie prosto na krześle, ze zdezorientowanie wymalowanym na młodej twarzyczce - Rodzice też o niej nic nie wiedzą i się pewnie nie dowiedzą. No, bo to był element umowy, że mają nie dociekać. Nie dociekali, zaufali mu na słowo. A ślad po mojej siostrze zaginął.  - zmarszczyła brwi i w zamyśleniu spojrzała gdzieś w głąb karczmy; jej oczy pogrążyły się w cieniu rzucanym przez długie rzęsy - Choć nie wątpię, że niektórzy Upiorni byli zdolni do tego, co mówisz. Starsza służba zawsze mówi, że lepiej staremu Krukowi nie wchodzić w drogę, gdy wstanie z łóżka lewą nogą. Czasami nie jest taki tragiczny, ale czasami wychodzi z niego prawdziwy... rogacz!  - kąciki ust drgnęły lekko, a Niamh wydawała się być w pełni ukontentowana swoim małym, słownym żarcikiem. Wkrótce jednak spoważniała i powróciła wzrokiem do Mari i uśmiechnęła się do niej lekko, niemalże przepraszająco - Bardzo lubi zmieniać służbę i wyrzucać z pracy za malutkie nawet niedopatrzenia. Zwłaszcza, gdy ktoś "nie respektuje jego woli".
   Cienka brew uniosła się w zamyśle, a różowe tęczówki bacznie przyglądały się uniesionemu przez Mari woreczkowi, w którym Niamh niemalże słyszała podzwaniające monety. Wyciągnęła do góry głowę i lekko przekrzywiła ją w pytającym geście.
   - A to ci niespodzianka! - w jej tonie wyraźnie dźwięczała nutka zaskoczenia - Będę milczeć jak grób!- zapewniła pieczołowicie i energicznym ruchem odsunęła od siebie talerzyk ze skończonym ciastem - Biorąc pod uwagę, że nawet honoru nie miał, by przyznać się do działania dla Zory, jak najbardziej zasłużył na to. Może z lżejszymi kieszeniami będzie mniej chętny do bawienia się w samozwańczych Milicjantów.
 


Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 7pso9y

Powrót do góry Go down





Mari
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Marionette, ale woli jak mówi się do niej Mari
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
167/45
Pod ręką :
szkicownik, torba, broń
Broń :
sztylet
https://spectrofobia.forumpolish.com/t241-kp-mari https://spectrofobia.forumpolish.com/t1099-mari
MariNieaktywny
Re: Karczma "Smoczy Lotos"
Nie 31 Lip - 17:58
Dziwna ta umowa. Oddają CÓRKĘ i zgadzają się na to, żeby urwać z nią jakikolwiek kontakt?! Mari nie mieściło się to w głowie. Owszem...wiedziała, że sama została sprzedana przez rodziców, więc to nie tak, że nie mogła sobie tego wyobrazić. Po prostu...nie mogła pojąć jak można być tak bezdusznym. Sprzedawać małe dziecko by zrobiono z niego jakąś jebaną zabawkę, która ma grać, śpiewać i pokazywać niedożywione ciałko ku uciesze jakiś bogatych chujków, którzy chyba muszą się dowartościować, mając na codzień tylko jakieś rozpieszczone, ledwo mogące się ruszać pasztety.
Prychnęła - uwierz mi, są różne osoby. Znam Upiornych, którzy są w porządku i naprawdę dbają o swoją służbę, ale znam też takich, którzy traktują część służby normalnie, szanują ich ale część traktują jak przedmioty, a nawet gorzej - jej ciało pokryła gęsia skórka. Westchnęła ciężko - dobra....nie ważne - pomasowała nasadę nosa - jeśli chcesz możemy kiedyś spróbować ją odbić, o ile wiesz u kogo ona się znajduje - zaproponowała. Sama nie wiedziała czy to ma jakiś sens, ale próbować zawsze można. Lepsza taka nadzieja, niż świadomość bezsilności i tego co z jej siostrą może się dziać. O ile ta jeszcze w ogóle jest sobą... a nie jakimś bezmyślnym naczynkiem. I takie osoby Mari widziała już w swoim życiu.
Pokręciła głową - wybacz, ale podejrzewam, że twoja siostra nie jest służbą, więc jej nie wyrzuci. Będzie ją trzymał, w końcu zapłacił, jest jego własnością i może z nią zrobić co chce. Choć raczej nie oznacza to, że może sobie pozwolić ona na co tylko chce - wzruszyła ramionami, bawiąc się pustym już kieliszkiem.
Zaśmiała się nisko i uśmiechnęła się szeroko - tak więc jak widzisz, to nie musisz się przejmować kosztami. Ja z resztą też nie - powiedziała i schowała sakiewkę - to jak idziemy? Jeśli szybko się uwiniemy to pomogę Ci jeszcze z twoimi zadaniami, bo pewnie za wiele tego nie zrobiłaś - puściła oczko - nie martw się nie pozwolę, żebyś jeszcze oberwała od swojego pracodawcy, myślę, że na dziś masz dość atrakcji co? - zapytałam jeszcze i jeśli Niamh nie chciała już nic jeść zawołałam kelnerkę prosząc o rachunek. Który oczywiści pokryje nasz dobry znajomy Marionetkach. Szkoda tylko, że nieświadomie.

Powrót do góry Go down





Niamh
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 B09814a7327f1f061e4ef28d753e7e9c
Godność :
Niamh Muurteilat
Wiek :
17
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
150/40
Znaki szczególne :
Różowe oczy, dziecięcy wygląd
Pod ręką :
Fabuła: Wiklinowy koszyk z niedużą ilością monet i kluczami, w kieszeni krótki nożyk, pod sukienką do uda doczepiony sztylecik
Broń :
Dwa sztylety przymocowane paskiem do uda
Zawód :
Służka, mały złodziej
Stan zdrowia :
w pełni zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t873-niamh https://spectrofobia.forumpolish.com/t990-skrzynka-pocztowa-niamh https://spectrofobia.forumpolish.com/t1103-niamh
NiamhMiaucząca Zmora
Miaucząca Zmora
Niamh wsparła policzek o drobną rękę i że smutkiem spojrzała na siedzącą przed nią kotkę. Jak widać, życie jej rzeczywiście nie rozpieszczało. Może to nawet nie było tak, że ich rodzice sprzedali Mari z czysto materialistycznych pobudek, a ze względu na chęć zapewnienia jej przyszłości lepszej, niż to, co spotykało jej rodzinę - ale Niamh nie mogła wykluczyć, że zwyczajnie kierowali się chęcią zysku, nie siedziała przecież w ich głowie; kotka wiedziała jednak, że mają nieprzyjemne tendencje do ubarwiania swoich opowieści, w związku z czym nawet w najprawdziwszej historii gdzieś mogło czaić się ziarno kłamstwa.
   Pokiwała wolno głową wsłuchując się w jej słowa. Rzeczywiście pozycja Dachowców była dosyć... problematyczna i często nie traktowano ich tak samo, jak przedstawicieli innych ras. Jednak panna Muurteilat wiedziała, że nie może użalać się nad swoim losem i przekuć słabość w siłę - najlepiej jak największym podstępem.
   - To... bardzo miłe z twojej strony, w końcu cała akcja może okazać się być bardzo ryzykowna. Dokumenty, o ile rodzice ich się nie pozbyli, mam w domu, zatem myślę, że ta sprawa może chwilę poczekać. Mieszkam prawie na samym końcu Miasta Lalek, to ze dwie ładne godziny sprawnego marszu. - posłała jej badawcze spojrzenie i zarzuciła na plecy długi warkocz.
   Wzięła do ręki koszyczek, który dotychczas stał na podłodze obok jej nogi i położyła go na swoich kolanach. Mari zdawała się być bardzo chętna do pomocy, Niamh zastanawiała się, czy jej słowa rzeczywiście były kierowane czysto altruistyczne - nie, żeby podważała jej autentyczność, ale ulice Miasta Lalek i życie nauczyło ją, że każda przysługa ma swoją cenę.
   - Masz bardzo dużą wiedzę na ten temat! Czy... Zajmujesz się tym profesjonalnie? W sensie profesjonalnie pomagasz Dachowcom w takich sytuacjach? Bo to brzmi, jakby to było na porządku dziennym. I to, że pomagasz i to, że takie sytuacje się zdarzają.
   Zaśmiała się na słowa kotki i nie czekając na więcej wstała z siedziska, przeciągając się leniwie z koszyczkiem w ręku. Niamh uśmiechnęła się tylko tajemniczo na propozycję pomocy kotki.
   - Ten kot zawsze spada na cztery łapy, ale pomoc zawsze się przyda. - zastrzygła uszami i spojrzała w kierunku wejścia -  Dobrze, ale już nie zagaduję. Mi to generalnie pasuje, chodźmy! - poczekała aż Mari do niej dołączy i idąc obok nieświadomej niczego starszej siostry skierowały się w kierunku wyjścia.

[zt x 2 —> ]


Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 7pso9y

Powrót do góry Go down





Marco
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Marcus "Marco" Knowles
Wiek :
21 lat
Rasa :
Marionetkarz
Wzrost / Waga :
175cm, 68kg
Pod ręką :
zapasowa bluza, koszulka, Pokerowe Lustereczko
Zawód :
hultaj
Kontrahent :
Też szukamy.
Stan zdrowia :
Żadnych obrażeń póki co, ale to z pewnością tylko kwestia czasu.
https://spectrofobia.forumpolish.com https://spectrofobia.forumpolish.com/t1098-marco
MarcoNiespełniony Marzyciel
Re: Karczma "Smoczy Lotos"
Pon 20 Lut - 22:48
- Pijmy, bo w każdej chwili możemy zginąć – zawołał ktoś ochoczo, brzmiąc właściwie tak, jakby ważniejsze dla niego było to, że ma wymówkę do picia, niż możliwość śmierci. Właściwie może i wspominał śmierć tylko dlatego, by mieć wymówkę do picia.
- Nie pleć bzdur! – oburzył się ktoś inny, kto brzmiał, jakby mówił z serca. Ale też na pijanego. Więc może zależało mu właśnie dlatego, że był pijany? – Lord Protektor nas ochroni. Chroni nas w tej właśnie chwili!
Takie to zachęcające rozmowy doszły uszu Marco, gdy wkroczył do karczmy. Przechodząc przez miasto, nie dało się do końca zauważyć, że coś było nie tak – a właściwie sporo rzeczy. To jednak, zamiast skłonić Marco do pospieszenia się do rodzinnego domu, skierowało jego kroki w stronę pierwszego lokalu w spokojnej okolicy, na jakie natrafił. Przyjrzał się salce w balkonu; miejsce wyglądało miło, co nie do końca było dla Marco dobre, poczuł z miejsca, że nie przynależy. Na przestrzeni ostatnich kilku lat zaczął się utożsamiać bardziej z rynsztokiem. Ostatecznie jednak zszedł po schodach w stronę stolików. Sięgnął też do kieszeni, żeby dobyć z niej pieniędzy, które udało mu się ukraść parę przecznic stąd. Oczywiście waluta zdążyła już uciec przez dziurę na dnie kieszeni i dostać się do podszewki jego płaszcza, jak to było do przewidzenia. Czując się nader niezręcznie, tym bardziej gdy jeden z pracowników przyjrzał mu się pytająco, jął przetrzepywać łach. Nie było to raczej karygodnego, zwłaszcza w porównaniu do sposobu, w jaki zyskał pieniądze, ale Marco bardzo łatwo było wprawić w zażenowanie. Zanim jednak zupełnie stracił humor i ochotę na wizytę, udało mu się wyłuskać zgubę, więc też szybkim krokiem skierował się do baru.
Chwilę tylko czaił się przy ladzie, czekając, aż ktoś się nim zainteresuje, jakoś nie mając serca się panoszyć. Może musiał zaoszczędzić swoją odwagę na to, co planował jakoś później.
- Najtańsze piwo – rzucił, nie patrząc w stronę osoby na barze. Gdy zapłacił, w dłoni nie zostało mu wiele reszty, a były to jego ostatnie pieniądze. Ostrożnie, opierając się niby nonszalancko o ladę, rozejrzał się po lokalu, zastanawiając, czy będzie w stanie wyłudzić cokolwiek od kogokolwiek. Wszystkie sztuczki, których nauczyło go życie, były wszak testowane daleko stąd.
Póki co skierował się do towarzystwa, które do jego wejścia tak głośno pertraktowało.
- Dobry wieczór panom – przywitał się z energią, która nie odzwierciedlała się w jego oczach. Te były trochę smutne, trochę wygłodniałe. Ale kto by zwracał uwagę na takie rzeczy? Nie przelotne znajomości, dlatego też Marco tak się do nich skłaniał. – Co tam nowego?
Jeden z owych panów spojrzał na niego w specyficzny sposób, nie kryjąc się z tym wcale. Zmierzył go od stóp do głów, co Marco przypisał swojemu odstającemu od realiów strojowi. Już jednak postawił swój kufel na stole, przy którym zasiadało towarzystwo, i był zdecydowany czegoś się dowiedzieć.
Drugi osobnik, ten, który zachwalał alkoholizację jako sposób celebrowania życia, był mniej wybiórczy. Nawet nie musiał spojrzeć na Marco, by rozwiązał mu się język. Zaśmiał się rubasznie, ale bardziej z niczego niż ze swojego rozmówcy.
- A potrzeba nam jeszcze czegoś oprócz wojny?
- Wojny? – zapytał Marco, marszcząc mimowolnie brwi. Czy było aż tak źle?
- Nie nazwałbym tego wojną… - wtrącił się jego towarzysz.
- A ja owszem. - Panowie szczypali się z zapamiętałością starego małżeństwa.

Powrót do góry Go down





Yako
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Lusian/Luci Foxsoul
Wiek :
Wizualnie 25
Rasa :
Lisi demon
Wzrost / Waga :
190/85 //
Znaki szczególne :
Kuleje, Blizna na lewym oku
Pod ręką :
Laska
Broń :
Naginata
Zawód :
W Świecie Ludzi - Aktor/Aktorka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t230-kp-yako https://spectrofobia.forumpolish.com/t1126-yako
YakoNieaktywny
Re: Karczma "Smoczy Lotos"
Pią 24 Lut - 14:50
Musiał w końcu wrócić do Krainy, nie mógł siedzieć cały czas w Świecie Ludzi. W sumie to nie chciał siedzieć teraz wśród Ludzi. Potrzebował spokoju. Był obolały, nie czuł się dobrze, a i tak mieli teraz przerwę w nagrywaniu. W końcu studio spłonęło. Ugadał się producentem i innymi ważnymi osobistościami, że zniknie na jakiś czas. Robił tak dość często, więc nikogo to nie dziwiło. Miał w swojej ekipie Lustrzaków, więc ostatecznie, jeśli będzie taka potrzeba, żeby znalazł się w Świecie Ludzi to po prostu go przez nich poinformują. To był plus bycia tak popularnym. Miał naprawdę dobrą ekipę, która wiedziała o nim sporo, on o nich sporo...choć po tym co zrobił Pardon miał problem z zaufaniem im...a po tym co Gawain...to już w ogóle komukolwiek.
Miał ochotę się napić. I to bardzo.... W Świecie Ludzi jednak nie mógł zrobić tego na spokojnie. Zaraz ktoś by się go spytał o wydarzenia we Francji, o to jak się czuje i tak dalej i tak dalej. Wrzód na ogonie. Chciał spokoju.
Miasto wydawało się...dziwnie opuszczone? Po ulicach przechadzały się jakieś dziwne, marionetkowe patrole i mimo iż nadal sporo osób łaziło do sklepów, to i tak było...jakieś dziwne napięcie w powietrzu. Musiał się znaleźć miejsce, gdzie był spokój i gdzie dowie się czegoś więcej. Kto wie, może przy okazji coś sobie podje? Byłoby dobrze, bo jego oczy już świeciły mocnym fioletem, choć nadal był on ciepły.
W końcu znalazł Karczmę "Pod Smoczym Lotosem". W środku było sporo osób, słyszał o tym miejscu i wydawało się...neutralne? Kto ich tam w sumie wiedział, ale nie było tutaj aż tak czuć tego napięcia.
Rozejrzał się po pomieszczeniu i udał się najpierw do Baru, za którym stał pokaźny barman, wyglądający jak stereotypowy drwal, z wielkimi, metalowymi skrzydłami. Z tego co słyszał, to tym miejscem zarządzał jakiś Upiorny. Już u niego zaplusował. Skoro pracował tam Opętaniec, to na pewno nie był takim nadzianym na własnego chuja dupkiem jak co poniektórzy.
Przywitał się uprzejmie podchodząc do niego - słyszałem, że macie tu alkohole ze Świata Ludzi. Serwujecie może sake? - zapytał i ku jego miłemu zaskoczeniu, zaraz stała przed nim buteleczka naprawdę dobrej jakości trunku i spodeczek do picia. Wiedzieli co i jak i to mile go zaskoczyło. Podziękował i rozejrzał się jeszcze raz, nie chciał na razie zawracać głowy barmanowi. Zauważył w końcu stoli, który wydawał się być odpowiedni na początek. Uśmiechnął się delikatnie i poruszył śnieżnobiałym ogonem, poznaczonym białą końcówką. Poprosił barmana jeszcze o dwie buteleczki swojego trunku oraz kolejną kolejkę dla tego stolika. Czegoś dobrego. Stać go to czemu nie? Tym te światy się na pewno nie różniły. Kasa pomagała zdobyć wiele. Choć może nie wszystko.
Gdy zamówienie zostało zaserwowane, podszedł uśmiechając się miło - można się dosiąść? Też chętnie posłucham o tej całej wojnie - powiedział i dosiadł się do stolika - a to mały prezencik na zachętę - puścił im oczko. Jego aura pomagała mu zdobyć zaufanie innych więc o ile nie zachowywał się sam jak dupek to wiedział, że mu się powiedzie.
Ubrany był w sprane, lekko potargane czarne jeansy, koszulkę z krótkim rękawem z logiem filmu na przodzie (w końcu kto pozna to w Krainie Luster?) oraz skórzaną kurtkę, z prawdziwej skóry. Długie białe włosy miał misternie splecione, a w prawym, lisim uchu było widoczne kilka złotych kolczyków. Zdecydowanie nie wyglądał na biednego.

Powrót do góry Go down





Marco
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Marcus "Marco" Knowles
Wiek :
21 lat
Rasa :
Marionetkarz
Wzrost / Waga :
175cm, 68kg
Pod ręką :
zapasowa bluza, koszulka, Pokerowe Lustereczko
Zawód :
hultaj
Kontrahent :
Też szukamy.
Stan zdrowia :
Żadnych obrażeń póki co, ale to z pewnością tylko kwestia czasu.
https://spectrofobia.forumpolish.com https://spectrofobia.forumpolish.com/t1098-marco
MarcoNiespełniony Marzyciel
Lokal popadł już w pewien rytm. Niemała część miejsc siedzących była już zajęta, choć bez tłoku właściwego normalnym czasom, sporadycznie dochodził ktoś nowy. W kontekście konfliktu trapiącego miasto można było odnieść wrażenie, że wszyscy, którzy mieli nadal ochotę czy odwagę wychodzić z domu pomimo zamieszek, już tu przesiadywali. Liczba miejsc, do których można było się wybrać, wprawdzie drastycznie zmalała, ale chętnych też nie było dużo, toteż wiary trochę się znalazło, lecz bez zbytniego tłoku.
W każdym razie, gdy do towarzystwa ktoś dołączał, nie tylko dało się zauważyć, ale wiele głów odwracało się w stronę drzwi, skoro tylko dało się zauważyć ich otwarcie. Panowała właśnie chwila względnego spokoju, ściszonych rozmów i gdy raptem dało się wyraźniej słyszeć dźwięki ulicy, reakcja była właśnie taka. Parę osób umilkło, parę jeszcze mówiło, ale nawet ciszej niż przed chwilą, z jednej i drugiej grupy oglądano się wyczekująco w stronę drzwi, czekając, aż przybysz pojawi się w zasięgu wzroku. Niektórzy szybko zmiarkowali, że przynajmniej nie słyszą tupania dużej ilości ciężkich butów, oznajmiającego najście jakieś militarnej grupy, ale zbyt ciche podejście też ich niepokoiło.
Marco obrócił się również, czując się spiętym, ale to spięcie mogło być związane z podtrzymywaniem rozmowy i nawigowaniem sytuacji towarzyskiej. Było to w końcu dla niego zagrożenie o wiele bliższe i bardziej prawdziwe niż jakikolwiek atak na karczmę. Do czasu.
Kiedy w polu widzenia zainteresowanych pojawił się Yako, zebrani powoli wrócili do swoich napojów i rozmów. Bo choć osobnik z pewnością mógł być dość ciekawy, to jednak nie aż tak, jak zbrojny najazd. Marcusowi odwrócenie wzroku zajęło nieco dłużej, zmusił się do tego dopiero, gdy zorientował się, że ktoś coś do niego mówi. Zaczepiał go ów bardziej entuzjastyczny z dwóch facetów, który w chwili nerwowej antycypacji wyciągnął spod stołu swój kapelusz. Chyba próbował coś na nim pokazać i opowiedzieć Marcusowi, ale zanim Marionetkarz zaczął porządnie słuchać, drugi z mężczyzn zaczął mu wypominać, że on to słyszał tę historię tysiąc razy i ona w ogóle nikogo nie interesuje. I znowu wpadli w pułapkę sprzeczania się, jakkolwiek łagodnego, co zaczynało Marco nieco męczyć. Chciał się czegoś dowiedzieć, ale na razie zainwestowane minuty nie przekładały się na produktywną rozmowę. Do tego czuł się jak outsider, którym był.
Oparł się łokciami o stół i rozejrzał znowu za nowym przybyszem. Przy drugim, niezbyt subtelnym obejrzeniu się przez ramię, zastał go już przy barze, z dobrym widokiem na jego ogon. Wcześniej nie miał w ogóle okazji docenić, że z włosów osobnika wychyla się też para uszu. Gdy zaś Yako się odwrócił, Marco z zainteresowaniem otaksował również trunki w jego dłoniach. Słyszał o sake, ale nigdy jeszcze nie miał okazji go spróbować. Trudno powiedzieć, czy umiałby je docenić, ale sama idea odchamienia się nieco znajomością bardziej wykwintnych rzeczy dosyć mu się uśmiechała. Jak wiele jego pomysłów, na papierze wydawało się to dobre. Jaka więc była jego uciecha, mimo że pospiesznie odwrócił wzrok, gdy to Yako ruszył w kierunku stolika, który sam Marco wybrał wcześniej. Ba, zainteresował się na tyle, że sięgnął kufel i upił z niego o wiele zbyt duży łyk, żeby nie wyglądać na zbyt zainteresowanego. Lager pomógł, bo jego smak wykrzywił mu usta w grymasie, o przyjaznym wyrazie trudno tu więc było mówić. Cudem było go stać na jakiekolwiek piwo, ale cud ten niwelował fakt, że nie było zupełnie w jego guście. Zawsze wolał wino, okazjonalnie cydr, choć życie – lubił udawać, że to konieczność, a nie jego decyzje popchnęły go to pewnych działań – nauczyło go pić wszystko.

- Wojna jak wojna – rzucił pan, który okazał się Kapelusznikiem. Kontynuował szybko, zanim jego rozważniejszy towarzysz, który przyglądał mu się z powątpiewaniem w oczach o bardzo kolorowych tęczówkach, miał okazję mu przerwać. – Wszystko zaczęło się od kontaktu z Wyspami Księżycowymi…
- Tak naprawdę najważniejsze jest to, że tłuką się gangi Marionetkarzy. – Druh mówiącego i tak zdecydował się mu przerwać, patrząc po całej trójce tak niechętnie, jakby przed chwilą widzieli się na polu bitwy po przeciwnych stronach barykady.
Mimo tego spojrzenia Marco zapytał dla potwierdzenia:
- Milicja Zory i Fyortersole?
Gdy Kapelusznik przytaknął sympatycznie, Marco zmarszczył nieco brwi, myśląc o swoim ojcu i rodzinnym domu. Ciekawe, czy jego ojciec… jednak wątpliwe. Kapelusznik zaraz ochoczo podjął dalej temat: - Macie, przyjaciele, jakieś mocne poglądy na temat Vincenta Zory czy mogę trochę poplotkować, hm?
Na to Marcus wyrwał się nieco z zamyślenia i zerknął na nowo przybyłego towarzysza, czekając, jakie ten ma poglądy, zanim zdecydował o swoich.
Drugi z osobników zajmujących ten stolik przed przybyciem Yako i Marco nadal nie wyglądał na przekonanego, czy powinien z nimi w ogóle rozmawiać. Jego usta złożyły się w grymas, który sugerował, że może ma coś do powiedzenia, ale w międzyczasie przeniósł spojrzenie na zaoferowaną przez Yako kolejkę. Wyglądał, jakby oceniał ją bardzo poważnie, nie tylko wybierając dla siebie napój, ale wprost przeliczając tę hojność na walutę. W końcu zdecydował, że zdało to wszystko egzamin, westchnął cicho i napił się, pozwalając swojemu towarzyszowi handlować informacjami po o wiele zbyt małym koszcie.

Powrót do góry Go down





Yako
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Lusian/Luci Foxsoul
Wiek :
Wizualnie 25
Rasa :
Lisi demon
Wzrost / Waga :
190/85 //
Znaki szczególne :
Kuleje, Blizna na lewym oku
Pod ręką :
Laska
Broń :
Naginata
Zawód :
W Świecie Ludzi - Aktor/Aktorka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t230-kp-yako https://spectrofobia.forumpolish.com/t1126-yako
YakoNieaktywny
Re: Karczma "Smoczy Lotos"
Sob 11 Mar - 13:04
Lisołak przysiadł się do gromadki, popijając swoje procenty. Dobre na początek, potem się zobaczy.
Zerknął na Kapelusznika, gdy ten uznał, że wojna jak wojna. Jak na razie to mu to wyglądało jak jakąś kłótnię dwóch gangów niż wojnę. Przynajmniej nie imało się to do wojen w Świecie Ludzi, ale uznał, że lepiej się nie wypowiadać na ten temat. Tym bardziej, że lepiej, żeby się nie przyznawał ani do swojego wieku ani tym bardziej pochodzenia. Mogłoby to być odebrane dość różnie. A teraz zależało mu na informacjach.
Księżycowe Wyspy? A to już słyszał...na balu u tego Arcypksińciunia. Ech. To jednak poszło to dalej, byle tylko to nie powodowało większych problemów. Nie żeby mu zależało na bezpieczeństwie osób wokół jednak tutaj mógł sobie odpocząć i się zrelaksować, w przeciwieństwie do Świata Ludzi. A jak tutaj wybuchnie pełnoprawna wojna,...to już sobie nie poodpoczywa, a wojny mu się poprostu znudziły. Dawniej by się cieszył. Tyle darmowego jedzenia, ale teraz? Chyba się starzał.
Czyli jednak....to po prostu sprzecza dwóch gangów, które uważają, że ich problemy to problemy całej społeczności. Nic nowego. Choć w Krainie jeszcze się nie spotkał z czymś takim. Owszem, słyszał, ale nie spotkał osobiście. Nie liczył oczywiście wojny sprzed kilkudziesięciu lat. Po pierwsze średnio w niej brał udział, a po drugie...to już faktycznie była wojna, a nie jakaś sprzeczka. Choć w Świecie Ludzi nikt o niej nie wiedział, poza pewną Organizacją, ale w Krainie...było to dość znane i bijące praktycznie we wszystkich.
Yako zmrużył oczy. Zora i ... Fyortersole. Aha? Dużo mu to mówiło.
Lis pokręcił głową - chyba za długo mnie nie było, bo nie kojarzę gościa - przyznał. Tak więc mogli plotkować ile wlezie, tym lepiej dla Demona.
Widział grymas tego drugiego gościa - czyżby trunek nie w pana guście? - zapytał głębokim, mruczącym głosem - jeśli tak jest proszę zamówić coś co bardziej spasuje - puścił mu oczko - chyba dziś moje kieszenie mają dziury i nie mam w pełni kontroli nad tym ile złocisza z nich wypadnie - wyszczerzył się zachęcająco - kto wie może na jakiś obiadek czy zagryzkę też starczy - zachichotał nisko. Jego aura zawsze pozwalała mu łatwiej zawierać znajomości czy zdobywać czyjeś zaufanie. Cóż....robal zawsze jest robalem, jednak jeden może być bardziej przydatny od drugiego. A dziś informacje mogły być warte tych pieniędzy. Nie miał kieszeni bez dna, jednak to nie oznaczało, że będzie oszczędzał na informacjach, tym bardziej, że i tak nie spieszyło mu się zbytnio do domu. Wiedział, że może tam spotkać pewnego Cienia, a do tego mu się bardzo nie spieszyło. Jaka szkoda, że nie miał innego domu, o którym rudzielec nie wiedział, bo mógłby się tam zaszyć....ale to chyba i tak nic by nie dało. Ech....
Nie pokazywał jednak po sobie, okazywał tylko zainteresowanie tematem trwającej "wojny".

Powrót do góry Go down





Marco
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Marcus "Marco" Knowles
Wiek :
21 lat
Rasa :
Marionetkarz
Wzrost / Waga :
175cm, 68kg
Pod ręką :
zapasowa bluza, koszulka, Pokerowe Lustereczko
Zawód :
hultaj
Kontrahent :
Też szukamy.
Stan zdrowia :
Żadnych obrażeń póki co, ale to z pewnością tylko kwestia czasu.
https://spectrofobia.forumpolish.com https://spectrofobia.forumpolish.com/t1098-marco
MarcoNiespełniony Marzyciel
Re: Karczma "Smoczy Lotos"
Nie 26 Mar - 18:15
Biedny Baśniopisarz był przekonany, że przyjmuje przystępniejszą postawę tylko dla alkoholu, ale może tak naprawdę urok Yako zaczynał na niego działać. Jego pierwotny grymas już dawno zniknął, jeszcze nawet zanim napił się jednego z przyniesionych przez Yako trunków – równocześnie podsuwając następny swojemu kapeluszowemu przyjacielowi – i od tego czasu zachowywał dość neutralny wyraz twarzy. Po rozważeniu przez chwilę słów lisołaka, wypróbował wreszcie ostrożny uśmiech. Po chwili przerodziło się to nawet w krótkie, ale szczerze rozbawione parsknięcie. Nie było właściwie aż tak trudno zaakceptować nowe towarzystwo…
- Skądże – odparł tylko. – Po prostu takie niepewne czasy i… - Potarł równocześnie nieco nerwowo swój kark. Może faktycznie było mu nieco nieswojo z faktem, że zaczął nową znajomość z nieprzyjemną fizjonomią.
Łapiąc się na tym, że myślami zaczynał być gdzie indziej, Marco zmusił się do uważnego słuchania. Dzięki temu też wyczuł okazję. Była to w ogóle jedna z jego mocniejszych umiejętności.
- Ale na pewno słyszałeś o wojnie z – zawahał się, marszcząc bardzo nieznacznie brwi – MORIĄ.
Zastanowił się przez chwilę, czy jego rozmówca również przebywał w Krainie Ludzi, czy też wywiało go w inne zakątki, gdzie mógł uniknąć przymusowego pozostania na bieżąco z historią Krainy. Oczywiście odpowiedź na to pytanie była tuż przed nim, jednak mózg Marco podświadomie pominął ją jako coś bardziej znajomego niż sama Kraina. Gdy wreszcie oczy Marionetkarza padły na koszulkę Yako, na jego twarzy widoczny był moment „aha”. A potem drugie olśnienie. Oba sprawiły, że milczał chwilę za długo, mimo że jego ostatnie słowa wypowiedziane zostały tonem, który sugerował kontynuację.
- W każdym razie… - zaczął, najpierw mamrocząc, nim sobie to uświadomił i wrócił do uprzedniej głośności. – Milicja Zory zaczęła się od weteranów tej wojny. Ma… miała na celu uregulować prawo zamiast rządu – dodał, ni to przekonany, ni to powątpiewający. Powtarzał znaną formułkę.
- Ano, taki jest, czy może był, ich postulat – przejął pałeczkę Kapelusznik. – A teraz nie tylko sprzymierzyli się z władzami miasta – uważam, że dowody są jednoznaczne, nie dajcie sobie, moi mili, wmówić niczego innego! – ale jeszcze pchnęły rodzinę Fyortersolów do kontr-sojuszu! Z Wyspami Księżycowymi. – Popatrzył po swoich słuchaczach, rozkoszując się wyraźnie możliwością opowiedzenia im o czymś, o czym nie wiedzieli. Nie budziło to w nim żadnych podejrzeń, ot, czysta radość z możliwości opowiadana. - Już od nie wiem jak dawna nie mieliśmy dnia spokoju od tego czasu! – dodał z zachwytem. – To tak w dużym skrócie, ale chętnie dorzucę więcej szczegółów! W kryzysie najbardziej docenia się życie, nie uważacie?
Marco znowu zaczął odpływać, chyba nawet nie tylko myślami, a w sen. Z trudem przychodziło mu skupić się na rozmowie.
- Mówiłeś coś o obiedzie? – wtrącił raptem, odwracając się w stronę Yako. I odchrząknął reflektując się: - Przepraszam, jak masz na imię? – I reflektując się jeszcze raz, tym razem bez przereklamowanego już chrząkania: - Ja Marco.

Powrót do góry Go down





Yako
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Lusian/Luci Foxsoul
Wiek :
Wizualnie 25
Rasa :
Lisi demon
Wzrost / Waga :
190/85 //
Znaki szczególne :
Kuleje, Blizna na lewym oku
Pod ręką :
Laska
Broń :
Naginata
Zawód :
W Świecie Ludzi - Aktor/Aktorka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t230-kp-yako https://spectrofobia.forumpolish.com/t1126-yako
YakoNieaktywny
Prychnął rozbawiony - bez obaw, żyję na tyle długo, by się nie przejmować tym, że ktoś mi nie ufa - wzruszył ramionami - jestem jakimś podejrzanym, lisim Dachowcem, który nagle dosiada się do stolika i stawia nie tylko trunki, ale i żarcie - wyszczerzył ząbki - chętnie jednak uszczuplę swój portfel dla kilku ciekawych informacji - puścił mu oczko. Był przyjazny, chętnie zagadywał i odpowiadał. No i stawiał, to czemu miałby być złym gościem? A to co działo się w jego głowie? Złość, nuda, to już inne sprawy. Yako, jako zawodowy aktor z baaardzo długim stażem, zajmujący szczyty na drabinie popularności aktorów w każdej prawie dziedzinie, nie miał problemu by to wszystko ukryć. Grał, jak zawsze i nie wychodził z roli.
Przeniósł wzrok na tego, który dołączył do grupki tuż przed nim - a ktoś tutaj nie słyszał? - zapytał, przekrzywiając lekko głowę, a jego kolczyki lekko zabłyszczał - jakbym miał poniżej trzydziestki - pokiwał głową na boki - to może, ale niestety tak nie jest - przyznał, bawiąc się prawie pustą buteleczką sake. O dziwo było pyszne - w Świecie Ludzi, to temat tabu. Mało kto o tym wie, mało kto wie o istnieniu pewnej Organizacji. Dlatego tej bitki gangów... - wzruszył ramionami - skoro mieszkańcy Krainy uważają to za wojnę cóż....chyba mają krótką pamięć, albo to Ludzie bardziej znają się na wojnach. Takie coś uznali by za kłótnie gangów, albo długotrwałe zamieszki - prychnął. Cóż. Wojna wojnie nierówna, ale niech sobie myślą co chcesz. Pewnie za niedługo będą o tym opowiadać jako małej przygodzie, która urozmaiciła życie mieszkańcom Miasta Lalek.
Słuchał tego co mężczyźni mają do powiedzenia. Sam zamówił sobie drinka, specjał zakładu. W końcu się nie upije, więc czemu by nie pomieszać? Poza tym....miał ochotę się napić. I to sporo. A teraz nikt go nie powstrzyma. Lekko pomasował poznaczony rysunkami i podpisami dzieci gips.
A więc znowu polityka. Coś czego naprawdę nie cierpiał. Banda klaunów, która uważa, że jest lepsza o innych, więc może im rozkazywać. Sam nie wiedział gdzie było gorzej. W Świecie Ludzi czy Krainie Luster.
- Ja chętnie posłucham - uśmiechnął się i poruszył białym, puchatym ogonem - nigdzie mi się nie spieszy, a złocisza też mi nie brakuje - dodał jeszcze i upił drinka - mmm lotosik, szkoda, że kilka lat temu nie znali tego - przyznał. Wyczuwał też sake. Iście azjatycki drink. Chyba będzie musiał pokombinować jak to stworzyć, bo barman pewnie się z nim nie podzieli. Ale może chociaż powie jakiego lotosu używają. Skoro używają, to znaczy, że jest bezpieczny, a Lisek chętnie wprowadzi coś nowego do ogródka. Oczko wodne zawsze można powiększyć, a coś mu mówiło, że jak coś jest tak smaczne, to raczej nie jest brzydkie. Koi na pewno się ucieszą, że będą miały więcej cienia. Kto wie, może nawet tutaj dostanie próbki. Nie miał zamiaru porzucać tej Karczmy. Będzie tutaj zaglądał, a zaraz się przekona czy jedzenie też jest tego warte, więc na pewno nie mogą się obawiać o utratę klienta, których mają tutaj pod dostatkiem. No i nie sprzedawał tego. Ale kto wie, może mu nie uwierzą? Mało ważne. Pogada kiedyś z tym całym Welesem, który tutaj rządzi.
Zaśmiał się - zamawiaj co chcesz, ale tak, żeby zjadł - puścił mu oczko - dla każdego z panów coś dobrego - dodał jeszcze i sam zamówił, dla siebie specjał dnia. Jakoś nie miał ochoty na coś konkretnego. W końcu nie musiał jeść. A zaczynał być głodny....na coś innego.
Podał dłoń mężczyźnie - Lusian, miło mi - uśmiechnął się szarmancko i pobrał trochę jego energii. Przywitał się podaniem ręki też z resztą, a jego tęczówki nabrały trochę bardziej czerwonego koloru, ale może to tylko gra świateł?

Powrót do góry Go down





Marco
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Marcus "Marco" Knowles
Wiek :
21 lat
Rasa :
Marionetkarz
Wzrost / Waga :
175cm, 68kg
Pod ręką :
zapasowa bluza, koszulka, Pokerowe Lustereczko
Zawód :
hultaj
Kontrahent :
Też szukamy.
Stan zdrowia :
Żadnych obrażeń póki co, ale to z pewnością tylko kwestia czasu.
https://spectrofobia.forumpolish.com https://spectrofobia.forumpolish.com/t1098-marco
MarcoNiespełniony Marzyciel
Baśniopisarz pokiwał głową z aprobatą na słowa Yako. Uśmiech nie był do końca w jego stylu, nie pasowałby chyba nawet do jego posępnej twarzy, ale humor widocznie mu się poprawił.
- Jest to zbyt dobre, żeby było prawdziwe – zgodził się, zerkając na swojego towarzysza Kapelusznika. – Ale Elijah i ja doceniamy przyjazny gest.
Po chwili wyłączył się z rozmowy, by zamówić sobie i Kapelusznikowi jakieś jedzenie. Większość faktów, które były omawiane, już znał, więc skoro zdobył trochę zaufania do rozmówców, nie był jakoś nadmiernie zainteresowany rozmową. Wystarczyło mu okazjonalnie chwilę posłuchać.

Marco rozluźnił się trochę, chcąc nie chcąc. Przyzwyczaił się już to towarzystwa, a ów „lisi” Dachowiec właściwie był nie tylko do tolerowania co nawet sympatyczny. W swojej niezręczności Marco na początku nieco przeoczał jego charyzmę, ale teraz do niego docierała. Uśmiechnął się mimowolnie, rozsiadając wygodniej na krześle. Rozpiął nawet płaszcz, przygotowując się do pozostania na trochę dłużej.
- Fakt – zgodził się z jego odpowiedzią na swoje własne pytanie. – Z drugiej strony niektórzy żyli też tak długo, że nie zwracają uwagi na to, co dzieje się wokół. Albo nie ma to dla nich znaczenia – dodał, by uzasadnić swoje pytanie. Nigdy nie mógł całkowicie zrezygnować z nadmiernego tłumaczenia się, upewniania, że rozmówca zrozumiał dokładnie, o co mu chodziło; żeby przypadkiem nie odebrał go inaczej, niż Marco to sobie wyobrazić. Wzruszył jednak zaraz ramionami, by zasygnalizować, iż nie ma przez to nic konkretnego na myśli. Nie wiedział, kim jest jego lisi towarzysz, jaką ma przeszłość. Poniekąd brał wszystko pod uwagę, ale tak naprawdę nie wiedział nic.
Nie wywodził się też na ten temat dalej – nie było zupełnie potrzeby – i zamiast tego słuchał następnych słów Lusiana, kiwając lekko głową. Nie była to dla Marco nowinka, ale interesowało go, co mężczyzna ma do powiedzenia. Właściwie w głowie pojawiało mu się coraz więcej pytań dla niego, a stopniowo zapominał o początkowej intencji dowiedzenia się czegoś o współczesnych wydarzeniach dręczących ojczyznę.
Jego uśmiech rozszerzył się nieco, gdy uścisnął rękę Lusiana. Nie mógłby zaprzeczyć, że obietnica wyżerki odegrała w tym rolę, ale równie bardzo co jedzenia brakowało mu kontaktu. Przyjaznej rozmowy, w miarę możliwości, choć możliwe, że jakiegokolwiek tonu.
- Lusian – powtórzył, by zapamiętać to imię. Nie była to jego mocna strona, ale miał nadzieję, że dla odmiany mu się uda. – Miło poznać.
Zamówił dla siebie również specjał dnia, podczas gdy Lusian witał się z pozostałymi dwoma mężczyznami, którzy przedstawili się również jako Elijah i Citron. Gdy to mieli za sobą, a zanim wznowili rozmowy o „wojnach” czy też nie-wojnach, Marco poddał się pokusie i zwrócił do Luciena z pytaniem.
- Więc dużo czasu spędzasz w Krainie Ludzi? – Zmarszczył brwi, zastanawiając się, ale nie mogąc połączyć kropek. – Wydaje mi się, że kojarzę twoją twarz, ale nie wiem skąd. – Przesunął wzrok na koszulkę osobnika. Było to logo, bez wątpienia, ale dla jakiego medium? Film wydawał się prawdopodobny. – Jesteś aktorem? Będziesz mi musiał wybaczyć, dawno nic nie oglądałem.


Powrót do góry Go down





Yako
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Lusian/Luci Foxsoul
Wiek :
Wizualnie 25
Rasa :
Lisi demon
Wzrost / Waga :
190/85 //
Znaki szczególne :
Kuleje, Blizna na lewym oku
Pod ręką :
Laska
Broń :
Naginata
Zawód :
W Świecie Ludzi - Aktor/Aktorka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t230-kp-yako https://spectrofobia.forumpolish.com/t1126-yako
YakoNieaktywny
Przekręcił głowę i uśmiechnął się przyjaźnie - mam dziś dobry dzień - dodał jeszcze i skupił się na rozmowie z pozostałymi mężczyznami. W swojej głębi miał ich głęboko gdzieś i jakby mógł to by ich zostawił nawet na zdechnięcie z głodu, jednak informacje na temat tego, co się działo w Krainie, odkąd wrócił do pracy, były bardzo przydatne. Miał gdzieś innych jednak jakby chciał unikać kłopotów, które by przysporzyły go tylko o ból głowy, lepiej było wiedzieć co się dzieje i albo tego unikać, albo to jakoś potem wykorzystać. Yako nie lubił przegrywać i tym razem miał zamiar się dobrze przygotować do tego co może zastać, idąc na przykład na głupie zakupy, na które jak na razie nie miał ochoty...choć podejrzewał, że będzie musiał kupić coś dla Bestii. Yukii był jeszcze za mały, żeby móc samemu coś upolować, a też nie miał jeszcze żadnego pola, na którym uprawiałby zboże dla klaczy. Będzie musiał coś o tym pomyśleć, skoro ta mieszkała w Norce już na stałe.

Pokręcił głową - podejrzewam, że tylko osoby, które mieszkają gdzieś na całkowitym zadupiu i serio mają wszystko gdzieś nie słyszały o tym co się stało. W końcu nawet Ci, którzy są bardzo starzy, mają jakieś interesy na przykład w Mieście, raczej, nie przegapiliby maszerujących masowo Marionetek a też ciche to nie było - wzruszył ramionami. Sam miał to gdzieś, a prawdę mówiąc, to nawet cieszył się z takiego obrotu wydarzeń. Mógł się stawiać po obu stronach, po obu stronach "podkradać" żołnierzy, a jeszcze się przy tym najeść za wszystkie czasy. Cóż medyczka czy jakaś zabłąkana w gąszczu duszyczka, wcale nie wzbudzała takich podejrzeń jak zwykły cywil czy tym bardziej żołnierz obcego obozu. A jak jeszcze ktoś się mógł zmienić w swoją ofiarę? To już w ogóle było cudnie! Aż się prawie oblizał na te wspomnienia. To nie jego pierwsza wojna i pewnie nie ostatnia, więc potrafił docenić czas spokoju. Taka "wojna" jednak jaka miała miejsce teraz....nah mało ciekawa. Jak zjeść żołnierza, który jest tylko kupą złomu czy patyków? To, że się rusza to inna sprawa, ale przecież nie zje czegoś, co nie posiada energii życiowej. Nuda!
Skinął mu głową, posyłając przyjazny uśmiech. Mała przekąska w trakcie jedzenia, nikomu nie zaszkodzi, tym bardziej jak dieta sprawa, że osoba jedząca nigdy nie przytyje. A to, że dostanie pierdolca z nadmiaru energii? Obecnie mu to nie groziło, w końcu kości i poparzenia musiały się zagoić, ale cóż. Trzeba to jakoś znieść. Poprawił się lekko i podrapał obok poparzenia na policzku, słuchał jednak nadal uważnie.
Upił trochę swojego drinka i zerknął na Marionetkarza, gdy ten postanowił go zaczepić na temat Świata Ludzi - trochę, zależy kiedy i jaką mam ochotę - wzruszył ramionami i podziękował kelnerce za przyniesione jedzenie. Cóż. Nie czekali na to długo. Musieli mieć naprawdę utalentowanego kucharza, a to dobrze. Spróbował trochę mięsa i zamruczał zadowolony po czym wrócił myślami do swojego rozmówcy.
- Nic nie szkodzi - powiedział łagodnie - dawno nie grałem, do tego nie jestem zbyt znany - wzruszył ramionami. To nie było miejsce na chwalenie się tym jakim był zajebistym aktorem - teraz też będę musiał trochę poczekać aż wznowię pracę, chyba, że zmienią trochę scenariusz - podniósł zagipsowaną rękę i lekko nią pomachał - ale teraz ta przerwa chociaż nie będzie tak długa jak wcześniej - przyznał, znów biorąc kęs mięsa - rozumiem, że Ty też czasem trafiasz do Świata Ludzi, skoro w ogóle wiesz czym jest film? Bo raczej nie mówiłeś o oglądaniu sztuk teatralnych, tam o wiele trudniej zapamiętać twarz aktora, niż widząc jego zbliżenia na mordę na wielkim ekranie albo w telewizorze - przyznał. Obecnie nawet Ci na scenie mieli zbliżenia na twarze, zdjęć w ciul w internecie i nie tylko, jednak chyba w telewizji łatwiej się wybić, dlatego Yako wybrał taki a nie inny rozwój kariery. Potrzebował uwielbienia i łatwego posiłku, przy którym nikt go nie będzie podejrzewał o to, że wcale nie jest Człowiekiem, a to było niestety najważniejsze. Masakra,...żeby istota, która od setek lat mieszkała wśród tego całego robactwa musiała teraz się przed częścią tego robactwa ukrywać. Obrzydlistwo.....

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Musiałem to sobie przemyśleć wszystko, na spokojnie, bez presji. Musiałem się uspokoić. Gdy dotarłem do Karczmy, okazało się, że dziś mamy dość spokojny dzień. Nie było to nic dziwnego ani niepokojącego o ile takie dni nie powtarzały się zbyt często, ale przecież każdy chce mieć czasem trochę wolnego czasu i spokojniejszego. Dlatego nie martwiłem się tym, a szczerze, nawet mnie to ucieszyło bo będę mógł w spokoju przeanalizować sobie całą sytuację, co się teraz w ogóle dzieje.
Usiadłem na skraju baru, tak, bym mógł się oprzeć o ścianę obok, zamknąć i po prostu cieszyć się spokojem. Caipirin podszedł do mnie z troską wypisaną na twarzy. Poprosiłem go o mocnego drinka z lotosem. Na uspokojenie. Nie był przekonany, ale wiedział, że teraz do mnie nic nie dotrze, dlatego postawił przede mną drinka, jednak jak tylko wziąłem łyka spojrzałem na niego z pretensją. Ale w końcu westchnąłem i wziąłem kolejny łyk. Nie było tam wiele procentów, ale z barmanem nie można się kłócić, nawet jak właśnie kończy swoją szychtę i jest się jego szefem. Tym bardziej z tak dobrym barmanem.
Wziąłem od niego fajkę i zapaliłem. Miałem naprawdę dość. Oczy powoli wracały do swojego koloru ale kurwa dlaczego wszystko się teraz musiało tak nawarstwić. Caipirin zobaczył jak Zusi się do nas zbliża, jednak nic nie powiedział, po prostu oddalił się, mówiąc, że idzie się zbierać bo żona na niego czeka. Machnąłem tylko na niego i skupiłem się na swoim drinku, nie zwracając większej uwagi na otoczenie.


Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Azusa
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Azusa Weles
Wiek :
17 - wizualnie i mentalnie
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
172 | 58
Znaki szczególne :
Znamię na karku, trzy kolczyki na lewym uchu
Pod ręką :
Kołczan [30 strzał], Mieszek [17 miedziaków]
Broń :
Nóż myśliwski i łuk kompozytowy
Zawód :
Aktualnie brak
https://spectrofobia.forumpolish.com/t586-azusa#5043 https://spectrofobia.forumpolish.com/t639-azusa#6249 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1070-azusa
AzusaDemoniczny Zawadiaka
I ona postanowiła zostawić matkę w tyle. Nie czuła silnej potrzeby, aby dyskutować z nią na poruszone wcześniej tematy. Zwłaszcza teraz, kiedy odpowiadało im jedynie milczenie. Cóż, brak odzewu był zdecydowanie lepszy, niż kolejna sieć słodkich kłamstewek. Zapewne Francesca potrzebowała czasu na przygotowanie kolejnego blefu, którym to ich uraczy. Ale czy tym razem oboje wpadną równie łatwo, co wcześniej? A może cała sytuacja wyglądała zgoła inaczej i to młody umysł pokrzywdzonej nastolatki, interpretował ostatnie wydarzenia w sposób nadmiernie pesymistyczny? Zdecydowanie chciała o tym porozmawiać z kimś bardzo dla niej ważnym. Z kimś, kogo również to wszystko dotyczyło.
Znalazła go. I to bez większego trudu. Siedział przy barze popijając drinka i popalając fajkę. Normalnie zbeształaby go za drugi dzień picia, ale w tej właśnie chwili, rozumiała ojca aż za dobrze. Chyba narkotyki powoli odpuszczały. Albo to przez powagę zaistniałego zdarzenia, zaczęła myśleć choć o drobinę trzeźwiej.
- Nie sądziłam, że tym czymś będzie alkohol... - rzuciła, przysiadając się do niego.
Sama zamówiła sobie drinka, choć wybrała tego o mniejszej zawartości procentów. Chciała się zrelaksować, ale nie upijać. I tak jej obecny stan daleki był od perfekcyjnego. Zastanawiała się nawet, czy jest sens iść spać przed nadejściem wieczora. Ranek już za nimi, czas dalej płynął, a w tej właśnie chwili, zdecydowanie nie uśnie bez szczerej rozmowy z Upiornym.
- Co o tym wszystkim myślisz? - zapytała poważnie. - Osobiście nie wiem, czy mam być zła czy po prostu się załamać. Nie tego się spodziewałam, kiedy mnie tutaj sprowadziła. A teraz sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć...
Wzięła łyk otrzymanego napitku, nie spieszyła się z jego spożywaniem. Ewidentnie nie chciała wracać do Francesci. Nie w tej chwili.
- Mogę wiedzieć, co było w treści listu? - padło kolejne pytanie.
Nie miała ochoty na żarty. Stosowany przez nią ton wypowiedzi, jasno wskazywał na to, że szykuje się jedna z tych niezwykle szczerych pogawędek, które to od czasu do czasu sobie urządzali. Przynajmniej Mefisto mógł mieć pewność, że Azusa ufa mu w tej kwestii. Była w końcu osobą, która wolała ukrywać swoje wrażliwsze miejsca. Przy nim - nie bała się ich odsłonić.


Do what you feel in your heart to be right,





For you’ll be criticized anyway

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Zerknąłem na nią, gdy się do mnie przysiadła. Następnie przeniosłem wzrok na barmana i przytaknąłem mu głową. Nie miałem teraz humoru na prostowanie jej zachowania. Ale, chociaż zamówiła coś słabego. Ten barman nie był taki pewny jak Caipirin więc wolał się mi nie sprzeciwiać i nie chciał ryzykować utratę pracy dając mojej córce drinka, ale siedziałem obok więc nie było tak źle. Jak ma się upić, lepiej by zrobiła to ze mną, niż z jakimś randomem poza domem.
- Nie przyszedłem po alkohol tylko po syrop do niego - powiedziałem zmęczonym głosem - ale jak już tutaj dotarłem...to zostałem - przyznałem i upiłem trochę. Wolałbym, żeby było to mocniejsze, ale Caipirin poinstruował nowego, że ma mi nie dawać nic mocnego....ugh.
Westchnąłem ciężko i pomasowałem część dłoni, która wystawała z gipsu. Ręka bolała i to bardzo - sam nie wiem co o tym wszystkim myśleć - przyznałem i zacząłem oglądać zawartość swojej szklanki, lekką zamieszując. Zerknąłem na córkę - czego się spodziewałaś? - zapytałem, chcąc trochę uciec od tematu. Nie tylko dla Sybilli był on trudny, ale dla nas również. Mimo wszystko wszyscy w tym siedzieliśmy - sam też nie wiem czy być złym czy nie....ale chyba jestem zły.... wiedziała, że może przyjść do mnie, a mimo to po prostu....zamieszkała w Lotosie, ale nigdy jej tu nie było i i tak skupiała się na tych swoich niby biznesach....sam już nie wiem co jest prawdą - przeczesałem dłonią długie włosy. Zerknąłem nią z góry. Naprawdę chce wiedzieć, co było w tym liście? Szkoda, że został na górze. Wahałem się przez moment i znów pomasowałem dłoń, lekko się krzywiąc. Jednak będę musiał wziąć jakąś chustę, żeby przewiesić przez nią rękę. Poprosiłem jedną z kelnerek by mi jakąś przyniosła z zaplecza. Te ostatnie dni były tak bardzo do dupy....
W końcu jednak westchnąłem, zawiązując chustę i przewieszając przez nią rękę. Spojrzałem znów na nią i wziąłem łyka drinka - Sybilla jak i cała jej gałąź pochodząca od Mefisto Renarda, straciła wszelkie prawa pochodzące od rodu - zacząłem cicho, tak by tylko ona to słyszała. Na razie to nie była niczyja inna sprawa - nie mogą posługiwać się nazwiskiem ani używać herbu - wymieniałem po kolei. Nie mówiłem jakby Azusa należała do rodu bo pozbyli się jej przed całą tą akcją. Tak więc nie musiała się przejmować tym, że nie może używać już nazwiska Renard. To się jednak zmieni i nie będzie już bezimienną. Ale...to później - został jej skonfiskowany majątek, poza tym co ma w Lotosie, tak samo jak jej nieruchomości oraz udziały w Kompanii Szkarłatnej Otchłani no i też, że ani ona ani jej potomkowie nie mogą dziedziczyć po Renardach - wzruszyłem ramionami. Nie musiałem przed nią tego ukrywać. W moich oczach nadal była dzieckiem, jednak myślę, że była na tyle dorosła by to wszystko zrozumieć.
- Dalej było wymienione pięć punktów, które zaważyły na decyzji Lilianny, dlaczego ma się....pozbyć tej gałęzi - westchnąłem i pomasowałem sobie skroń - jednym z nich było to, że się ze mną przespała i potem Cię urodziła - pogładziłem ją zaraz po głowie - myślę jednak, że to te pozostałe punkty zaważyły na decyzji, więc nie wiń się za to - powiedziałem jeszcze, lekko się do niej uśmiechając - wolałbym, żebyś Ty nie była w to wciągana, jednak chyba nie da się tego uniknąć - powiedziałem jeszcze, wzdychając cicho i wracając do swojego drinka. Ale ten dzień był chujowy....dlaczego ostatnio wszystko się tak jebało....


Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Azusa
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Azusa Weles
Wiek :
17 - wizualnie i mentalnie
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
172 | 58
Znaki szczególne :
Znamię na karku, trzy kolczyki na lewym uchu
Pod ręką :
Kołczan [30 strzał], Mieszek [17 miedziaków]
Broń :
Nóż myśliwski i łuk kompozytowy
Zawód :
Aktualnie brak
https://spectrofobia.forumpolish.com/t586-azusa#5043 https://spectrofobia.forumpolish.com/t639-azusa#6249 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1070-azusa
AzusaDemoniczny Zawadiaka
Re: Karczma "Smoczy Lotos"
Czw 13 Lip - 18:33
- Nie śpieszno ci tam do nas, co? - zapytała dość żartobliwie, choć dało się w tym wyczuć nutkę powagi.
Powstrzymała się jednak przed użyciem sformułowania "do niej" z kilku powodów. Między innymi tego, że otwarcie przyznał, iż nawet ona go dzisiaj męczy. Acz ta krótka rozmowa z Francescą zdecydowanie wpłynęła na wszystkich, którzy mieli z nią kontakt. Nawet Azusa coraz mocniej wierzyła w swoje podejrzenia. Ponowne spotkanie zdecydowanie nie przebiegło tak, jakby każdy z nich sobie tego życzył.
- Że może uda nam się w końcu to wszystko ogarnąć... - odpowiedziała na pytanie, choć wcale nie musiała.
Sama miała w głowie wiele myśli, niestety większość z nich prezentowała dość ponury obraz. Właśnie dlatego tak bardzo chciała porozmawiać o tym z ojcem. Może on postrzega to wszystko w zupełnie inny sposób. A może i nie...
- Czasem odnoszę wrażenie, że jej chęć stworzenia szczęśliwej rodziny, to po prostu jedno wielkie kłamstwo... Nie, dla mnie to po prostu kłamstwo. Kiedy tutaj przybyłam, miałam cichą nadzieję, że wszystko się zmieni. Pozostała jednak taka sama. Składa wielkie obietnice bez pokrycia. No i... zdecydowanie nie czuję się chciana - przyznała.
Jej opinię na temat tego, że jest przez matkę jedynie wykorzystywana, już poznał. Nie wiedziała jednak, jakie intencje ma kobieta, wobec niego. Choć w obecnej sytuacji, jakby nie patrzeć, jej los mocno zależał od decyzji Mefisto.
- Czekaj, pomogę ci. I nie warcz na mnie z tego powodu. Tak będzie znacznie szybciej - dodała szybko, nim ten zdążył w jakikolwiek sposób wyrazić sprzeciw.
Doskonale wiedziała, jakie nastawienie ma Mefisto do wszelkiego rodzaju pomocy. Na zewnątrz zgrywa twardziela, który wolałby wszystko robić sam, a w środku docenia każdy, nawet najdrobniejszy gest. Choć zapewne w zakładaniu chusty jedną ręką, miał on już niemałą wprawę. Jakby nie patrzeć, dość często kończył połamany.
- Nie sądzę, aby to było z mojej winy. Spłodzenie bękarta nie jest jakimś dużym przestępstwem, wiele wpływowych osób ma dzieciaki gdzieś na boku. I choć rozumiem powód, dla którego wydziedziczyli... Francescę, nie do końca pojmuję, za co wylecieli pozostali członkowie... Z drugiej strony, tam bez przerwy ktoś wylatywał, więc może Lilianna stwierdziła, że po prostu ich wyręczy i przyspieszy tą farsę.
Zdecydowanie nie przejmowała się tą informacją. Śmiało mogła nawet założyć, że jej matka, w raz z resztą rodu, robiła jakieś lewe interesy i dlatego tak ciągle znikała. Wtedy ta cała sytuacja byłaby jak najbardziej na miejscu.
- Ciekawi mnie, jak oni to wszystko zniosą. Dla mnie jest to równoznaczne z uzyskaniem wolności, ale dla nich to zapewne istny koszmar.
Wolno sączyła zamówionego drinka, biorąc teraz kilka mniejszych łyków. Tego wszystkiego zdecydowanie nie można było przyjąć na trzeźwo, a skoro narkotyki ewidentnie traciły swoją siłę, musiała się jakoś doprawić. Miała to szczęście, że alkohol ją uspokajał.
- W sumie... To jest jeszcze kilka spraw, które chciałabym z tobą przedyskutować. Pamiętasz tamten złoty naszyjnik, który dostałam od Francesci na urodziny? Ile byłby mniej więcej wart? - zapytała, zmieniając temat. - Rozmowa z tą kobieta mnie zainspirowała. Pomyślałam sobie, że skoro lubię strzelać z łuku i koniec końców się na tym znam, mogłabym założyć jakąś szkółkę i zacząć zarabiać pieniądze.
Celowo przestała nazywać Francescę matką. Dopóki nie pozna prawdziwych intencji tej kobiety, będzie ją traktować jak kogoś obcego. Zwłaszcza, że nie uświadczyła od niej ni cienia miłości. Ba, Upiorna nawet nie kryła, na kim tak naprawdę jej zależy.


Do what you feel in your heart to be right,





For you’ll be criticized anyway

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Re: Karczma "Smoczy Lotos"
Pią 14 Lip - 12:44
- Wybacz, że Cię tam zostawiłem - westchnąłem ciężko - naprawdę chciałem zajść tylko po syrop....ale ... no ... - byłem zmęczony tymi kłótniami i bezsensownymi dyskusjami, które miałem wrażenie, że prowadzą donikąd. Zdawało mi się, że zadawałem proste pytania, jednak Francesca albo nie umiała na nie odpowiedzieć, albo specjalnie się migała od nich, zmieniała temat, lub mówiła coś całkowicie bez sensu... Nie chciałem tego przyznać, ale chyba pomyliłem się co do wyboru partnerki.
Nie powiedziałem nic gdy odpowiedziała na moje pytanie. Nie było idealnie, ale nie było też źle. Przynajmniej my się dogadywaliśmy. A przynajmniej takie miałem wrażenie.
Przytaknąłem jej głową, gdy zaczęła dalej mówić. Widziałem, że naprawdę ją to gryzie. Ale czemu by nie miało. Spędziła większość życia ze swoimi dziadkami, nie widząc matki i nie znając mnie.
Westchnąłem na jej ostatnie słowa - przykro mi Zusi - powiedziałem łagodnie i pogładziłem ją znów po głowię po czym przycisnąłem ją do siebie - jak mówiłem, przy naszym pierwszy spotkaniu...gdybym wiedział wcześniej, to zabrałbym Cię do siebie - powiedziałem cicho - ale teraz już jesteś córeczką tatusia i nic tego nie zmieni - dodałem i ucałowałem ją w czubek głowy po czym ją puściłem, chyba, że sama chciała się jeszcze poprzytulać. Przecież jej tego nie zabronię!
- Też jestem na nią zły - przyznałem - nadal nie wiem czy się w ogóle na ojca nadaję....ale myśl o tym, że nie pozwoliła mi zobaczyć jak moja córka dorasta, jak stawia pierwsze kroki czy wypowiada pierwsze słowa.... - westchnąłem smutno i upiłem spory łyk swojego drinka - ale cieszę się, że teraz mam Cię przy sobie - posłałem jej trochę zmęczony uśmiech - ale jeśli ktoś przeniósł by mnie w czasie to zrobiłbym to samo - przyznałem - takiego pasożyta czasem warto mieć - zachichotałem, ale mogła wyczuć, że żartuję. Nie uważałem jej za pasożyta, jednak dogryzanie sobie nawzajem było dla nas całkowicie normalne.
Zerknąłem na nią, ale nic nie powiedziałem i oddałem jej chustę. Odsunąłem się trochę od baru, żeby jej ułatwić zadanie, po czym podziękowałem jej.
Pokręciłem głową - to był jeden z powodów...i jeden z dwóch który dotyczył ciebie - przyznałem i dokończyłem drinka. Już chciałem zamówić drugiego, ale zerknąłem na córkę i poprosiłem po prostu o bezalkoholowego. Żeby nie siedzieć o suchym pysku ale też żeby nie przesadzać - drugim było to, że Cię zaniedbała - zacząłem. Uznałem, że zasłużyła na to, żeby wiedzieć co doprowadziło do tej całej sytuacji - za to, że nie wzięła na siebie odpowiedzialności za ciebie, oraz, że nie wspierała swojego ojca. Uznano również, że to wszystko doprowadziło do twojej demoralizacji - zachichotałem ale zaraz spoważniałem - nie wiem czemu zawiniła cała gałąź, ale do jej przewinień doliczono jeszcze to, że na balu zaczęła się kłócić z tym jagódkami z Wysp, to, że trwoniła majątek, kupując niepotrzebne rzeczy, a samej nie zarabiaj oraz to, że nadużywała alkoholu - wymieniłem jej w skrócie. O ile Francesca nie zniszczy listu, to pokażę jej go później.
Nie uszło mojej uwadze, że przestała nazywać Francescę matką. Nie winiłem jej za to i nie wymagałem od niej by ją tak nazywała. Domyślałem się jak musiała być załamana i zawiedziona. Ktoś kto powinien ją wspierać znikał zawsze gdy tego potrzebowała. Nic dziwnego, że zrobił się z niej taki buntownik, jak przez większość swojego życia nawet nie miała na kim polegać.
- Nie musisz się nimi przejmować. Są dorośli, jakoś sobie poradzą. Sami sobie zawinili - powiedziałem wprost. Może było to okrutne ale naprawdę to była ich wina. Nie tak jak w moim przypadku wydalenie z rodu bo inaczej wyglądam - skoro Liliana potraktowała ich aż tak ostro, na pewno coś więcej nabroili niż tylko to co napisali w liście. W końcu on był tylko dla Francesci, oni dostali zapewne swoje wersje - dodałem.
- Hm? - siadłem bardziej przodem do niej by wysłuchać, co takiego chciała jeszcze ze mną przedyskutować. Zmarszczyłem brwi gdy zapytała o wycenę łańcuszka - dlaczego pytasz? - zapytałem, ale zaraz otrzymałem odpowiedź. Pstryknąłem ją jednak najpierw w czoło, zanim odpowiedziałem na jej pytania - nie mów o niej tak. Mimo wszystko to twoja matka - skarciłem ją - nie mówię, że masz o niej mówić mama, niech już będzie po imieniu, ale nie nazywać jej tą kobietą - westchnąłem - akurat tego po niej nie przejmuj - dodałem jeszcze z prośbą.
Słysząc jednak jakie ma plany, moja twarz złagodniała i pojawił się na niej cień...dumy - najpierw powiedz mi, na co wydałabyś pieniądze za ten łańcuszek oraz gdzie planujesz mieć te szkółkę? - zapytałem wprost. No i ten pomysł mi się bardziej podobał. Wiedziałem, że Azusa umie strzelać, nie raz przyniosła jakiegoś zwierza na obiad, do tego widziałem jak ćwiczy za domem. W to mogłem zainwestować, jednak chciałbym najpierw usłyszeć, czy ma w ogóle jakiś na to swój plan.

Powrót do góry Go down





Azusa
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Azusa Weles
Wiek :
17 - wizualnie i mentalnie
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
172 | 58
Znaki szczególne :
Znamię na karku, trzy kolczyki na lewym uchu
Pod ręką :
Kołczan [30 strzał], Mieszek [17 miedziaków]
Broń :
Nóż myśliwski i łuk kompozytowy
Zawód :
Aktualnie brak
https://spectrofobia.forumpolish.com/t586-azusa#5043 https://spectrofobia.forumpolish.com/t639-azusa#6249 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1070-azusa
AzusaDemoniczny Zawadiaka
Re: Karczma "Smoczy Lotos"
Pią 14 Lip - 20:27
- Nie musisz się tłumaczyć. Doskonale cię rozumiem. W końcu sama stamtąd uciekłam - dodała półżartobliwie, uśmiechając się przy tym lekko.
Niemniej jednak prawdą było, że opuściła tamto pomieszczenie zaraz za nim. Nie widziała sensu, aby rozmawiać z Upiorną. Brak odzewu w tak istotnej kwestii potrafił powiedzieć więcej, niż tysiąc słów. A przynajmniej w wykonaniu tamtej kobiety. Oboje w końcu zauważyli, że kłamie. Tylko jaki miała w tym wszystkim cel? Raczej nigdy się tego nie dowiedzą.
Twarz dziewczyny przybrała kamienny wyraz, kiedy to Mefisto raz jeszcze nawiązał do przeszłości, jednak ponownie zagościł na niej uśmiech, gdy zakończył swą wypowiedź.
- Lepiej późno niż wcale - zaśmiała się, po czym spoważniała. - Nie bierz winy na siebie. W końcu sam nie wiedziałeś. A rozmyślanie nad tym, co by było gdyby, i tak niczego nie zmieni. Wciąż jednak możemy to wszystko wprawnie nadgonić. Mamy czas, mnóstwo czasu. W końcu Upiorni żyją długo.
Słowa Rim zdecydowanie dotarły do małolaty, która i tak nie spieszyła się do zamążpójścia, więc Mefisto będzie musiał się z nią użerać jeszcze przez jakiś czas. I jak na razie wszystko wskazywało na to, że będzie to dobrowolna katorga. Niezależnie jednak od tego, jak dobre miała z nim relacje, nie przedłużała tego uścisku. Bądź co bądź byli w miejscu publicznym, a takie zachowanie, w odczuciu małolaty, zaliczało się do tych zawstydzających. Wszak który nastolatek nie udaje dorosłego "twardziela"?
- Gdyby dało się cofnąć w czasie, ze zniecierpliwieniem wyczekiwałabym twojego przybycia. Czasem fajnie jest być pasożytem takiego starego pierdziela jak ty - rzuciła, wyszczerzając przy tym ząbki.
Ten typ już tak miał. Jakby nie patrzeć, była jego córką. To aż zatrważające, ile po nim odziedziczyła. A teraz zaczęła upodabniać się do niego jeszcze bardziej. Nie tylko zmieniła odcień włosów, ale dorobiła sobie jeszcze ogonek.
- Ona zaczęła się kłócić z jagódkami? Niby taka wielka szlachcianka, a popełnia podstawowe błędy... Cóż, biorąc pod uwagę, jak się z nami obecnie bawi, raczej nie powinnam oczekiwać po niej zbyt wiele, nie? Kłamie tak fatalnie, że po prostu to widać... I zamiast się do tego przyznać... albo kręci dalej, albo milczy...
Jak mogła z nią normalnie porozmawiać, skoro Francesca udowodniła swojej rodzinie, że nie należy do osób godnych zaufania? W końcu jaką miała mieć pewność, że danie kobiecie szansy, nie zakończy się ponownym bólem i uczuciem odrzucenia?
- Wiesz... Chyba jestem trochę zazdrosna o to, ile poświęca ci uwagi... Kiedy jesteśmy w trójkę, czuję się tak, jakbym była dla niej jedynie powietrzem. Niby coś rzuci od niechcenia, a później skupia się jedynie na tobie...
Szczerość przede wszystko. Nie zamierzała kryć się ze swoimi uczuciami, niezależnie od tego, jakie by one nie były. I choć bardzo mocno zżyła się już z Mefisto, chciała po prostu odrobiny uwagi od Francesci. Tu zawsze chodziło o uwagę. Nawet, kiedy kierowała w stronę matki słowa, które miały ją zranić.
- Jakoś nie specjalnie jest mi ich szkoda - przyznała. - No może poza wujkiem. Z nich wszystkich wydawał się najbardziej normalny. Chociaż kto wie, może to też były tylko pozory. W końcu za niewinność nie wyrzucają... Przynajmniej te bardziej ogarnięte jednostki...
Wbrew temu, co myślała Francesca, Azusa nie żywiła do rodu jakichś skrajnie negatywnych emocji. A słowa, jakie wypowiedziała przy matce, były jedynie głupimi żartami. Niestety, Upiorna nie znała swojej córki zbyt dobrze, co z resztą udowodniła, biorąc te kilka zdań nad wyraz poważnie.
- Czemu? Przynajmniej mogłaby się pochwalić, że czegoś mnie nauczyła - odpowiedziała bez chwili wahania. Choć tym razem była to odpowiedź naburmuszonego dzieciaka, a nie kolejny z jej żartów.
Tyle dobrego, że rozmowa zeszła na nieco luźniejszy i zdecydowanie przyjemniejszy temat.
- Na zakup niezbędnego sprzętu i wynajem jakiegoś lokalu. Mam też zaoszczędzone kilkadziesiąt złotych monet, które otrzymałam od babci, no i z racji na lekką zmianę mojego wizerunku - zaczęła, poruszywszy swoim ogonem - zawsze mogłabym sprzedać część ubrań, zamiast oddawać je do krawca, co dałoby mi dodatkową gotówkę. Jak duże byłyby to zakupy, zależałoby od tego, ile udałoby mi się uzbierać. Chciałabym mieć jednak lekki zapas pieniędzy, aby móc w razie czego zapłacić za czynsz ponownie. Nie spodziewam się zbyt dużego ruchu już w pierwszych tygodniach, dlatego chcę kupić sobie nieco więcej czasu. Więc sama ilość sprzętu tęż nie będzie duża. Chciałabym jednak zakupić cele, kilka dodatkowych łuków, aby móc jakoś dopasować broń do klienta, kilka par rękawic, by nie wyszli z siniakami, odpowiednie strzały... W sumie trochę tego będzie, ale chcę ograniczyć to do koniecznego minimum, przynajmniej na sam początek. No i z samą reklamą nie będzie też dużego problemu. Myślałam, aby dać jakieś ogłoszenie w Lotosie. Przychodzi tu naprawdę dużo osób, więc może ktoś się skusi. Nie wybrałam jednak miejsca, bo jak już mówiłam - nie wiem, jaki mam budżet... Chcę jednak wybrać coś optymalnego. Aby czynsz nie pożarł całego mojego dochodu, a miejsce było na tyle dostępne, by Lustrzanom chciało się do niego przychodzić... Także centrum i skrajne obrzeża odpadają... Choć może obecność jakieś knajpki w okolicy też mogłaby mi w tym pomóc... Tak czy inaczej, nad tym trzeba na spokojnie pomyśleć. W grę wchodzą pieniądze, więc nie chcę się specjalnie spieszyć.


Do what you feel in your heart to be right,





For you’ll be criticized anyway

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Re: Karczma "Smoczy Lotos"
Nie 16 Lip - 12:45
Uśmiechnąłem się tylko delikatnie i skinąłem jej głową. Cóż. Taka była prawda. Oboje uciekliśmy od największego problemu jaki obecnie nękał nas w Lotosie.
Pokręciłem głową - nie biorę na siebie winy - przyznałem - to na nią jestem zły, że mi nie powiedziała - wziąłem nowego drinka tym razem bez procentów i upiłem trochę. Westchnąłem ciężko - masz rację. Ja się nigdzie nie wybieram, a Ciebie też tak szybko nie puszcze - wyszczerzyłem swoje smocze zębiska.
Zaśmiałem się szczerze. Cóż. Naprawdę do siebie pasowaliśmy. Nikt z nami nie miał szans. Cóż, mało kiedy widuje się tak dobrą relację między dzieckiem i rodzicem tym bardziej, gdy to dziecko nie jest planowane czy też z prawdziwym partnerem a nie wpadką w trakcie pijackiego seksu. Ale nie żałowałem. Z nią nie czułem się sam, nawet jak główną rzeczą jaką robiliśmy było wytykanie sobie i obrażanie się nawzajem.
Załamałem się, gdy zobaczyłem jej list, jednak wróciła do mnie. Dość szybko po tym jak trafiłem do tego Padalca, przyszła mnie odwiedzić. Co prawda by przekazać mi list, ale mimo to spędziła ze mną czas. I później też mnie odwiedzała. W przeciwieństwie do jej matki, której wielce zależy ale nie licząc poprzedniego wieczora nie odwiedziła mnie ani razu tam, a trochę czasu tam spędziłem. Widać picie winka z mamusią było ważniejsze.
Wzruszyłem ramionami - na to wygląda, nie było mnie przy tym - przyznałem - musiało się to stać jak poleciałem nad jezioro żeby jednym z nich pogadać o interesach - zerknąłem na nią - Ty wtedy zostałaś tam z Francescą, więc Ty powinnaś wiedzieć więcej - powiedziałem spokojnie, ale nie oczekiwałem, że ona coś wie. W końcu mogło się to stać w jakimś innym czasie jeszcze. Ale cóż...po rozmowie z jagódkami, nie widziałem jej już wiec kto wie, może przez to zniknęła z Zimowego Balu?
- I nie martw się, nie dostanie niczego za darmo. Zawdzięczam jej moją karierę, a raczej to, że się ogarnąłem na tyle by nie skończyć całkiem jak jakiś menel na ulicy, więc nie chce jej zostawiać tak samej, ale jak jej dam wszystko na złotej tacy to co jej to pomoże? - westchnąłem - niczego się nie nauczy, a wiedzę, że ona nie ma wiedzy o życiu i to żadnej.... więc nie będę dla niej łagodny, o to się nie martw - uśmiechnąłem się i lekko uszczypnąłem ją w polik - jeden pasożyt mi wystarczy - dodałem jeszcze niskim szeptem.
Westchnąłem ciężko - też to zauważyłem - przyznałem - myślisz, dlaczego zasypałem ją pytaniami na Twój temat? - spojrzałem na nią kątem oka - chce jej uświadomić, że to nie o jakiś durnych herbach, tytułach, pieniądzach powinna teraz myśleć. Tylko o swojej własnej córce - upiłem znów porządnego łyka - podlizywanie się mi jej nic nie da.... skoro nie umie się zająć tym co powinno być dla niej najważniejsze to jak sobie poradzi z biznesem, w który naprawdę nie mam zamiaru inwestować, jeśli nie udowodni, że to coś zaraz nie padnie - skrzywiłem się. Nie podobał mi się ten pomysł. Skąd nagle cukiernia? Nigdy nie przyniosła mi nawet ciasteczek jak przychodziła w odwiedziny, więc skąd miałem wiedzieć, że cokolwiek potrafi?
Nie skomentowałem już tego na temat Renardów. Ech. Sami sobie na to zapracowali. Będę musiał się dowiedzieć co takiego odwalili, że się pozbyła całej gałęzi a nie tylko Francesci. Ale cóż. To nie było aż takie pilne, żebym się teraz tym przejmował.
Warknąłem cicho, zirytowany - nie ma się czym chwalić - powiedziałem karcąco - ja nienawidzę swoich rodziców, jednak mimo wszystko moja matka mnie urodziła i biednie bo biednie ale się mną zajęła, więc masz mieć do swojej chociaż tyle szacunku by nie traktować jej jak jakiejś całkowicie nieznajomej baby - powiedziałem, patrząc na nią gniewnie, karcąco - nie mówię, że masz ją uwielbiać, traktować jakoś lepiej niż innych ale chociaż na to minimum cię stać. A skoro ona Cię tego nauczyła, to ja cię oduczę - dodałem jeszcze i wypiłem zawartość szklanki do końca.
Wysłuchałem jej uważnie, uśmiechając się cały czas. Naprawdę miała pomysł na to. Wiedziała z czym się to wiążę, co musi przygotować w co zainwestować - no i z takimi informacjami można pracować - powiedziałem, gdy zakończyła swój wywód. Byłem z niej dumny, bo nawet nie prosiła mnie o wsparcie finansowe, ani nic. Chciała do tego dojść sama.
- Nie wiem czy wartość tego łańcuszka wystarczy na to wszystko - przyznałem - strzały możesz zamawiać u mnie tak samo jak i łuki, dam Ci zniżkę dla stałych klientów - puściłem jej oczko - z knajpką też nie będzie problemu w końcu masz całkiem dobrze obleganą karczmę niedaleko, może uda mi się pogadać z właścicielem, chyba, że sama chcesz do niego iść? - uśmiechnąłem się - co do ochraniaczy to też można nabyć piętro wyżej - zamyśliłem się - cele możemy zrobić sami, myślę, że nie muszą być jakieś robione przez fachowca, damy sobie rade, a na pewno wyjdzie taniej - kontynuowałem spokojnie. Widać było, że nie chciałem jej dawać wszystkiego, ale też nie chciałem się popisywać kasą. Chciałem jej pokazać jak może się tym zająć z jak najmniejszymi kosztami.
- Co do miejsca - zawahałem się - zastanawiałem się i tak nad kupnem większego terenu niedaleko Lotosu, jednak nie miałem do tego jeszcze głowy, jeśli chcesz mogę go kupić, wynająć Ci ten teren i jeśli szkółka się rozwinie to dostaniesz go ode mnie, jednak jeśli będę widział, że nic z tego nie będzie odbiorę teren i zrobię z nim co będę chciał - zaproponowałem. Na razie nie poruszałem kwestii pieniędzy jakie by mi musiała płacić, na to jeszcze będzie czas, jak sam będę wiedział ile to wszystko wyniesie. Nie byłem biedny, mogłem jej to wszystko dać, ale nie nauczy jej to nic.
- Ale żeby móc zacząć jakikolwiek biznes, trzeba wyglądać - powiedziałem, szczerząc się do niej wrednie - leć na górę szybko się przebrać truposzu i idziemy na zakupy! - zarządziłem - sam potrzebuję nowe spodnie, bo nie mam żadnych poza tymi na dupsku - zachichotałem - nie martw się, ja stawiam - puściłem jej oczko - musimy jakoś odreagować, a jak lepiej to zrobić niż roztrwonić kasę na ubrania i inne bzdety - powiedziałem i oparłem się o bar, chcąc jej pokazać, że poczekam na nią. Lepiej tak spędzić czas niż marudzić nad kieliszkiem. Poza tym chciałem ją porozpieszczać. Co innego kupować jej potrzebne rzeczy, ubrania czy po prostu porozpieszczać prezentami a co innego dać jej się rozwijać wspomagając ją finansowo.


Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Azusa
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Azusa Weles
Wiek :
17 - wizualnie i mentalnie
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
172 | 58
Znaki szczególne :
Znamię na karku, trzy kolczyki na lewym uchu
Pod ręką :
Kołczan [30 strzał], Mieszek [17 miedziaków]
Broń :
Nóż myśliwski i łuk kompozytowy
Zawód :
Aktualnie brak
https://spectrofobia.forumpolish.com/t586-azusa#5043 https://spectrofobia.forumpolish.com/t639-azusa#6249 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1070-azusa
AzusaDemoniczny Zawadiaka
- Więc to nie tobie powinno być przykro - odparła swobodnie. - Te słowa powinien wypowiedzieć ktoś inny.
Ktoś, kto zdecydowanie powinien przeprosić i postarać się, by jakoś im to zrekompensować. Ktoś, kto notorycznie popełnia te same błędy, licząc na to, że sytuacja sama się rozwiąże. Tego jednak już nie powiedziała. Postanowiła przemilczeć kilka dodatkowych uwag.
- No i aż jestem ciekawa, jak zatrzymasz kogoś z teleportacją - zażartowała, aby nieco rozładować atmosferę. Szybko jednak spoważniała. - Ciebie też zastanawia, dlaczego po tylu latach milczenia, postanowiła powiedzieć nam prawdę?
Nie potrafiła rozgryźć tej kobiety. Z początku miała złudną nadzieję, że postanowiła dotrzymać danego jej słowa i zacząć żyć normalnie, jak prawdziwa rodzina. Jednak czas dość szybko zweryfikował, że nie takie miała zamiary. Wszak gdyby zależało jej na rodzinie, nie znikałaby na długie miesiące.
- Gdyby nie to, że tytuł Księcia otrzymałeś po tej awanturze ze starymi prykami, zaczęłabym podejrzewać, że próbuje się do ciebie dobrać ze względu na pozycję. Tak swoją drogą, skoro już przy tym jesteśmy, kogo miałeś wtedy na myśli?
Domyślała się, że jest jedną z wymienionych osób, jednak prócz niej, był tam ktoś jeszcze. A biorąc pod uwagę fakt, że już wcześniej zaczęły się pojawiać problemy z Francescą, bardziej niż prawdopodobnie, nie chodziło o nią.
- Niby wlazła zaraz po mnie, ale o czym dokładnie gadali, nie wiem. Ulotniłam się krótko po tym, jak gwardziści zaczęli celować we mnie swoimi włóczniami...
Nie widziała całego przebiegu rozmowy, nie bardzo ją to wtedy interesowało, choć gdyby była świadoma tego, że Francesca wpakuje się w kłopoty, zapewne zostałaby na dłużej.
- Jak możesz tak mówić o Paskudzie? - zapytała, na wzmiankę o "pasożycie". - A tak poważnie, nie spodziewałam się po niej jakichkolwiek braków, moi dziadkowie kładli naprawdę duży nacisk na edukację, a sam fakt, że została wybrana do prowadzenia własnego biznesu, powinien jasno dowodzić jej kompetencji... Chyba, że i w tym doborze kryło się coś więcej... Naprawdę nic już z tego nie rozumiem, włącznie z decyzją góry o wyrzuceniu ich wszystkich z rodu.
Była to kolejna tajemnica, która ją ciekawiła, acz sama nie miała pewności, czy powinna przyjrzeć się sprawie bliżej. W końcu nie robiło jej to większej różnicy. Nie przynależała już do Renardów, gdy całe to zamieszania się rozpoczęło.
- Wiesz co mnie jeszcze zastanawia? Ta jej nagła zmiana profesji. Dlaczego chce się wziąć za coś, w czym nie ma żadnego doświadczenia, zamiast wykorzystać doświadczenie nabyte podczas prowadzenia poprzedniej działalności? A tego raczej powinno jej się nazbierać sporo, nie mówimy tu w końcu o kilku latach, a kilkudziesięciu co najmniej.
Czasem odnosiła wrażenie, że decyzje jej matki były niczym innym, jak dziecięcym kaprysem. Miała na coś ochotę, to zmierzała w tym konkretnym kierunku, nie dbając o nic. Teraz jednak nie była w pozycji na takie lekkomyślne działania. Żadne z nich nie było, a skoro w Lotosie miał zamieszkać jeszcze jeden darmozjad - kto wie, kiedy Francesca weźmie się za prawdziwą robotę, czas najwyższy, aby i ona wzięła się do działania. Poza tym, myśl o lekkiej rywalizacji z rodzicielką, zachęcała ją do działania.
- A nie jesteśmy dla siebie obce? Ile tak naprawdę o mnie wie? Ile ja wiem o niej? Może i łączą nas więzy krwi, ale nic ponad to. Z resztą, sam doskonale o tym wiesz. Dlaczego mam udawać, że jest inaczej, skoro swym milczeniem potwierdziła, jak bliskie mamy ze sobą relacje. I nawet ja już nie wiem, jakie tak naprawdę ma intencje...
To bolało ją najbardziej. Jej nadzieja na szczęśliwe życie u boku matki, runęła jak domek z kart. I choć miała naprawdę wspaniałego ojca, nie zmienia to faktu, że do Lotosu przybyła specjalnie dla Francesci.
- Hmm... Może porozmawiam z właścicielem osobiście, kiedy tylko nadarzy się ku temu idealna okazja - rzuciła z lekkim uśmiechem. - Kto wie, może pozwoli mi nawet dorobić, gdybym potrzebowała nieco większego kapitału.
Musiała w końcu wkroczyć w dorosłość, przestać być dzieckiem i się usamodzielnić. Zwłaszcza teraz, kiedy oficjalnie została pozbawiona nazwiska. Nie mogła już liczyć na bogatego i wpływowego męża. Wolność wymagała nakładu pracy, jednak zdecydowanie bardziej ceniła sobie wysiłek, niż zniewolenie.
- Z tarczami nie będzie problemu. Wystarczy zbity snop siana. A o ruchomych celach zawsze będzie można pomyśleć, kiedy już interes nieco się rozwinie. Takie dodatkowe szkolenie może okazać się strzałem w dziesiątkę.
Humor zdecydowanie do niej wrócił. Rozmowa na temat biznesu, pozwoliła dziewczynie nieco zapomnieć o całej tej sytuacji z rodem Renardów, a w szczególności - o zachowaniu jej własnej matki.
- Podoba mi się ten pomysł. Oszczędzi mi naprawdę wielu problemów no i potencjalnego stresu. Plus... może uda mi się wynegocjować naprawdę atrakcyjną cenę - dodała, puszczając do niego oczko. - Masz już jakiś budynek na oku? Jak chcesz, możemy razem rozejrzeć się za odpowiednią nieruchomością. Tak, aby spełniała ona wymagania każdego z nas. Choć chyba to ja będę tą bardziej wybredną... W końcu będę potrzebować trochę miejsca, no i zbłąkana strzała w środku miasta, nie brzmi dość zachęcająco. A jak komuś coś się stanie, ja będę za to odpowiedzialna. Jak myślisz, ile kosztuje postawienie takiej magicznej bariery, która była na arenie?
Nigdy nie przypuszczała, że pochodzenie z bogatej rodziny, utrudni jej życie aż do takiego stopnia. Wcześniej nie musiała przejmować się ceną. Teraz z kolei obawiała się o to, że uzbierane środki okażą się niewystarczające, a sama bariera okaże się wydatkiem z kilkoma zerami. Z drugiej strony, nie musi być to siła odporna na wszystko, wystarczą przecież tylko strzały.


Do what you feel in your heart to be right,





For you’ll be criticized anyway

Powrót do góry Go down





Aristos
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Aristos Weles
Wiek :
22 - wizualnie i mentalnie
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
183 | 96
Znaki szczególne :
czerwone włosy, małe rogi na głowie, nie zawsze widocznie przez czuprynę i znamię na karku Welesów, blizna po lewej stronie szyi
Pod ręką :
sakiewka z pieniędzmi
Broń :
sztylet
Zawód :
Walczy dla pieniędzy
Stan zdrowia :
fizycznie: siniaki na ciele, otarte pięści, lekko spuchnięta warga po prawej stronie, naderwany łuk brwiowy, ale opatrzony
psychika: rozjebana to na pewno
https://spectrofobia.forumpolish.com/t1055-aristos
AristosNieaktywny
Od kilku dni trawi go obsesja. Nie sypia za dobrze. Nie jest w stanie. Popełnia karygodne błędy, jest wolniejszy, obrywa częściej. Jego ciało zbiera więcej siniaków, niż powinno. Myśli kotłują się w głowie, nie dając chwili odpoczynku. Nie jest sobą. Jego czerwone oczy suną po listach, wypala kolejnego papierosa, gasząc go w szklanej popielniczce. Litery z początku zlewają się w jedno, emocje nie pozwalają mu na normalne odczytanie słów należących do matki, ale kolejne błądzenie po nich wzrokiem, pozwala mu na skupieniu się i wyłapanie konkretnych informacji. Mefisto Weles, Mefisto Weles, Mefisto Weles... Nie może wyrzucić tego imienia i nazwiska ze swojej głowy. Od kilku dni to jego przekleństwo. Pieprzona klątwa, która nie pozwala na sen. Zaciska pięść na kartce, którą gniecie i rzuca w kąt, przez to czuje szczypanie, otarta dłoń daje się we znaki, jak spuchnięta warga. Ordery, bo ostatniej bitwie jeszcze nie zniknęły, ale to była dobra walka, jedna z tych wygranych, tylko za bardzo pozwolił przeciwnikowi na podejście, wykonanie banalnych ruchów, których mógł z łatwością uniknąć. To wszystko wina tych listów, Mefisto Welesa, dziadka, popieprzonego życia i jego.
Nie może dłużej zwlekać.
Pojawia się w wejściu, schodzi po schodach, spokojnie ubrany na czarno, stąpając ciężkimi butami po podłodze.
- Mefisto Weles? - Pyta barmana, który bez żadnego sprzeciwu, podejrzeń wskazuję właściciela lokalu. Kolejny, który przyszedł załatwić jakieś interesy. Wypatruje go od razu. Toczy sobie rozmowę z jakąś dziewczyną, ale to nie na niej Aristos skupia swoje spojrzenie, ona w tej chwili nie istnieje. Jest tylko Mefisto Weles, jego ojciec. Zajęty rozmową, każdy krok zbliża go do tego mężczyzny o gadzich źrenicach. Zdejmuje rękawiczki, chowa do kieszeni. Podchodzi do lady na samym końcu baru, gdzie siedzą.
- Skurwiel. - Wypowiada tylko to jedno słowo na powitanie i z szybkością, jakiej nikt nie widział, wymierza pięścią cios, w twarz właściciela Smoczego Lotosu.

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Uniosłem jedną brew - nie może mi być przykro, że nie widziałem jak dorasta moja córeczka? Nie ważne, czy to z mojej czy nie z mojej winy? - zapytałem i skrzyżowałem ręce na piersi. Nie obwiniałem się. Nie miałem prawa się wtryniać w prywatne życie Francesci, a jakoś nie skojarzyłem, że nasza zabawa pasowała czasowo do jej zajścia w ciążę. Chociaż...nie...nie wiem sam. Nie znam się na tym.
Zrobiłem zasmuconą minę - a co już planujesz ode mnie uciekać? Tak Ci źle u mnie? - wiedziałem, że przybyła do Lotosu na prośbę matki. Miała nadzieję na poprawę relacji oraz, że w końcu będą rodziną, a zamiast tego została zapoznana ze swoim biologicznym ojcem i to z nim zaczęła spędzać czas. Ale miałem nadzieję, że nie chce jeszcze ode mnie uciekać.
Wzruszyłem ramionami - też mnie to zastanawiało. Myślałem, że faktycznie chce poprawić wasze relacje, a skoro zaczęła ze mną mieszkać, to postanowiła spróbować, żeby móc mieszkać razem. Choć...nie do końca to do mnie na początku dotarło, bo dopiero co wyszedłem z Kliniki i naprawdę się chujowo czułem, więc nie zwróciłem uwagi jak jest do ciebie zdystansowana...co teraz mi w ogóle nie pasuje do samego idei bycia radosną rodzinką. Tym bardziej jak chciała uciec od tej całej szlachetnej otoczki - pokręciłem głową i pomasowałem kark.
Wzruszyłem ramionami - mogłaby wiedzieć, że mój ojciec jest księciem, i że ja też powinienem być ale jakoś na to nie wyglądało - zamyśliłem się - nie wiem nawet czy się teraz zorientowała jak mnie tytułują - wzruszyłem ramionami - mogła polecieć na kasę, w końcu trochę minęło między naszym pierwszym spotkaniem, a tym jak się mną zainteresowała - westchnąłem, ale zaraz wyszczerzyłem się -  no bo to, że jestem zajebisty jest wiadome! - zaśmiałem się po czym pochyliłem się do córki - no i mogła polubić mojego kolegę czyż nie? - puściłem jej oczko, szczerząc się wrednie cały czas.
Zmarszczyłem brwi, starając się zrozumieć o co pyta. Kogo miałem na myśli? Ale kied.... dobra w końcu zaskoczyło - moją młodszą siostrę... Kelię - zawahałem się - zajmowałem się nią gdy mieszkałem jeszcze z rodzicami. Ona jedyna, poza moim dziadkiem nie traktowała mnie źle - bawiłem się pustą szklanką - była naprawdę słodką dziewczynką, a potem młodą troskliwą dziewczyną - westchnąłem ciężko - gdy mnie wyjebali, jakiś czas spotykaliśmy się, ale nagle...w dniu gdy poznałem Francescę, sama się ode mnie odwróciła, ale to Ci chyba opowiadałem - spojrzałem na nią przepraszająco - spotkałem ją ponownie na naszych zaręczynach. Okazało się, że ją też chcą wydać za mąż i mieli gdzieś, że ich wybranek jest agresywny, paskudny i w ogóle nie nadający się na partnera dla kogokolwiek - zacisnąłem mocniej palce na szkle - dzięki temu, że przejąłem obowiązki rodu, nie musi się już martwić tym, że ją gdzieś wydadzą, teraz może żyć z kim chce - uśmiechnąłem się do córki - tak samo jak Ty, może decydować o tym czy i kogo chce mieć jako partnera - dodałem jeszcze i lekko pstryknąłem ją palcem w polik - choć Ty będziesz miała trudniej niż ona - pokazałem jej język. Cóż. Potrzebowałem trochę czułości, ale nie mogłem jej wymagać od własnego dziecka! Więc po prostu...sam zacząłem ją okazywać, mając głęboko w dupie, czy ktoś to zobaczy. Miałem prawo być czuły dla własnej córki! A teraz oboje tego potrzebowaliśmy, nawet jeśli nastolatka nie lubiła okazywania czułości w miejscach publicznych!
Uniosłem jedną brew - została wyznaczona, czy im to narzuciła? - zapytałem. To wskazywało na to, że naprawdę zauroczenie mi przeszło. Naprawdę nie chciałem drugiego pasożyta. Miałem jednego, który siedział obok mnie, ale od niej nie wymagałem jeszcze by się ogarnęła, choć mimo, iż brakowało jej sporo do idealnej Upiornej (nie, nie chciałem by była idealną Upiorną) to była o wiele bardziej ogarnięta od swojej matki, która była starsza ode mnie! - czy była chowana pod jakimś kloszem i relatywnie niedawno wypuszczona do świata - rzuciłem jeszcze i machnąłem do barmana by nalał mi jeszcze jakiegoś napoju. Wybrałem sok z grapefruita. Chciałem czegoś gorzkiego, w końcu nie przepadałem za słodyczami, choć owoce mi aż tak bardzo nie przeszkadzały.
Zamyśliłem się, oglądając zawartość szklanki - też mnie to zastanawia - przyznałem - ja rozumiem, że może mieć jakieś dziecięce fantazje, których nie udało się jej jeszcze zrealizować, jednak.... - ponownie westchnąłem i przetarłem twarz dłonią - mogła o nich wspomnieć wcześniej, jednak wydawało się, że ten jej cały perfumowy biznes - wywróciłem teatralnie oczami - choć teraz już nawet się zaczynam zastanawiać czy na pewno coś w tym kierunku robiła, czy zostawiła to samemu sobie i tylko się chwaliła, że się tym zajmuje - wzruszyłem ramionami i upiłem trochę gorzkiego, lekko kwaskowatego napoju - ale przeskok z perfumerii do cukierni czy piekarni - pokręciłem głową, wyraźnie niezadowolony - gdybym chociaż wiedział, że się tym interesuje czy też cokolwiek kiedyś piekła to może bym jej pomógł w tym, jednak, tak? Nawet nie powiedziała mi jakiej pomocy oczekuje ode mnie. Ale na pewno nie poświęciłbym na to nawet miedziaka. No....MOŻE bym pomógł z miejscem na to albo pozwolił jej piec w Lotosie, ale nic więcej. Naprawdę nie lubię takich nagłych decyzji, które nie mają praktycznie prawa wypalić - skwitowałem, wyraźnie niezadowolony z pomysłów Upiornej. To tak jakbym ja nagle zaczął grać na instrumentach. Kiedyś się coś uczyłem, jak każdy Upiorny, ale to nie znaczy, że nagle byłoby mądrym pomysłem, żebym zmienił swoją profesję na coś muzycznego. Tym bardziej, że i tak zajmowałem się trzema, które za wiele nie miały ze sobą wspólnego. No....ewentualnie jubilerstwo i kowalstwo troooszkę. W końcu i tu i tu zajmowało się metalem. I....może coś jeszcze ale niewiele miało to ze sobą wspólnego.
Warknąłem cicho i spojrzałem na córę wyraźnie zmęczony - proszę Cię. Nie musisz jej traktować jak matki, ale nie mów o niej "ta kobieta" - powiedziałem nie mając sił się z nią kłócić - przynajmniej w mojej obecności. Wymagam od Ciebie tylko tyle szacunku do niej. Mój o niej po imieniu i tyle. Może nie wiecie o sobie za wiele, ale jednak nie zobaczyłaś jej dziś pierwszy raz w życiu. Zraniła Ciebie, o wiele bardziej niż mnie, ale musimy to przełknąć. Chociaż my bądźmy dorośli i nie kopiujmy jej nagannych zachowań, które tylko dały jej teraz po tyłku i dadzą jeszcze bardziej. W końcu nie wiem jak sobie poradzi bez rodzinki. Choć...nie musi przecież zrywać z nimi kontaktu - wzruszyłem ramionami. Jakoś...średnio mnie to teraz interesowało.
Zaśmiałem się nisko. Obojgu pasowała zmiana tematu. Zarówno Zusi jak i ja od razu mieliśmy lepszy humor. Ten temat był zdecydowanie bardziej mile widziany teraz niż poprzednie.
- Uważaj, słyszałem, że jest strasznym chujem, więc nie wiem czy nie będziesz musiała go przekupić, jak będziesz chciała aż tyle jego pomocy - wyprostowałem się i wyszczerzyłem wrednie. Jasne, że jej pomogę, ale nie mogło być tak prosto, czyż nie? Ale naprawdę byłem z niej dumny, nie dość, że nie chciała mojej pomocy jeśli chodzi o finansowanie jej biznesu, to jeszcze chciała sobie u mnie dorobić. Tylko co by mogła robić....gdyby była typową Arystokratką, to bym przymknął oko na to, że dopiero zaczyna i zatrudnił ją w sklepie. Ale myślę, że pracownicy by przemknęli oko, skoro to moja córcia. Widziałem, że nawet mimo jej niechęci do niektórych pracowników, to ją raczej lubili. Nie była niemiła ani bezczelna, choć widać było, że na przykład Caipirn jej nie pasował. Ale myślę, że jej się to odmieni. Teraz....nie wiem co by mogła robić, bo jakoś wątpiłem, że pomagałaby klientom w wyborze biżuterii czy też broni. Ale...myślę, że na pewno coś się dla niej znajdzie! Wierzyłem w nią, że będzie się szybko uczyć. W końcu tego nie mogłem teraz określić, w końcu nie miałem okazji jej poznać z tej strony.
Zamyśliłem się teatralnie - z ruchomymi celami na pewno nie będzie problemu, gdy będę obecny przy zajęciach - powiedziałem i lekko ruszyłem mocą jej krzesło, które delikatnie podskoczyło. Na tyle by ją lekko wystraszyć, ale by jej nie zrzucić z niego. Po czym zaśmiałem się nisko - a gdy mnie nie będzie....to już się coś potem wymyśli - uśmiechnąłem się popijając swój napój. Nie miałem problemu w takim pomaganiu, z resztą, bardzo chętnie się z nią powrednie, tak by nie trafiała w cel gdy trzeba. No i też będzie ciekawa zemsta na tych, którzy będą się mądrzyć jacy to nie są zajebiści. A takich na pewno będzie pełno!
- Mam kilka na oku  - przyznałem - nawet się zastanawiałem nad nowym domem. Lotos nadal by stał, tak samo jak karczma oraz sklep ale byśmy się przenieśli do czegoś trochę większego, gdzieś na obrzeżach miasta z dużym terenem wokół - opisałem - tak dla spokoju i żeby nie wyciągali mnie do roboty gdy tego nie będę chciał, a już pierwszego twojego dnia tutaj mogłaś się przekonać, że tutaj nie jest to możliwe - westchnąłem ciężko - można by tam coś też niedaleko zorganizować, jakiś plac do ćwiczeń, tym bardziej, że nie potrzeba by pewnie jakoś bardzo dużo miejsca dla takiej szkółki - nie do końca się znałem na tym, ale domyślałem się, że nie trzeba na to jakiegoś ogromnego terenu.
Zaśmiałem się i poczochrałem się - zwolnij trochę - powiedziałem rozbawiony - nigdy nic takiego nie potrzebowałem, więc nie myślałem nad czymś takim ale jak się lepiej poczuję to na pewno poszukam czy ktoś coś wie na ten temat - zaproponowałem i zaraz poniosłem dłoń - nie chce tego robić by cię wyręczać, ale raczej mam trochę większe znajomości i będzie szybciej, a jak się dowiem coś to od razu ci powiem i razem zdecydujemy czy jest to nam w ogóle potrzebne, dobrze? - zapytałem, żeby ją lekko wyhamować - poza tym - zawahałem się - pamiętaj, że nie zawsze wszystko się udaje i ten pomysł może nie wypalić - to nie tak, że w nią nie wierzyłem, ale nie chciałem jej budować nadziei tylko na planach, wolałem by była świadoma tego, że wszystko może się jebnąć - taką barierę lepiej założyć jak się szkółka rozwinie, no chyba, że da się ją postawić na jakiś czas....nie znam się na tym - wzruszyłem ramionami - ale obiecuję, że się rozejrzę za informacjami - powiedziałem jeszcze.
Już miałem coś powiedzieć na temat zakupów, gdy ktoś do nas podszedł. Zdążyłem tylko się odwrócić w jego stronę, gdy nagle poczułem promieniujący ból w szczęce oraz w ręce, na którą wpadłem, uderzając się o bar.
Warknąłem wkurwiony ale nie miałem czasu na użalanie się nad sobą. Rozmasowałem szczękę i spojrzałem złotymi oczami na mężczyznę - Co do chuja!  Czy my się znamy? - zapytałem, starając się nie rzucać na niego. Tym bardziej, że obok siedziała córka, która raczej nie miałaby szans.
Wstałem też szybko stanąłem pomiędzy nimi. Nie byłem w formie. Złamana ręka i niedoleczone żebra... to nie była dobra sytuacja do walki, jeszcze z kimś kto umie przywalić. Zaraz przylecieli też pracownicy, którzy otoczyli czerwonowłosego by go powstrzymać przed kolejnym atakiem - lepiej wypierdalaj i nie wracaj! Takie gnoje nie są tu mile widziane - zaciskałem pięść mocno. Oddychałem płytko. Rany bolały, a Koszmar w głowie starał się wyrwać na zewnątrz, a teraz byłem na niego podatny. Nawet nie zwróciłem uwagi, jak chłopak jest do mnie podobny.
Ale miałem to w dupie i gdy tylko zaczął się bardziej rzucać, został wyjebany z Lotosu przez ochronę a ja usiadłem ciężko, rozmasowując obolałą szczękę.

Aristos ZT


Byłem zmęczony ale obiecałem córce zakupy. Cios od tego gnoja jednak nie był niczym, a wpadnięcie na bar też w niczym nie pomagało. Chyba jednak będę musiał się udać do Doktorka, żeby mnie wyleczył do końca.
Westchnąłem ciężko, przez co się skrzywiłem - wybacz córciu ale chyba zakupy odłożymy na inny raz - uśmiechnąłem się do niej przepraszająco - ale jeśli chcesz to możesz iść też sama, no chyba, że chcesz biegać w spódnicach - wyszczerzyłem się wrednie i poczochrałem jej włosy po czym ucałowałem ją w czoło - baw się dobrze, kiedyś to odrobimy - powiedziałem i udałem się na górę do swojej sypialni by odpocząć, warcząc tylko na wiadomość od Franceski, że jednak się wyniosła gdzieś w siną dal. Dobrze, jeden problem z głowy.

Mefisto ZT


Karczma "Smoczy Lotos" - Page 7 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach